piątek, 29 czerwca 2012

Część IV

Rozdział został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję!

4. – Jest pan pewien, że chce tu czekać? To może trochę potrwać... – Była trochę skrępowana tą sytuacją.
- Jestem pewien, zaczekam tutaj – powiedział i znów usadowił się na niemal już swoim krzesełku.
Hermiona była zdziwiona tym co robił młody Malfoy, był niczym ochroniarz swojej matki. Czekał na nią jak wierny pies, a jego spojrzenie mówiło, że mogą tam siedzieć nawet do jutra, a on i tak tam będzie. Dziewczyna wiedziała, że nie bierze się to z braku zaufania do niej, – gdyby tak było, zawsze towarzyszyłby matce w jej gabinecie, - a z pobudek, które nim kierowały, a których ona nie mogła znać.
Hermiona spojrzała na Megi – ta była wyraźnie zachwycona postawą młodzieńca. Masz czystą krew, więc masz szanse, pomyślała i puściła jej perskie oczko.
- Pomyślałam - zaczęła kiedy już usadowiły się w gabinecie i rzuciła stos kartek na biurko, a ich ogrom nadal przytłaczał Hermionę – że zaczniemy od oddzielania ich na podstawie cech charakterystycznych. Jakie miała oczy?
- Brązowe.
I zaczęły przeglądać i odrzucać zbędne arkusze, a ponieważ dużo dziewczynek miało oczy koloru czekolady, pracy będzie w przyszłości o wiele więcej. Hermiona na myśl o tych wszystkich dzieciach bez rodziców zrobiła się zła. Jak można nie chcieć swojego dziecka? Rozumiała, że są tragedie, w których rodzice giną, albo kiedy nie ma środków na utrzymanie dziecka, ale oddać je, do przytułku? Tak po prostu zostawić? Nie kochać? Ona sama nie mogła zrozumieć dlaczego nie gadzi panią Narcyzą. Nie wiedziała, czy oburzenie nie wzbiera w niej gdy tylko o niej pomyśli dlatego, że Narcyza zdecydowała się odnaleźć to dziecko, czy dlatego czego owocem ono było. Jedno było dla niej pewne. Narcyza żałowała.
Bardzo.
W pewnym momencie Hermiona przyłapała się na tym, że przygląda się pani Malfoy. Kobieta, każdej dziewczynce o brązowych oczach jaka przeszła przez jej ręce, przyglądała się z ogromną uwagą. Przyglądała się też ich rodzicom, ponieważ informacje zdobyte przez Hermionę zawierały zdjęcie dziecka zaraz po przybyciu do sierocińca, fotografii dziecka już dorosłego i rodziny, która się nim opiekowała – choć tych było niewiele. Matka Draco patrzyła na uśmiechnięte rodziny na zdjęciach z myślą, że gdzieś tam może być jej córeczka.
Narcyza cierpiała.
Bardzo.
- Pani Malfoy, chciałabym spotkać się z pani mężem w poniedziałek. Czy mogę?
- Tak, oczywiście.
- Z tego co mi wiadomo, nie przebywa w Azkabanie, ale nie został jeszcze wypuszczony do domu. Jeśli się mylę bardzo proszę, by mnie poprawić.
- Nie, ma pani rację.
- Chciałabym jednak poprosić panią o zgodę na piśmie, wtedy dostanie się tam będzie krótsze i nie będzie wymagało całej sesji pytań. Zwłaszcza, że pójdę tam ja. Chyba, że chce pani iść ze mną.
- Ja… - Narcyza się zawahała. Sama nie wiedziała dlaczego to robi. W końcu to ona robiła wszystko, by wyciągnąć swojego męża z więzienia - z powodzeniem. Ale czy chciała być przy tej rozmowie? Nie, przecież jej, by przy tym nie było, ale i tak świadomość celu w jakim, by tam przyszły… – Czy ja mogłabym powiedzieć pani w poniedziałek? Ja… Chciałabym to przemyśleć.
- Dobrze, nie ma problemu. Jak się z panią skontaktuję?
- Może… Może przyszłaby pani do nas?
Hermiona osłupiała. Nie zdążyła sobie nawet przypomnieć, jak to było kiedy była tam ostatnim razem, bo kobieta od razu sprostowała:
- Nie mieszkamy już tam gdzie wcześniej.
- Przyjdę – odpowiedziała spokojnie. – Jak tam trafię?
- Potrzebuję kartkę – powiedziała kobieta. A kiedy już ją dostała napisała różdżką na niej coś po łacinie. – Kiedy pani dotknie napisu różdżką przeniesie się pani do nas – zakończyła uśmiechając się, był to ciepły uśmiech.
Hermiona już miała odprowadzać Narcyzę do wyjścia, kiedy coś sobie uświadomiła. Z przerażenia i zaskoczenia własną głupotą, aż zakryła ustami dłonią. To był taki ważny szczegół.
- Pani Narcyzo, jest coś, czego nie powiedziałam pani na początku naszej współpracy. Ja nie pracuję w weekendy. To znaczy pracuję, ale to mój prywatny projekt.
- Dobrze. Mnie to nie przeszkadza.
Dziewczynie nadal trudno było pojąć zachowanie kobiety, ale to tylko tłumaczyło co strach robi z człowiekiem.
Wyszły z gabinetu. Hermiona zerknęła na Megi, która korzystając z faktu, że Draco przygląda się właśnie jej pracodawczyni wpatrywała się w niego jak w święty obrazek. Gryfonka wywróciła oczami. Draco znów podszedł do matki objął ją delikatnie i skinął głową, żegnając się z kobietami.

czwartek, 28 czerwca 2012

Część III

Rozdział został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję.

3. Hermiona usiadła na wielkim, czarnym, skórzanym, obrotowym fotelu i obróciła się tyłem do biurka. Spoglądała przez okno. Bardzo specyficzne okno. Miało kształt paraboli i było tak szerokie jak cała ściana. Zrobione było z mniejszych, głównie prostokątnych okienek, najistotniejsze jednak było to, że szyby były magicznym lustrem weneckim. To właśnie dlatego nikt z przechodniów nie widział latających w powietrzu kartek czy samopiszącego pióra.
Całe biuro urządzone było bardzo gustownie, z klasą. Na pierwszy rzut oka spojrzenie przyciągał ład jaki panował w pomieszczeniu i drewniane, stylowe meble. Biuro Hermiony bardziej przypominało domowy gabinet, niż miejsce pracy z innymi. Jednakże, absolutnie nie można było na to narzekać. Wszyscy czuli się w nim bardzo komfortowo, traciło się tutaj poczucie, że przychodziło się do jakieś firmy.
Ponad metr od okna stało ogromne, drewniane biurko, w kolorze ciepłego brązu - takim samym jak reszta mebli – na którym był laptop, starodawna lampa i pióro – mugolskie, jednak w starodawnym stylu. Dwie ściany pokryte były ogromną meblościanką, na której stały przeróżne rzeczy – od książek, po ramki ze zdjęciami, do pamiątek, a w suficie ukrywał się telewizor. Były oczywiście dwa krzesła dla klientów i komoda (to w niej były akta wszystkich spraw prowadzonych przez Granger), na której był postawiony wazon z bukietem białych róż. Róże idealnie współgrały z beżowym pomieszczeniem, w którym główną rolę odgrywało drewno, sprawiając, że było ciepłe i przytulne.
Hermiona wyciągnęła swoje długie, lekko opalone od australijskich promieni słonecznych nogi i starała się zebrać myśli. Przyszła do niej Narcyza Malfoy wraz z synem. Nie miała złych zamiarów, co więcej, była miła. Dziewczyna bardzo chciała, by jej ego urosło od wyróżnienia jakim było przyjście Malfoy’ów, ich pokora, ale nie udało się. Potrafiła na to patrzeć tylko w kategoriach „wykonać zadanie”, „zapomnieć o sprawie”. I właśnie to ostatnie frustrowało ją najbardziej, wcale nie chciała o tym zapomnieć! To wszystko było przecież takie irracjonalne, a przeżyła w życiu już wiele irracjonalnych spraw. Przychodzi do niej Narcyza Malfoy i prosi, by ta znalazła jej córkę! Nie decyduje się, by szukać jej na własną rękę i zabiera ze sobą swojego syna, który publicznie ukazuje ciepłe uczucia względem swej matki, więcej jest wręcz uprzejmy dla samej Hermiony.
No popatrz Hermiono, pomyślała sama do siebie, a sądziłaś, że będą do ciebie przychodzić tylko mugole, prosząc, byś znalazła dowód na to, że ich rzekome drugie połówki nie są im wierne.

*

Odwróciła się do laptopa i zaczęła szukać adresów wszystkich sierocińców na terenie Londynu. Nigdy nie potrzebowała żadnej kartki do zapisywania ich adresów, o nie, Hermiona miała bardzo dobrą pamięć. Zabrała płaszcz i torebkę, pożegnała się z Megi, gdyż wiedziała, że już więcej się dzisiaj nie zobaczą i wyszła w miasto. Ponieważ pierwszy cel był zaledwie kilka ulic dalej postanowiła iść pieszo. Szła pewnie, z wysoko podniesioną głową, na swoich wysokich obcasach. Prawdopodobnie była najodważniejszą dziewczyną w promieniu kilku mil. O tak, Hermiona bardzo się zmieniła i to nie tylko fizycznie. Psychicznie nawet bardziej.
- Dzień dobry – powiedziała kiedy już stanęła przed dyrektorką sierocińca. – Nazywam się Hermiona Granger, jestem prywatnym detektywem – powiedziała i pokazała swoją legitymację. – Poszukuję zaginionej córki mojej klientki, dlatego chciałabym pożyczyć akta wszystkich dzieci płci żeńskiej zostawionych tu w czerwcu 1980.
Jej głos wręcz emanował nieznoszącym sprzeciwu, surowym tonem. Chciała czegoś? To musiała to dostać, za wszelką cenę – taką ma pracę. Żadnych sentymentów. I teraz mogłaby uchodzić za przysłowiową Ślizgonkę - zimną i wyrachowaną.
- Wszystkie? – zapytała nieco przestraszona, starsza kobieta. – Ale po co wszystkie, nie wystarczą tylko te z dnia kiedy dziecko zostało oddane? Tak będzie przecież łatwiej...
Kobieta bała się Hermiony – jej tonu i tego zimnego, pełnego wyższości spojrzenia
- Tylko tak mogę być pewna, że niczego nie przeoczę. Ja nie popełniam błędów – wręcz wycedziła.
I dostała! Wszystko o co prosiła, bez zaklęć czy włamywania się do sejfu. I tak od jednego sierocińca do drugiego. Wszędzie te same reakcje i wszędzie te same odpowiedzi.

*

Było za minutę piąta. Hermiona stała oparta o kontuar ze szklanką wody w ręce. Nogi miała wyprostowane w kolanach, ale jednocześnie skrzyżowane jedną na drugiej – tak jak lubiła najbardziej. Czekając na swoją klientkę duszkiem sączyła płyn.
I znów przyszło do niej dwóch gości. Uprzejmie przywitała panią Narcyzę, a Malfoy Junior znów powitał ja skinieniem głowy – odpowiedziała mu tym samym. Otworzyła drzwi swojego gabinetu i ręką dała znak, że zaprasza ich do środka.
- Draco, ty nie wchodzisz? – zapytała Narcyza.
- Nie dziękuję, poczekam tutaj. – I z tymi słowami oddalił się w kierunku krzesła.
- Czy zrobić panu kawy? – zapytała Hermiona. Jej ton był miły, jednak czysto służbowy.
- Pozwoli pani, że obsłużę się sam – opowiedział i udał się w kierunku mugolskiego ekspresu do kawy. I rzeczywiście, kawę przygotował sobie sam, dokładnie wiedział co i jak nacisnąć, by otrzymać pożądany przez niego płyn.
Hermiona była zaskoczona, ale nie chciała, by było to po niej widać. Weszły do gabinetu, Narcyza usiadła, a Hermiona zaproponowała lampkę wina.
- Jakie pani woli? – zapytała, otwierając barek i wyciągając kieliszki.
- Słodkie.
- A więc – powiedziała po chwili – mam tutaj dane wszystkich dzieci, oddanych do londyńskich sierocińców w ciągu całego czerwca ’80 roku. Jestem osobą zapobiegliwą i dlatego tych papierów jest tak dużo, to pozwoli na wykluczenie wszelkiego poślizgu. Przyznaję jednak, że będzie z tym więcej pracy.
Narcyza kiwnęła głową, na znak, że rozumie i jej to nie przeszkadza.
- Czy mam pomóc pani to przeglądać? – zapytała.
- Jeśli pani chce, to oczywiście, będzie mi miło. – Hermiona nie kłamała, naprawdę cieszyła się z tej propozycji. – Jednak nie zamierzam zabierać się za to teraz, z doświadczenia wiem, że jakiekolwiek papiery najlepiej przeglądać rano, bo robiąc to później nie tyle, że nie ma się ochoty, po prostu marzysz tylko o tym, by zasnąć i nie musieć patrzeć na tę stertę papierzysk.
- A więc jutro?
- Tak, jutro.
- O dziesiątej?
- Będzie idealnie.
Uśmiechnęły się do siebie. Dopiły wino i Hermiona odprowadziła kobietę do wyjścia. Spojrzała na Dracona, który siedział na krześle ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Nie wyglądał na zniecierpliwionego, był po prostu spokojny.

środa, 27 czerwca 2012

Część II

Rozdział został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję.

2. Hermiona zamarła. Nigdy się nie lubili, ale nie życzyła mu źle. No i jak to możliwe, że nic nie napisali w gazetach? Fakt, Prorok - dzięki innej ekipie redakcyjnej – stał się o wiele rzetelniejszą gazetą, ale Malfoy’ów znał każdy.
- Czy… Czy Pan Draco... – nie wiedziała jak go nazywać, w końcu nigdy nie mówili sobie po imieniu.
- Nie - zaprzeczyła gwałtownie Narcyza. – Draco jest tutaj ze mną.
Hermiona odetchnęła głęboko - choć sama nie wiedziała dlaczego - jednocześnie będąc w jeszcze większym szoku, niż poprzednio. Jednym chlustem wypiła wodę ze szklanki stojącej na biurku, a potem gwałtownie opadła na swój fotel zbierając myśli. Malfoy ma rodzeństwo, to niesamowite! - myślała. Gdyby była jakąś pustą i nieczułą plotkarą zapewne od razu wysnułaby z milion teorii, dlaczego pani Malfoy pozbyła się swojego dziecka, zaczynając od tej, że dziecko było charłakiem. Ona jednak wiedziała, że sprawa ma głębsze znaczenie.
- Zapłacę ile pani zażąda, ale proszę mi pomóc. – Narcyza korzyła się przed brunetką, by ta tylko się zgodziła.
- Oczywiście, że zrobię co w mojej mocy - pośpieszyła z odpowiedzią.
Narcyza odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się delikatnie. Hermiona sięgnęła do intercomu i powiedziała:
- Megi, przynieś nam, proszę, dwie kawy. – Zaraz potem zwróciła się z powrotem do Narcyzy. – Może, zanim przyjdzie, porozmawiamy o czymś trochę innym. – Kobieta kiwnęła jej głową na znak, że słucha. – Dlaczego przyszła pani do mnie, a nie do aurorów?
- Aurorzy... Chyba za nami nie przepadają, poza tym, oni nie zajmują się takimi sprawami. Widzi pani, zastanawiam się, czy gdyby nie Draco i Lucjusz zdecydowałabym się do pani przyjść. – W Hermionie coś drgnęło, gdy usłyszała te słowa. Te i te po nich. – W końcu nie ma pani żadnego powodu, by mi pomóc.
Wtedy weszła dziewczyna z kawą. Ze srebrnej tacy zdjęła porcelanowe filiżanki z czarnym, mocnym płynem, cukiernicę i mleczko do kawy. Efektu przepychu i elegancji dopełniały srebrne łyżeczki. Megi uśmiechnęła się i wyszła.
Hermiona wyciągnęła teczkę, kartki i czerwone, samopiszące pióro. Narcyza z niepokojem spojrzała na przedmiot, a potem na wielkie okno za plecami Hermiony, przez które widać było tłumy zmierzających w przeróżnych kierunkach mugoli.
- Spokojnie, zadbałam o to – uspokoiła Hermiona. – A więc, - zaczęła, a notujący przedmiot zawisł nad kartką. Sama Hermiona zaś oparła ręce na biurku, by lepiej przysłuchać się jakże intrygującej sprawie. - Proszę mi opowiedzieć o dziecku, które mam znaleźć. Tylko bardzo proszę, od samego początku - zaznaczyła.
Narcyza wzięła bardzo głęboki oddech i zaczęła:
- Tak naprawdę do teraz nie rozumiem jak to się mogło wydarzyć. To... irracjonalne. Szłam jedną z ulic, było południe i o dziwo, to nie była magiczna część miasta. Był 3 października ’79 roku, a różdżkę miałam w ręce. Jednak kiedy poczułam ten przeszywający ból, po prostu zemdlałam. Teraz wiem, że był to paralizator.
Hermiona wzdrygnęła się w duchu kiedy wyobraziła sobie, jak przez jej ciało przebiega prąd elektryczny.
- Różdżka wypadła mi z ręki. Kiedy przyszłam tam następnej nocy nadal tam leżała... – Narcyza sięgnęła po filiżankę z kawą. Gdy wcześniej mówiła, słodziła swoją kawę i rozcieńczała ją mlekiem, później dokładnie mieszając. A Hermiona wiedziała, że kobieta zbiera się w sobie, by powiedzieć to, co powiedzieć musi. – Mój napastnik nie wykorzystał mego braku świadomości. Wolał mieć pewność, że będę świadoma kiedy mnie gwałcił... Może miał nadzieję, że wezmę czynny udział w jego zabawie? – Narcyza chciała wypowiedzieć to z ironią, ale przez ból w jej głosie i szept jakim opowiadała jedną z najgorszych historii swego życia, nie udało jej się. – Wiem, że mogłam jakoś spróbować się bronić bez różdżki, ale byłam tak bardzo obolała, zmarznięta i przerażona… Nikt, nigdy nie podniósł na mnie ręki...
Przerwała na dłuższą chwilę, a pozorny obserwator mógłby stwierdzić, że delektuje się kawą. Naprawdę jednak ciągle zmagała się z demonami własnej przeszłości. Hermiona, również sącząc swoją kawę, przyglądała się zapisanym papierom. Wiedziała, że nie musi o nic pytać, że jej klientka sama dokończy tę straszną opowieść.
- Ten człowiek musiał być chory psychicznie, bo najpierw przystawił mi nóż do gardła, a potem stwierdził, że mam „zbył ładną buźkę, by mnie zabić” i po prostu zostawił mnie w tej ruderze, do której mnie zaciągnął. A przecież widziałam jego twarz. Mogłam go znaleźć. – Narcyza upiła ostatni łyk swojej kawy. – To był pierwszy raz, kiedy chciałam zabić. – Narcyza przyjrzała się Hermionie. Ta nawet nie drgnęła, słuchała tylko uważnie, by zapamiętać jak najwięcej emocji pojawiających się na twarzy kobiety. – Kiedy… Kiedy już wróciłam do domu, pobijana i potargana, nie miałam siły, by wracać do tej historii, więc wsadziłam swoje wspomnienia do myślodsiewni i pokazałam je Lucjuszowi... Nigdy nie był tak wściekły, chciał dopaść mojego oprawcę i torturować tak długo, aż ten, zmęczony błaganiem o litość, nie wyzionie ducha. Skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że to było kuszące, jednak nie zgodziłam się i prosiłam, by tego nie robił. Wydaje mi się, że mnie posłuchał, jednak nigdy potem już o to nie pytałam, więc nie wiem czy ten człowiek żyje. Kilka godzin wcześniej zaszłam w ciążę z Draco. – To zdziwiło Hermionę, no bo końcu, ile jest takich przypadków? – Kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży byłam przerażona, nie miałam pojęcia czyje jest to dziecko i czy będzie potrafić czarować. Kiedy poszłam do magomedyka okazało się, że są to bliźniaki. – Narcyza nadal nie mogła uwierzyć w to, co mówi. - Starałam się to zaakceptować, nauczyć się żyć z tym, że jedno z moich dzieci będzie owocem największej krzywdy jaką mi wyrządzono. I… i prawie, prawie mi się to udało. A mimo to i tak wiedziałam, że Draco będzie tym lepszym dzieckiem... I właśnie, dla tamtego dziecka, przez te ponad 8 miesięcy, nie wymyśliłam nawet imienia. A potem, kiedy je urodziłam okazało się, że ono ani trochę nie jest do mnie podobne. Wahałam się, ale w końcu zgodziłam się je oddać. – Twarz Narcyzy wykrzywił ból. – To była dziewczynka.
Zapadła cisza. Hermiona postanowiła dać Narcyzie chwilę czasu, by ta doszła do siebie, a potem zapytała czy nie zechciałaby trochę wody. Hermiona podała jej napój, a dopiero potem zadała pierwsze, tego dnia, pytanie w sprawie, która tak bardzo ją pochłonęła, choć dopiero się o niej dowiedziała.
- Powiedziała pani, że oddała pani swoje dziecko. Jak?
- Najpierw chciałam zrobić to sama, potem jednak stwierdziłam, że nie jestem w stanie. Chciałam wysłać Lucjusza, w końcu jednak poprosiliśmy skrzata. Mimo wszystko chciałam, by miało jakieś szanse na normalną rodzinę, więc powiedziałam mu, by zostawił dziecko pod drzwiami jakiegoś sierocińca w Londynie. Nie zapytałam go gdzie zostawił moją córkę, a potem nie było już jak, bo skrzat ze starości zmarł - potem mieliśmy Zgredka. Kazałam oddać dziecko 6 czerwca 1980. Dzień po narodzinach.
Hermiona trochę zasmuciła się na myśl o wspomnianym skrzacie. Był taki dobry, taki lojalny… Ale w pracy nie ma czasu na sentymenty.
- Tak więc: kobieta, bez... Malfoyowskich genów..., zostawiona w Londyńskim sierocińcu, lat 20, może być mugolką. 6 czerwca. Czy wszystko się zgadza? - Narcyza przytaknęła. - Czy chce pani brać czynny udział w poszukiwaniach? – Kobieta znów kiwnęła głową. – Czy mogę rozmawiać z pani mężem lub synem?
- Oczywiście.
- Dobrze więc. Jutro postaram się o informacje na temat dzieci. Czy chce się pani wtedy spotkać?
- Tak, jeśli jest taka możliwość, to tak.
- Czy jeśli zaproponuję 5 po południu wykażę się nietaktem?
- Nie, 5 jest dobrą porą. Mam przyjść tutaj?
- Tak. Hymnn… To chyba wszystko. Dziękuję więc, postaram się zrobić co w mojej mocy, by odnaleźć pani córkę.
Narcyza wstała i uśmiechając się delikatnie podała rękę Hermionie. Ta odpowiedziała tym samym, a później odprowadziła ją do drzwi. Gdy je otworzyła jej wzrok napotkał syna jej klientki, właśnie wstawał. Podszedł do matki i objął ją delikatnie, przyglądając się czy wszystko z nią w porządku. Wiedział jakie dla niej to wszystko jest bolesne. Spojrzał na Hermionę. Stwierdziła, że Draco właściwie się nie zmienił. Stał się tylko bardziej męski – wyprzystojniał.
Nie wiedzieli jak się wobec siebie zachować, więc tylko skinęli sobie głowami. Potem Malfoyowie wyszli, a Hermiona wróciła do swojego gabinetu.

środa, 13 czerwca 2012

Część I

Rozdział został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję.

1. Dwie postacie przemierzały jedną z głównych ulic Londynu. Mijali wielu ludzi, by dostać się do jednej z instytucji. Nie było w tym, tak naprawdę, nic nadzwyczajnego, dziwne mogło być tylko miejsce, do którego zmierzają. Szli do pierwszego takiego miejsca w czarodziejskim świecie.
Stanęli przed drewnianymi drzwiami o pięknym, rzucającym się w oczy, wiśniowym kolorze. Spojrzeli na dwie pozłacane tabliczki – przedstawiały właściwie tą samą informację. Pierwszą widzieli wszyscy, za to tę drugą tylko czarodzieje. Kobieta przekręciła klamkę w kolorze starego złota, która znajdowała się po środku drzwi i - razem z towarzyszem - weszli do pomieszczenia, zmierzając w stronę kontuaru i młodziutkiej sekretarki. Dziewczyna najpierw przyglądała się przybyłym ludziom z lekkim niepokojem, zaraz jednak uśmiechnęła się przyjaźnie, by nie zawieść swojej pracodawczyni - bardzo chciała, aby ta była z niej dumna.
- Witam państwa. W czym mogę pomóc? – zapytała.
- Chciałabym porozmawiać z pani szefową.
- Jak mniemam, nie była pani umówiona.
Kobieta twierdząco kiwnęła głową.
- Tak się składa, że pani Granger jest teraz w biurze. Tylko ją powiadomię.
Asystentka zapukała do kolejnych drewnianych drzwi i po usłyszeniu „proszę” weszła do środka.
- Ma pani nieumówionych klientów. Powiedziałam, że ich pani przyjemnie.
- Tak zrobię. Dziękuję, Megi. – Uśmiechnęła się i poprosiła, by dziewczyna wpuściła przybyłe osoby.
- Pani Granger zaprasza.
Kobieta podeszła do mężczyzny i powiedziała:
- Poczekaj tutaj.
Zrobił jak prosiła, a ona sama weszła do środka.
Hermiona Granger podniosła się ze swojego skórzanego fotela. Chciała wyciągnąć rękę do swojego klienta, jednak jej dłoń zamarła w pół drogi. Z niedowierzaniem przyglądała się wchodzącej kobiecie. Z szeroko otwartymi oczyma, patrzyła jak przechodzi przez jej gabinet i staje po drugiej stronie ogromnego biurka. Dziewczyna poruszyła ustami starając się coś wydusić, jednak dopiero za drugim podejściem udało jej się poprosić panią Narcyzę Malfoy, by usiadła.
Hermiona była spięta. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, by zauważyć jak z podenerwowaniem poprawia teczki na biurku i wygładza ręką swoją czarną spódnicę z wysokim stanem. I dopiero po tak nieprofesjonalnych zabiegach wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Musi mi pani wybaczyć, ale w tej firmie magii mogę używać tylko ja. To środek bezpieczeństwa, ponieważ mugole również tu przychodzą.
I wtedy uświadomiła sobie, że nawet się nie przywitała, na co zmieszała się bardzo. Narcyza musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się wyrozumiale, a Hermiona nie potrafiła ukryć swego zdumienia. Pytanie zadała jednak jak najbardziej profesjonalnie:
- Czego ode mnie pani oczekuje?
- Proszę, – wypowiedziała to z takim uczuciem, że Hermionie gwałtowniej zabiło serce – znajdź moje dziecko.

Prolog

Ciemność.
Otaczająca nas z każdej strony, przytłaczająca, ciemna masa, która ciąży i sprawia, że nie możemy oddychać, ruszać się, czy nawet myśleć. Jeśli jednak nasza świadomość działa, to albo myślimy tylko o tym, by ciemność ustała albo przez naszą głowę przepływa fala obrazów, których nie możemy zinterpretować.
A potem otwierasz oczy i widzisz ten oślepiający blask. I myślisz tylko o tym, by znów je zamknąć.
Więc co jest lepsze?
Życie w ciemności pełnej sekretów i zaułków, w których można się ukryć, czy w świetle i prawdzie, od której już nie można uciec?

Prolog został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję.

"Dramione na czacie" - miniaturka; alternatywne zakończenie



„Nie musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać Kogoś, kto go zna. A potem zasnąć w Jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami.”
Paulo Coelho

 - Wesołych świąt, Hermiono.
 - Wesołych świąt, Draco.
   Malfoy poszedł pod prysznic. Wiedział, że Granger dzisiaj wyjeżdża, on zostawał do Nowego Roku.
Granger dalej wpatrywała się w panoramę miasta. Nie potrafiła oderwać od niej wzroku. Uśpione miasto sprawiało, że był spokojniejsza, bardziej wyciszona, a jej myśli nie pędziły niczym sportowy samochód.
 - Przeziębisz się. – Powiedział mężczyzna. Od chwili w której wstał minęła godzina, a podejrzewał, że wyszła na ten balkon dużo wcześniej. Dziwił się, że nie marznie w samym szlafroku. Podejrzewał, że jest tak zamyślona, że nie zdaje sobie sprawy, z otaczającej jej temperatury. Ale nie chciał, żeby się rozchorowała.
   Do takich półsłówek ograniczała się ich rozmowa, tego dnia. Draco czytał książkę, Hermiona poszła poszukać jakiegoś kościoła anglikańskiego. Draco czytał książkę, a Hermiona rozpakowywała prezenty. Draco czytał książkę, a Hermiona pisała list. Bez ani jednego wypowiedzianego słowa. Potem był wspólny obiad. Padło tylko „smacznego”.
   Każde z nich chciało coś powiedzieć, ale żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Milczenie ciążyło w powietrzu. Ale słowa to tylko marna imitacja naszych myśli.
   Było popołudnie. Teraz to Draco stał na balkonie, ściskając balustradę niczym imadło. Książka się skończyła i już nie mógł uciekać od dręczących go myśli i wspomnień.
 - Dowiedzenia Draco. – Powiedziała stojąc w wejściu. Nie odwrócił się. Rzuciła mu ostatnie, tęskne spojrzenie – nie widział go.
   Odwróciła się i zrobiła krok. Malfoy gwałtownie się odwrócił.
 - Wyjdź za mnie!
   Twarz szaleńca. Taki byłby widok dla kogoś innego niż Hermiona. Ona jednak wiedziała, że wygląda tak przez swoje sumienie. Że ono nie daje mu żyć, wyrzuca wszystko, to co chcemy ukryć, w swoim umyśle, na wierzch.
   Nie pozwala zapomnieć.
   Każe działać.
   Podeszła do niego, dotknęła jego czerwonych od mrozu policzków. Spojrzała mu w oczy, a potem przymykając swoje, delikatnie go pocałowała.

   Otworzyła oczy, gwałtownie zrywając się z łóżka. Znów ten sam sen. Śnił jej się tak często - niemal codziennie - że przez ten rok stał się nieodłączna częścią jej życia. Ubrała szlafrok, do kieliszka nalała grzanego wina i wyszła na balkon. Wiedeń tonął w mroku. Tylko uliczne lampy dawały światło, a świeży śnieg je odbijał, skrząc się malutkimi mroźnymi diamencikami. Niestety nie zwracała uwagi na to piękne zjawisko.
 Jest 2 nad ranem, czuję się, jakbym właśnie straciła przyjaciela.
   Minął rok, a ona znów była w tym samym mieście. W tym samym hotelu, w tym samym apartamencie. Tylko inny pokój zajmowała. Zajmowała Jego pokój.
Myślała o swoim snie.
 Muzyka zaczyna grać jak pod koniec smutnego filmu.
   Nie dziwiła się wcale, że znów o Nim śni, dziwiła ją jednak intensywność tego snu. Nigdy nie śniła o Nim tak intensywnie jak przed chwilą. Nawet czuła jego zapach w tamtej chwili. Bo jej sen to wspomnienie tamtego dnia. Wspomnienie to, jednak nie jest do końca prawdziwe. Bo kiedy Hermiona się pożegnała z Draco, ten nic nie zrobił. Ona wyszła i tyle się widzieli.
 Widzę w myślach twoją twarz kiedy odjeżdżam.
   Może to przez to miejsce, pomyślała.
Hermiona Granger nawet przed samą sobą, nie potrafiła przyznać się do tego, że przyjechała tu, bo miała nadzieję, że znów się spotkają. Ale nawet jeśli, to co sobie powiedzą? „Cześć, znów się tu spotykamy. Jak ci minął rok?” Chyba raczej nie bardzo. A może zapytają o co innego: „Dlaczego nie było cię na czacie?” No tak, bo kobieta od przyjazdu do Londynu codziennie sprawdzała, czy dostała wiadomość od mężczyzny. On robił to samo. Ale bez skutku, bo żadne nie napisało, nie wiedziało co. A i nie spotkali się w internetowym świecie, bo żadne z nich nie było „widoczne”.
 I nic co powiemy nie ochroni nas przed rozstaniem.
   Na ulicy było zupełnie pusto. A nie, jednak nie. W oddali było widać jakąś idącą postać. Hermiona utkwiła wzrok w obiekcie. W końcu, co miała lepszego do roboty. Osoba szła prosto, nie skręcała więc kiedy była dostatecznie blisko kobieta mogła się jej przyjrzeć.
   Rozpoznała ten charakterystyczny chód, ten sposób w jaki trzymał dumnie podniesioną głowę. I mimo fatalnego światła rozpoznała tą platynową czuprynę.
 Jesteś jedyną osobą, którą znam jak wierzch mojej ręki.
   Upuściła kieliszek. Roztrzaskał się dokładnie przed nim.
   Wstrzymała oddech.
 Nie potrafię bez ciebie oddychać, ale muszę.
   Spojrzał w górę. Zobaczył ją.
   Patrzyli na siebie. Nie wiedzieli co zrobić, co powiedzieć.
 Ludzie są ludźmi i czasami zmieniamy zdanie. 
 Ludzie są ludźmi i czasami nie wychodzi.
   Malfoy się teleportował.
   Gdy Hermiona słyszała charakterystyczny trzask towarzyszący deportacji dopadła balustrady. Chciała krzyczeć, błagać go, żeby nie odchodził. Żeby poczekał. Wrócił...
 I wiemy, że to nigdy nie jest proste, nie jest łatwe,
że to nigdy nie jest czyste rozstanie, nie ma nikogo kto mnie ocali .
 Nie potrafię bez ciebie oddychać, ale muszę.
   Nie zdążyła.

   Poczuła szarpnięcie. Odwróciła się i zatonęła.
Zatonęła w głębi jego szmaragdowo-srebrnego spojrzenia. Było takie… jego! I było zdeterminowane. Ale do czego? Tego nie wiedziała.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
 - Porozmawiajmy – wyszeptał.
   Hermiona skinęła delikatnie głową. Szept Draco był tak cichy, że nie była pewna czy powiedział to, co wydawało jej się, że powiedział. Usiedli na kanapie. Nie potrafili na siebie spojrzeć.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
   Mężczyzna wziął głęboki oddech.
 - Opowiedz mi o… - Chciał zapytać o coś najważniejszego, jednak nie znalazł takiego pytania. - Opowiedz mi o wszystkim.
   Hermiona zrobiła to co prosił. Opowiadała o wszystkim, o czym tylko pomyślała, poczynając od kupionej marchewki, kończąc na ostatnio przeczytanym wierszu. Dlaczego to zrobiła? Bo była w nim zakochana. A kiedy się kogoś kocha robi się wszystko, by ta druga osoba była szczęśliwa. No i zbyt długo czekała na to spotkanie. Zbyt długo czekała na tę rozmowę. Czasami nawet łapała się na tym co będzie jeśli zapomni o rozmowach z nim. W końcu nigdy nie rozmawiało jej się z nikim tak dobrze jak z Nim: Dupkiem ze szkoły, Skretyniałą Tchórzofretką, Pieprzonym Arystokratą, Tlenionym Debilem lub po prostu, Draco Malfoy’em. Ślizgonem, któremu powiedziała, że nie chce pamiętać najpiękniejszej nocy swojego życia.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
   Draco przyglądał jej się z nieskrywaną fascynacją – nic się nie zmieniła. Dalej potrafiła sprawić jak nikt inny, że się uśmiechał.
   Dotknął jej policzka i wyszeptał:
 - Przepraszam?
 - Za co? – Wypowiedziała bezgłośnie. Głos uwiązł jej w gardle.
 - Za to, że powiedziałem, że nic nie pamiętam.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
 - Przepraszam.
 - Za co? – Zapytał. Nie rozumiał, o co jej chodzi.
 - Za to, że powiedziałam, że nie chcę tego pamiętać.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
   Zetknęli się czołami, patrząc sobie głęboko w oczy i uśmiechając się do siebie niczym wariaci.
 Bo żadne z nas nie przypuszczało, że tak to się skończy…
   Bo, żadne z nich nie przypuszczało, że gdzieś po drodze, zgubią swoją nienawiść.

czwartek, 7 czerwca 2012

"Dramione na czacie" - miniaturka

Wiedeń, austriackie miasto słynące z takich miejsc i wydarzeń jak: pałac Schönbrunn, wesołe miasteczko Prater czy bożonarodzeniowy Wainachtsmarkt. Świąteczny jarmark tutaj, to jedna z najpopularniejszych atrakcji na świecie.
A święta? To magiczny czas, w którym ludzie zbierają się razem składając sobie życzenia i obdarowują się podarunkami. Radość, miłość i spokój wypełnia ludzkie serca. Wszyscy są szczęśliwi, nikt się nie denerwuje i nie krzyczy.
- JAK TO NIE MA JUŻ MIEJSC?!! Czy pani wie kim ja jestem?!!
- Spokojnie, panie Malfoy. Proszę nie krzyczeć, bo choć mam w uchu słuchawkę z mikrofonem, to doskonale słyszę. I wiem kim pan jest. Jednak to nie moja wina, że nie złożył pan rezerwacji.
Gdy młody, bogaty i cholernie seksowy mężczyzna już ochłonął, recepcjonistka powiedziała to, co tak bardzo powiedzieć chciała, choć wiedziała jakie to niestosowne.
- Gdybym miała taką możliwość sama bym pana przyjęła pod swój dach. Szkoda, że nie mogę – szepnęła już ciszej. – Mogę jednak zaproponować inną opcję. Jedyną jaka mi została. Jedna z naszych lokatorek mieszka w apartamencie z dwoma sypialniami i w związku z brakiem miejsc zapytaliśmy czy nie mogłaby przyjąć kogoś do drugiej sypialni... – Strasznie nie chciała być tą, która będzie mówić tę śmieszną kwestię. Ale musi, bo inaczej wyleci na zbity śnieg. – No i zgodziła się. Bez wahania, z tego co mi wiadomo.
- Kobieta? – zainteresował się Malfoy. – I sądzi pani, że się pomieścimy, tak? A w jakim jest wieku?
- Mniej więcej w takim jak pan. – Mówiła to strasznie niechętnie, ale za sprzedanie tego miejsca dostanie podwójną premię. – I jest bardzo ładna.
To dla ślizgona przesądziło sprawę.
- Zgadzam się.

*

- Jestem przekonany, że się panu spodoba. To nasz najlepszy apartament, a kobieta, która w nim mieszka… - Mina boy’a hotelowego mówiła wszystko. Czekali aż rzeczona otworzy drzwi.
- Dzień dobry pani. Przyprowadziłem pani lokatora. – Odsunął się, a blondyn stanął w drzwiach.
- MALFOY?!
- GRANGER?!
- O choroba – powiedział boy.
- Ja się nie zgadzam! Wszystkich, ale nie jego!
- Przykro mi, ale zgodziła się pani. Mamy to na piśmie. – Wyciągnął umowę spod firmowej czapeczki i pomachał nią jej przed nosem. – Nie ma pani wyjścia. Przykro mi – zakończył, już nie służbowym tonem.
Hermiona westchnęła. Skąd mogła wiedzieć, że ze wszystkich osób na świecie przyślą akurat jej największego wroga. I co z tego, że zmienił się przez te 7 lat i wygląda jak bóg? Oj tak, Hermiona widziała jak on wygląda i po prostu musiała być ze sobą szczera i przyznać, że za nic w świecie nie chciałaby teraz oślepnąć. Jego średniej długości, postrzępione, a nie ulizane, platynowe włosy opadały niesfornie na czoło, przykrywając częściowo oczy, które mieniły się szafirem i srebrem. Był kompletnie ubrany, dlatego widziała tylko jego dłonie i odsłonięte teraz przedramiona i to wystarczyło, żeby domyślić się jak wygląda reszta jego – wspaniałego, wymagałoby dodać – ciała. Kobieta natychmiast musiała zmienić kierunek swoich myśli, bo albo zaraz zemdleje, albo się na niego rzuci, a tak nie może być. „To mój wróg!” pomyślała hardo.
- Właź Malfoy! Słuchaj no, nie wchodźmy sobie w drogę, ok? - przykazała. - Udawajmy po prostu, że tego drugiego tu nie ma.
Draco pokiwał tylko głową, gdyż cała jego uwaga zaabsorbowana była dziewczyną. Z burzy kręconych włosów, które dawniej przysłaniały jej twarz, teraz widać było tylko krótką, prostą fryzurkę, która idealnie uwydatniała jej kości policzkowe i nadawała jej twarzy dziecięcego uroku. Chłopak zlustrował ją dokładnie. Była ubrana w biało-czarną koszulę z krótkim rękawem i kołnierzykiem, do tego czarna spódniczka przed kolano i wysokie, czarne szpilki, które sprawiały, że jej długie, smukłe nogi, wydawały się nie mieć końca. Gdyby nie to, że miała identyczne oczy, co ta dziewczyna ze szkoły i tą samą intonację głosu, kiedy krzyczała jego nazwisko, to by jej nie poznał. Ubiorem przypominała trochę dziewczynę z kasyna, co wcale mu nie pomagało. Bo gdyby nie to, że to nadal była Granger, to natychmiast by ją uwiódł.
Poszedł do swojej sypialni by się rozpakować, a potem wziąć prysznic. Wiedział, że Hermiona się wkurzy kiedy zobaczy, co robi, ale to nie jego wina, że w sypialni nie ma kominka, a on ostatnimi czasy bardzo polubił siedzieć przy ogniu. Można by rzec, że ogrzewał jego serce. Tak jak Ona
Przewiązał się ręcznikiem w pasie i wyszedł z łazienki.
- Malfoy! – Usłyszał.
- Co Granger? – zapytał z nieco udawaną pretensją w głosie.
- Ubierz się z łaski swojej. Nie masz się czym chwalić!
- Taa, tak sobie wmawiaj! Zresztą, jeszcze nic nie widziałaś – odkrzyknął i z kpiarskim uśmiechem na ustach wszedł do pokoju.
Ukradkowych spojrzeń obojga było potem jeszcze wiele więcej, ale żadne z nich nawet przed samym sobą nie przyzna się do tego, że one rzeczywiście były.
Kompletnie już ubrany chłopak przyszedł ze swoim białym laptopem (identyczny miała dziewczyna), nalał sobie filiżankę kawy i usiadł na kanapie. Gdy komputer się włączał, blondyn sącząc czarny gorący napój, patrzył w ogień.
- Nie mogłeś sobie gdzieś pójść?
- Lubię siedzieć przy kominku, Granger. Poza tym mieliśmy się ignorować i jak na razie tylko tobie to nie wychodzi – powiedział pretensjonalnie.
Hermiona zaklęła pod nosem.
Otworzył swojego laptopa i wszedł na czat, by popisać z kobietą o dziwnym nicku „‘Ερμιονη”. Dla Draco przyznanie się nawet przed samym sobą, że ta nie poznana nigdy naprawdę osoba, stała się dla niego kimś bardzo, bardzo bliskim, było wręcz niewykonalne. Mógł jej o wszystkim powiedzieć (oczywiście, sprytnie omijając fakt o jego magicznych zdolnościach), ale nie miał wtedy czarnej przeszłości. Zaczynał od zera. I choć mógł stworzyć sobie jakieś alter ego, wcale nie chciał tego robić. Był szczery z nią, a ona była szczera z nim – i było im z tym dobrze.
‘Ερμιονη była dwudziestoczteroletnią kobietą, która przyłapała swojego wieloletniego chłopaka na zdradzie. Stało się to tydzień przed ich ślubem. Nie zdziwiło ją to, bo od początku źle im się układało, ale najbardziej bolało właśnie to, że jej przypuszczenia okazały się prawdziwe. Ona nie zdradziła go nigdy. Nie pamiętała jak znalazła się na czacie i jak doszło do jej rozmowy z Draco, ale wiedziała, że to jej pomaga. To w jaki sposób rozmawiali działało na nią w pewien sposób kojąco. Czasem się kłócili, a czasem rozmawiali o swoich ulubionych książkach.
Oboje uzależnili się od rozmowy z tym drugim i żadnemu z nich to nie przeszkadzało. I tak minęło pół roku.
- Witaj, jak Ci mija czas?
- Całkiem zabawnie, bo na jej własne życzenie, uprzykrzam życie dziewczynie, która ma mnie powyżej uszu. A szkoda. A gdzie ty jesteś, co robisz?
- Przyjechałam do Wiednia. Zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda tutejszy jarmark. Poza tym to piękne miasto, pełne tradycji i starych opowieści. Jeszcze nie zdążyłam na niego wyjść, bo ciągle ktoś mi przeszkadza, ale już sam widok z okna wystarczy żeby się zachwycić. 
Draco przeczytał wiadomość kilkakrotnie, a klepki w jego głowie zaczęły ustawiać się tak, że zaczynał kojarzyć pewne bardzo istotne fakty. Podniósł się z kanapy i szybkim krokiem podszedł do okna i spojrzał w dół.
- A tobie co, Malfoy? – Blondyn zignorował pytane.
‘Ερμιονη miała rację, widok był uroczy. Mnóstwo zakochanych par i rodzin z dziećmi tłoczyło się przy straganach. Niektórzy zachwycali się przeróżnymi ozdobami, inni pili grzane wino, a jeszcze inni targowali się, by kupić coś taniej. Wszystkie stragany było oświetlone malutkimi lampkami, co sprawiało, że było wręcz jasno. Draco wrócił do laptopa.
- Dlaczego Wiedeń, a nie Kolonia? Z tego co wiem, to tam jest jeden z największych jarmarków. 
Draco pisał, co tylko mu ślina na język przyniosła, nasłuchując uważnie, co robi Hermiona. I rzeczywiście, kiedy tylko nacisnął „enter” ona zaczęła stukać w klawiaturę laptopa. Przypadek? Draco w niego nie wierzył.
- Mówiłaś, że nie wyszłaś jeszcze z hotelu, jak mniemam, bo przeszkadza ci jakiś kretyn. Kto to taki? 
Zerkając dyskretnie na dziewczynę przyglądał się jak z furią na twarzy odpisuje na wiadomość. I znów usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości, dokładnie tyle razy ile ona razy nacisnęła na „enter”.
- Taki dupek ze szkoły.
Skretyniała tchórzofretka,
Pieprzony Arystokrata,
Tleniony Debil
- Lub po prostu Draco Malfoy, co Granger?
- Co Malfoy? – zapytała przerażona, zamykając natychmiast laptopa i przyciskając go do piersi. Patrzyła na niego uważnie, szukając w jego twarzy jakiejś kpiny, ale ta była nieprzenikniona. – Jak śmiesz używać na mnie legilimencji, jak śmiesz czytać moją prywatną korespondencję? – Wydarła się.
- Nie używałem czarów, Granger. – powiedział i obrócił w jej stronę laptopa.
Kiedy dotarło do niej co jej pokazuje, pobladła gwałtownie. Kiedy do niej dotarło, że „Smok” - który nickiem zawsze kojarzył się jej z Malfoy’em, - z którym pisała przez te pół roku, a od którego słów się wręcz uzależniła, okazał się rzeczywiście być Malfoy’em…
- Tylko nie mdlej! – zawołał Draco przytrzymując jej twarz, patrząc w te piękne, wielkie, czekoladowe oczy.
Ten dotyk nieco ją otrzeźwił.
- Muszę się napić.
Hermiona już wstawała z kanapy, by podejść do barku, kiedy usłyszała głos Draco.
- Na picie będzie czas później, Granger. Najpierw skorzystamy z tego, po co tu przyjechaliśmy.
- O czym ty gadasz, Malfoy?
Draco rzucił w nią przyniesionym płaszczem i powiedział:
- Chciałaś iść na jarmark. No już, zbieraj się – powiedział, usiłując nie parsknąć śmiechem na widok zdezorientowanej miny Hermiony.
Przemierzali hotel w milczeniu. Każde z nich myślało o tym, o czym rozmawiali ze sobą przez czat. Zastanawiali się jak bardzo to zmieni ich relacje, a może nie zmieni ich wcale. Zastanawiali się nad tym, jak to się stało, że znaleźli wspólny język i jak to się stało, że tak bardzo potrzebują siebie nawzajem. Byli już w lobby, a portier otwierał im drzwi, kiedy Hermiona wyrwała się ze swoich myśli i powiedziała do Draco:
- Muszę się wrócić, Malfoy.
- Nigdzie nie wracamy, Granger – odpowiedział twardo.
- Ale nie zabrałam portfela!
- Ale ja tak.
Hermiona wiedziała, że taki tekst z ust arystokraty znaczy „Zapłacę za ciebie”, ale była tym tak zdziwiona, że aż otwarła usta niczym rybka. Starszy już portier zaśmiał się z nich, a przechodząca akurat obok recepcjonistka, z którą wcześniej rozmawiał Malfoy, zazgrzytała zębami, bo po tym, co usłyszała od boy’a, miała nadzieję, że jednak żadnego romansu między Draco, a Hermioną nie będzie. Blondyn pociągnął ją za rękę.
Wyszli na stare miasto. Draco widział jak Hermionie zabłysły oczy z zachwytu, widział jak na jej twarzy wykwita przepiękny uśmiech i widział jak zapomina o wszelkich troskach. I podobało mu się to. Brunetka skakała od straganu do straganu niczym mała dziewczynka. Oglądała świąteczne ozdoby, pluszowe zabawki, stajenki bożonarodzeniowe czy przystrojone świątecznie pierniczki. Przez te pół roku Draco świetnie poznał gust Hermiony, czy może raczej ‘Ερμιονη. Wiedział jakie zapachy najbardziej lubi (chociaż to akurat było na eliksirach w 6 klasie – i jak on mógł tego nie skojarzyć, to niedopuszczalne!), jaki smak wina najbardziej przypadł jej do gustu. Wiedział, jaki krój sukienek nosi i wiedział, jaki miś będzie się jej podobać.
Gryffonka nie śmiała prosić o cokolwiek (choć może powinna była wykorzystać majątek arystokraty jak była ku temu okazja, w końcu piechotą on nie chodzi), ale też nie musiała, bo wystarczyło, że spojrzała na coś dłużej, a Malfoy już prosił sprzedawcę o sprzedanie tego. Więcej, nawet sam to nosił. Na początku Hermiona była bardzo skrępowana taką postawą ślizgona, ale potem stwierdziła, że skoro jest taki otwarty na nią, to zrobi wszystko, żeby on też się na tej wycieczce dobrze bawił. Zaczęli rozmawiać o ozdobach i o uprzejmości tamtejszych ludzi, Hermionie udało się nawet namówić Draco na kilka drobiazgów. Chłopak musiał przyznać, że jedzenie, którego tam spróbował było wyborne. I tak chodząc wspólnie po jarmarku minęło im kilka godzin. Nawet nie stwierdzili, że zmarzli, co zapewne brało się z tego, iż szli „pod rękę” tak, jakby zupełnie zapomnieli, że dawniej tak skutecznie zwalczali siebie nawzajem. Więcej! Wiedeńscy sprzedawcy byli przekonani, że są parą, a kiedy weszli z powrotem do hotelu – i to tak blisko siebie – wszyscy się za nimi oglądali. Odsunęli się od siebie dopiero w windzie, a od krępującej ciszy uwolniła ich świąteczna muzyczka, która leciała w środku.
Gdy zdjęli zimowe okrycia Draco poszedł do barku po wino, a Hermiona usiadła na kanapie i zaczęła wyciągnąć na stolik przed sobą prezenty, które dostała od Draco.
- A ty co robisz? Wystawkę? – zakpił ślizgon, odstawiając wino i kieliszki na stół.
- Oj nie bądź wredny. Ja tylko chcę zapamiętać te prezenty do końca życia.
Draco uniósł pytająco brwi.
- Chcę na zawsze zapamiętać, co dostałam od swojego wroga. – Uśmiechnęła się szeroko, lecz nagle coś z tym uśmiechem się stało. Zaczął gasnąć, tak samo jak jej oczy. Śnieżnobiałe, prościutkie zęby zostały przysłonięte zamyśloną miną, a oczy przykryła mgiełka. Mgiełka wspomnień.
Draco podszedł do dziewczyny i kucnął przy niej. Dotykając jej satynowego policzka zwrócił jej twarz ku sobie.
- Hej, co jest? Co się stało? – Tylko w stosunku do dwóch kobiet – swojej matki i właśnie (jak się okazało) tej dziewczyny - potrafił się zwrócić tak delikatnie i z takim… Uczuciem? Tak właśnie, z uczuciem.
- Wiesz… Co roku marzyłam by na święta dostać... zapomnienie. By zapomnieć, o tym jak twoja ciotka mnie torturowała…
Draco gwałtownie zbladł słysząc to wyznanie. Tak często słyszał we własnych snach jej krzyki. Słyszał i widział jak się rzucała, wyrywała i płakała… Chciał jej wtedy pomóc, ale nie zrobił tego. I zawsze będzie tego żałować.
- Ale teraz… Teraz marzę, by wspomnienia tego wieczoru przysłoniły tamten dzień.
Draco usiadł obok Hermiony i otoczył ją ramieniem, dziewczyna przylgnęła do torsu chłopaka. Tak siedzieli w ciszy przez jakiś czas. Ślizgon domyślił się, że kobieta płacze.
- Przepraszam – wyszeptał. - Porozmawiajmy.
- Tak. Chyba musimy... – odpowiedziała dziewczyna i wzięła od chłopaka kieliszek z czerwonym winem.
- Czyli… Czyli, że ten chłopak, który cię wtedy zostawił, to był Weasley?
Hermiona pokiwała smutno głową, a potem wzięła głęboki wdech, łyk wina i kontynuowała wątek.
- Jak już ci pisałam nigdy nam się nie układało. Tylko pierwszy rok był w porządku. Ron był… Nie, Ron jest cholernym zazdrośnikiem, to raz. Dwa, ma straszny kompleks niższości, więc spróbuj sobie wyobrazić jak się czuł przy mnie.
- No, wyobrażam sobie – odpowiedział z przekąsem.
Hermiona parsknęła śmiechem, wiedziała, że Draco żartował. Znów upiła trochę wina i mieszając delikatnie płyn w kieliszku kontynuowała:
- Tak naprawdę byliśmy razem tylko przez wzgląd na jego rodzinę. Nasz związek opierał się na… Zresztą dobrze wiesz, bo już ci to pisałam.
- Ale nie napisałaś jaki Wieprzlej jest w łóżku – zapytał z zainteresowaniem i szatańskim błyskiem w oku.
- A co, chcesz sprawdzić? Nie radzę. Dla mnie to było 7 lat męki.
- To dużo. – Draco uświadomił sobie, że wypowiedział to ze złością, więc żeby odreagować wypił całą zawartość kieliszka za jednym zamachem i nalał im kolejną lampkę.
- A co z Potter'em?
- A jak myślisz? Jak sądzisz, jak on się czuje kiedy dwójka jego najlepszych przyjaciół się nienawidzi?
Malfoy pokiwał głową ze zrozumieniem
- A ty? - zapytała kobieta.
- Co ja?
- Co tu robisz? I skąd się wziąłeś na czacie?!
- Na czacie… Czułem potrzebę rozmowy z kimś, kto mnie nie zna – jak widać nie wyszło. – Chciałem zacząć z czystym kontem. Bez przeszłości i przyszłości.
Draco utkwił w Hermionie swoje szafirowe spojrzenie, a dziewczyna nie potrafiła od niego uciec.
Nie. To było coś innego. Ona nie chciała od tego spojrzenia uciekać.
- A tutaj – kontynuował - przyjechałem bo… Bo ja wiem? Taki kaprys. Coś mnie pchało w to miejsce. Jestem arystokratą, spełniam swoje zachcianki – zakończył kpiarsko.
Hermiona prychnęła.
- Ty, Granger, nie strój fochów, bo to dzięki mnie twój portfel nie świeci teraz pustkami.
Kobieta nie potrafiła się nie uśmiechnąć na taki przytyk.
- Wiesz co mnie w tym wszystkim najbardziej irytuje? Że zawsze jak patrzyłam na twój nick, to kojarzył mi się z Draco Malfoy’em. Ale na Boga, w życiu bym nie przypuszczała, że „Smok”, rzeczywiście jest twoim nickiem.
- A tak przy okazji, skoro już jesteśmy w temacie, to jak czyta się twój nick, bo jakoś nigdy o to nie zapytałem.
- Ermioni.
- Trzeba mi było uczyć się greki kiedy miałem okazję. - Draco westchnął i upił łyk wina, a kobieta uśmiechnęła się uroczo.
- Swoją drogą, to ciekawe, że Wielki Magiczny Arystokrata zaczął korzystać z mugolskich sprzętów. – Hermiona uśmiechnęła się przebiegle. – Przyznaj się jaki masz samochód.
- Nic specjalnego. Audi. – odpowiedział i niczym dzieciak pokazał jej język. Hermiona rzuciła w niego poduszką z kanapy, ale ten zamiast dostać nią w twarz załapał ją w locie. Obrażona na jego zdolności kobieta skrzyżowała ręce na piersi i wygięła usta w podkówkę. Malfoy parsknął śmiechem. Ale wtedy coś sobie uświadomiła i wytknęła mu:
- Audi, co? „Słuchaj”* - nawet kupując samochód rozkazujesz innym.
- To, że nie znam greki, nie oznacza, że nie znam łaciny, Granger.
- Nienawidzę cię, Malfoy!
- Wiem. – Wyszczerzył się szelmowsko. Wyglądał cudownie z takim uśmiechem. – Twoje zdrowie, Granger – powiedział podnosząc kieliszek w powietrze i wznosząc toast.
I tak sobie rozmawiali, a czas płynął. Rozmawiali o życiu, zainteresowaniach, upodobaniach czy ludziach. Czasem się kłócili i przedrzeźniali nawzajem, a czasem rzucali w siebie poduszkami. Koniec końców, ciągle się do siebie uśmiechali. Byli zachwyceni tym, jak dobrze im się rozmawia, zupełnie jak przez internet, tyle że wtedy nie mogli patrzeć sobie w oczy. Szwajcarska czekolada, kontra kamień szlachetny. Tak różne, a tak cudowne, a mimo to, nie do połączenia.
- Malfoy?
- Tak, Granger?
- Dziękuję.
Powiedziała i delikatnie pocałowała go w policzek, bardzo blisko ust. Jednak ta bliskość… Działała na nią tak, że nie potrafiła, ba, wcale nie chciała odsunąć się dalej niż na kilka milimetrów. Spojrzała mu w oczy, a potem poczuła jego delikatny pocałunek. Już nie zwracali uwagi, na świat który ich otaczał. Kieliszki z winem poleciały na stół, cudem nie rozbijając się i nie rozlewając swojej zawartości. Oddawali sobie pocałunki tak, jakby jutra miało już nie być. Draco przyciągnął Hermionę bliżej siebie, a ta zaczęła rozpinać guziki jego białej koszuli. Gdy widziała jego perfekcyjną klatkę piersiową, chciała pchnąć go na kanapę, jednak jej kochanek miał inny plan. Wziął ją na ręce i całując jej szyję zaniósł ją do swojego pokoju, posadził ją delikatnie na łóżku i zaczął pozbawiać ją odzienia.
Kochali się długo i namiętnie. Żadnemu z nich nigdzie się nie śpieszyło. Dla Hermiony spełnienie przy Ronie był czymś urojonym, czymś wyśnionym. Ale z Draco… Oboje zresztą czuli to samo. Czuli, że choć nigdy nie rozmawiali o seksie, to wiedzą jak sprawić tej drugiej osobie niebotyczną rozkosz. I rzeczywiście, wiedzieli. I korzystali z tego.
Gdy oboje opadli na łóżko - zmęczeni, ale spełnieni jak nigdy dotąd - natychmiast zamknęli oczy, by Morfeusz mógł chwycić ich w swe objęcia, jednak nie odsunęli się od siebie. Chyba nie mogli, więc zasnęli wtuleni w siebie. A ostatnim, co każde z nich dostrzegło było wybicie godziny drugiej nad ranem.


Gdy Hermiona się obudziła, nie miała żadnego problemu z odtworzeniem zdarzeń z poprzedniego dnia? Dlaczego? Bo śniła o Draco przez całą noc. Jej mózg odtwarzał każdy jego dotyk, każde spojrzenie i każdą myśl. A także wszystkie ich rozmowy przez czat, a nie sądziła, że jej umysł – choć bystry – jest w stanie odtworzyć to w przeciągu jakichś trzech godzin jej snu. Spojrzała na Draco. Spał z odkrytą klatką piersiową, jedna ręka zwisała mu poza ramę łóżka, a druga delikatnie dotykała czoła, które było przysłonięte, rozproszonymi we wszystkie strony, platynowymi kosmykami jego włosów. Z błogą miną na ustach wyglądał niczym anioł w ludzkiej postaci. Hermiona pragnęła go dotknąć, ale wiedziała, że nie może. Wstała z łóżka, założyła szlafrok i wyszła na balkon, starając się jak najmniej otwierać drzwi, by zimowe powietrze nie obudziło Malfoy’a. Stanęła przy balustradzie i wpatrywała się w panoramę miasta. Mimo, że poza szlafrokiem nic na sobie nie miała, nie czuła zimna, bo jej umysł i ciało zajęte było przetwarzaniem w myślach ich spotkań i słów jakimi się nawzajem raczyli. Od tych najstarszych, po te najświeższe. Od tych nieprzyjemnych, po te neutralne, aż do tych cudownych, których wspomnienia zechce zabrać ze sobą do grobu. Na dłużej „zatrzymała” się dwa razy. Pierwszy, to Malfoy Manor, jego przerażone spojrzenie i wczorajszy szept. Tamto „przepraszam”, tak szczere i pełne uczuć, ciągle obijało się w jej głowie. A drugi, to ich wspólna noc. To jak ją dotykał, całował, szeptał komplementy do ucha. Zadrżała, ale nie z zimna, a z rozkoszy. To była najcudowniejsza noc jaką kiedykolwiek przeżyła.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się. Malfoy stanął przed nią opatulony ręcznikiem. Nie pozwoliła sobie spojrzeć na niego w całości, skupiła się tylko na jego twarzy.
- Hermiono - odezwał się, - co się wczoraj stało?
- Wypiłam za dużo wina. Alkohol uderzył mi do głowy. Zapomnijmy o tym, co się wydarzyło - poprosiła.
- Czyli, że my… - Dziewczyna pokiwała głową twierdząco. – Tak... Zdecydowanie zbyt wiele wina. Masz rację, zachowujmy się tak jakby do niczego nie doszło.
Przyglądali się sobie, a powietrze między nimi jakby gęstniało. Właśnie coś stracili. Stracili siebie nawzajem.
- Wesołych świąt, Hermiono.
- Wesołych świąt, Draco.
Szkoda, że oboje podjęli tę grę, prawda? Szkoda, że Hermiona stwierdziła, że nie mogą do tego wracać, a Draco udał, że nie pamięta co się stało. Bo gdyby oboje powiedzieli to, co tak bardzo powiedzieć pragnęli, pewnie ich wspólny los potoczyłby się zupełnie inaczej. Ale woleli kłamać. Bo żadne z nich się nie przyznało do tego, że tak bardzo pragnęło tego, co się wydarzyło. Bo żadne z nich nie przyznało się do tego, że wcale pijane nie było.

*Audi z łac. znaczy słuchaj.
Mia Land of Grafic