niedziela, 25 listopada 2012

Część XV

15. 
pewnie jesteś dziś w Nowym Jorku... 
- O czym myślisz? - zapytała Narcyza.
- Dziwnie się czuję z kimś na zakupach. A jeszcze dziwniej z kimś w kawiarni, prywatnie. - Rzuciła okiem na torby obok nich. - Od kiedy jestem dorosła zawsze chodziłam sama. A potem najczęściej dostawałam ubrania, które mi się podobały. Mam wrażenie, że nie powinno mnie tu być, że nie powinnam nikomu towarzyszyć. Jestem singlem, zawsze i wszędzie. Nawet na zdjęciach. No, prawie – poprawiła się, bo przypomniała jej się sesja z Malfoy'em Juniorem. Zadrżała zła. - Czy nie powinno ci przeszkadzać, że twój syn miał ze mną sesję zdjęciową? A co ważniejsze – był na niej nagi.
- Może i powinno, ale nie przeszkadza. - Upiła łyk kawy. - On potrzebuje rozrywki. Ciągle pracuje lub siedzi ze mną. Potrafi cały dzień siedzieć na kanapie i przyglądać mi się. W dodatku cały czas towarzyszy mu spojrzenie, które mówi, że obroniłby mnie własnym ciałem gdyby było trzeba. - Westchnęła. - Martwi mnie to. On powinien znaleźć sobie partnerkę, a nie poświęcać całe swoje życie matce.
- Może chce spłacić dług – podsunęła przypominając sobie, jak Narcyza ocaliła życie Harry'emu.
- W takim razie niszczy sobie życie. 

*

- Nie pij tyle, Potter, bo cię żona do domu nie wpuści.
- Może to i lepiej – odpowiedział i poprosił o jeszcze jedną kolejkę.
Malfoy sprzątnął mu sprzed nosa malutki kieliszek i wylał jego zawartość, na kogoś za swoimi plecami. Harry zamrugał zdezorientowany. Sekundę później jakiś dwudziestoparoletni mięśniak zaczął robić aferę i jego pięść już celowała w głowę Malfoy'a, gdy ten odwrócił się i zatrzymał ją lewą ręką. Żaden jego mięsień nawet przy tym nie drgnął. Z kolei jego przeciwnik był w takim samym szoku jak wszyscy, którzy przyglądali się tej scenie. Nawet Harry się zainteresował.
- Nawet się nie waż – powiedział dobitnie, mierząc faceta swoim lodowatym, niebieskim wzrokiem. - A teraz spłyń – powiedział, a chłopak z podkulonym ogonem poszedł na drugą stronę tego mugolskiego baru. Większość ludzi też postanowiła się trochę odsunąć. Poza dziewczynami w klubie, ich plotki doskonale było słychać. 
 - A teraz posłuchaj wujka Malfoy'a i weź się w garść, Potter. Nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi, to nie mów. Ale upijanie się tego nie rozwiąże. Wiesz, że czasem podziwiam twoją postawę? Im jesteś starszy, tym bardziej szczeniackimi metodami chcesz rozwiązać problem.
- Dzięki, Malfoy – wycedził. - Nie wszyscy są tak święci jak ty – powiedział i wypił wodę podsuniętą mu przez blondyna. - A nie powiem ci, bo nie uczestniczyłem w tym. Głównie to jestem tutaj ofiarą.
- Nigdy nie sądziłem, że naprawdę się do tego przyznasz – mruknął. - Nareszcie!
- Zamknij się – powiedział i szturchnął go w bok.
Draco się uśmiechnął.
 - Powiedz mi lepiej co mam zrobić, bo bezczynność mi się znudziła.
- Zaufaj sobie Potter. A co ważniejsze, zaufaj Jej.
Harry spojrzał na niego zaskoczony. Jego szafirowe oczy przenikały go na wskroś, tak jak kiedyś te Dumbledore'a.
uczucie, że możesz wiedzieć tak dużo,
w rzeczywistości nie wiedząc nic
- Zawsze wychodziło ci to na dobre.

*
- Draco?
- Malfoy?! - zapytały jednocześnie, po czym Hermiona ugryzła się w język i natychmiast przybrała profesjonalna postawę. Nie wypadało jej zwracać się w ten sposób do klienta. 
- Gdzie się podziewałaś i dlaczego nie odbierałaś telefonu? - zapytał, całując matkę w policzek. - Miałaś być na zakupach – wypomniał jej.
- I byłam.
- Jak to, gdzie?
- W Nowym Jorku.
- Z nią? - zapytał patrząc dziwnie na Gryfonkę.
gdybym wiedziała to, co wiem teraz
nigdy nie udawałabym takiej nonszalanckiej
Oblicze Hermiony zastąpiły gradowe chmury, a ręce złożyła na piersi.
- To ty stoisz pod moim domem – prychnęła.
Spiorunował ją wzrokiem.
Narcyza się uśmiechnęła, ale byli tak pochłonięci nienawiścią do siebie nawzajem, że w ogóle tego nie zauważyli.
- Szukałem matki.
- Tutaj? - zakpiła.
- Szukałbym i na Hokkaido gdyby było trzeba. Powinnaś coś o tym wiedzieć – wyrzucił jej.
właśnie gdy miałam się zakochać...
Nim Narcyza zdążyła cokolwiek powiedzieć, ten objął ją ramieniem i teleportował ich do rezydencji.
i nic na to nie poradzę, ale chciałabym żebyś zabrał mnie ze sobą

*

Patrzyła przez okno, ale nie widziała świata po drugiej stronie szyby. Westchnęła i już jej nie było. 
taksówki i przepełnione ulice,
to nigdy nie sprowadzi cię do mnie
Nowy Jork jeszcze tonął w mroku, wyszła zza jednej z uliczek i ciaśniej opatulając się płaszczem szła ulicami Manhattanu. Lubiła Wielkie Jabłko właśnie za to, że nigdy nie chodziło spać. Mogła spacerować jego ulicami w środku nocy i nikt nie spoglądał na nią jak na idiotkę, której się nudzi. Ale zwłaszcza wtedy mogła być tam anonimową osobą. Zawsze wtedy była bardziej naturalna, żadnych szpilek, żadnego makijażu. Roztrzepane włosy i zaczerwieniony nos. 
nie chcę za tobą tak tęsknić
Dzisiejszego ranka nie spodziewała się, że będzie tak rozbita. Miała wrażenie, że jej duch odłączył się od ciała i zawisł gdzieś w niebycie, a mimo to napiera na nią. Dzisiejszego ranka nie spodziewała się, że będzie myśleć o Draco Malfoy'u. Usilnie starała się zrozumieć dlaczego ten człowiek zaprząta jej myśli, ale nie znajdywała rozwiązania zagadki. Więcej, nie wydawało jej się, że zbliżyła się do jej rozwiązania nawet o milimetr. To był tylko mężczyzna o wyglądzie aryjczyka, a spała przynajmniej z pięcioma facetami, którzy go przypominali. Z tą różnicą, że tamci wielbili ją ponad wszystko, a ten uprzykrzał jej życie. I w pewnym sensie, nadal to robi...  
przewijam wszystko w pamięci
Przypomniała sobie jak po raz pierwszy zobaczyła go w swoim biurze. Jak siedział na tamtym stołku, tak opanowany, zamyślony, spokojny... Stoik w najczystszej postaci. Kiedyś też taka była. Chyba...
Jeszcze szczelniej opatuliła się płaszczem. Próbowała wmówić sobie, że chodzi o ochronę przed mroźnym powietrzem, ale tak naprawdę imitowała czyjś uścisk. Próbowała się pocieszyć. Wtedy jej wzrok padł na parę młodych ludzi, po drugiej stronie ulicy, którzy przechodzili właśnie obok sklepu Cartier'a. Obejmowali się, uśmiechali – mieli siebie nawzajem. To właśnie wtedy dziewczyna zrozumiała skąd jej przygnębienie. Po raz pierwszy w życiu zazdrościła czegoś Malfoy'om. 
ty jesteś w Londynie, a ja się załamuję
Oni mieli siebie nawzajem, ona nie miała nikogo.
Draco zawsze był obok, by w każdej chwili móc pomóc matce. Ona zawsze była sama.
nie chcę tak cię potrzebować 
Przynosił jej kwiaty, całując ją w policzek, dziękując jej w ten sposób, że ją ma. A jej kwiaty przynosili tylko ludzie, którzy dziękowali jej za to, że zgodziła się im pozować. Były też bukiety od natrętnych adoratorów, ale te zawsze lądowały w koszu.
Draco czekał na Narcyzę, a Narcyza czekała na Lucjusza. Na nią nikt nie czekał. 
nie chcę tak cię potrzebować
Oni mieli do czego wrócić, mogli z kimś porozmawiać. Ona nawet kota nie miała. Zawsze sama w swoich czterech ścianach. Wytknęła Malfoy'owi, że na pewno sprowadza do domu kochanki, a ona sama, choć zmieniała mężczyzn jak rękawiczki, nigdy żadnego nie zaprosiła do swojego mieszkania.
uczucie, że możesz wiedzieć tak dużo,
w rzeczywistości nie wiedząc nic
Nie potrafiła przestać wytykać Draconowi jak złym jest człowiekiem, a tak naprawdę nie chciała przyznać się do tego, jak podłym i zimnym człowiekiem stała się ona. 
Coś w jej zbolałym sercu zapłonęło. Odwróciła wzroki i zamrugała, chcąc pozbyć się łez. Wtedy dobiła do człowieka, który musiał być równie zamyślony jak ona.
jak dziwne jest to, że nie znam Cię ani trochę
Spojrzała w górę, już nawet chciała przeprosić za nieuwagę, ale gdy spojrzała mężczyźnie w oczy, natychmiast zamilkła. Długo się w siebie wpatrywali, szukając czegoś we własnych spojrzeniach. I przez długi czas żadne z nich się nie odzywało. Dwoje ludzi obleczonych w czerń, między tłumem innych. Dwoje ludzi pochłoniętych sobą, pod budzącym się Nowym Jorkiem.
to jest zakochiwanie się w najokrutniejszy sposób,
to jest zakochiwanie się w tobie, a ty jesteś światy ode mnie
- Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Cześć – pożegnał się i odszedł. 
powiedziałeś to w prosty sposób
Hermiona ciągle stała w tym samym miejscu, oddychając głęboko. Nie odwróciła się i nie pobiegła za nim. Być może powinna.
wróć... bądź tu, wróć... bądź tu
wróć... bądź tu, wróć... bądź tu
Na początku tej wędrówki jej serce było pełne niezrozumienia. Później złości, powodowanej zazdrością, a gdy dobiła do tego człowieka to wszystko ustało. Jakby dobiła do anioła o pięknych oczach, który zabrał rozterki serca, a pozostawił rozkojarzenie.
jak dziwne jest to, że nie znam Cię ani trochę
Dlaczego nazwała Draco Malfoy'a aniołem?


powiedziałeś to w prosty sposób
czwarta nad ranem...

środa, 21 listopada 2012

Próbówka cz. I - miniaturka Madzi

To dzieło mojej przyjaciółki MADZI !!!
Przyznam, że motyw "niedysponowanego" Malfoy'a zwalił mnie z nóg, ale było zabawnie.
Skąd taki temat? Pozwolę zacytować sobie jeden z jej komentarzy: "GENIALNY był też motyw z wanną :D, + kocham małe dzieci :*"
Miłego czytania!
PortElizabeth

CZĘŚĆ I

 Dwoje ludzi z dwóch zupełnie różnych światów.
 Ona - inteligentna, bez pamięci zakochana Gryfonka.
 On - okropnie przystojny Ślizgon, robiący to, co co każdy śmierciożerca robić musiał.
 Co ich łączy? Wydawałoby się, że nic. Otóż nie, mają wspólny problem.
 Bezpłodność.
 Ona - zakochana dziewczyna, od zawsze pragnąca dziecka musi poddać się sztucznemu zapłodnieniu.
 On – jeden z najbardziej znanych czarodziei wszechczasów, żyjący w normalnym, mugolskim społeczeństwie musi, poddać się badaniom i wyleczyć się żeby przedłużyć ród Malfoyów.
 Oni - jeden przypadek, dwa flakoniki. Jeden lekarz i jedna pomyłka, która sprawi, że dwóch nienawidzących się ludzi coś połączy, a dokładniej ktoś. A ten ktoś to maleństwo, które właśnie zaczyna rozwijać się w łonie Hermiony.

*

- Przepraszam, rozmawiam z panią Hermioną Granger?
- Tak.
- Tutaj dyrektor kliniki, w której została poddana pani zapłodnieniu, czy mógłbym prosić o spotkanie?
- Tak oczywiście, czy coś się stało, coś nie tak z dzieckiem?
- Nie, z dzieckiem wszystko w porządku, chodzi o coś innego, ale to nie jest sprawa na telefon, czy może pani do mnie przyjechać? Dzisiaj.
- Tak już jadę, powinnam być za jakieś półtorej godziny.
- Dziękuje bardzo.

- Co, ale jak to pomyłka, jak to możliwe, czy pan zdaje sobie sprawę co to oznacza?
- Proszę się uspokoić, w pani stanie jest to prawie że zabronione, to może grozić dzi…
- Jak ja mam być spokojna? Noszę w brzuchu dziecko jakiegoś obcego faceta, co ja mam teraz zrobić?
- Można usunąć zarodek i przeprowadzić zapłodnienie ponownie, tyle że z właściw…
- Że co proszę, wyście spaprali podobno prosty dla was zabieg, który zaręczaliście, że możecie przeprowadzić nawet z zamkniętymi oczami! Zapłaciłam mnóstwo pieniędzy i jeszcze każecie mi usunąć dziecko? To jeszcze gorsze niż sam fakt waszej pomyłki. Do widzenia.
- Przepraszam, naprawdę bardzo mi wstyd. Oczywiście oddamy pieniądze, wypłacimy odszkodowanie, zrobimy co pani zechce i co w naszej mocy żeby to jakoś państwu wynagrodzić. Na pocieszenie mogę dodać, że dziecko będzie miało bardzo dobre geny i wiele kobiet marzyłoby o ….
- Czy Pan sobie ze mnie żartuje? Mam świetną pracę, dom, psa i wymarzonego męża, w ogóle po tym wszystkim co Pan sobie wyobraża – wyszła z kliniki trzaskając drzwiami. Nie wiedziała co teraz zrobi, była wręcz pewna, że teraz załamuje się jej życie.
 Szkoda tylko, że zapomniała o czymś, co mogłoby dać jej dużo do myślenia. Zupełnie nie pomyślała, że Tym kimś z kim wszystkie kobiety chciałyby mieć dziecko jest Draco Malfoy, jej dręczyciel ze szkolnych lat - wstrętna, obślizgła tchórzofretka.
 Właśnie on, człowiek, który przez pewien czas nic nie będzie wiedział o tym, jakże błahym - dla niektórych - wypadku przy pracy.
 Lekarze, przy kolejnej rozmowie z Hermioną, trochę już uspokojoną, ustalili, że biologiczny ojciec nigdy się o wypadku nie dowie. Co zaoszczędzi jej i klinice wielu problemów.

*

IX MIESIĄC CIĄŻY HERMIONY.
- Słońce przepraszam. Ja nie dam rady.
- Ale z czym nie dasz rady, co się stało, nie rozumiem?
- Ja jednak nie dam rady i nie chce wychowywać czyjegoś bachora.
- Co?- wrzasnęła tak, że teraz na pewno słyszało ją całe osiedle najbogatszych domków w Londynie. - Ty sobie żartujesz prawda?! Sam mówiłeś, że sobie poradzimy, że nie zostawisz mnie samej, więc co Ty do cholery teraz wygadujesz? – teraz ich zaczynającej się kłótni mogło bez problemu przysłuchiwać się ze dwadzieścia najbliższych ulic.
- Hermiono, nie możesz się teraz denerwować, to może poważnie zagrozić Twojej córeczce - próbował uspokajać ją narzeczony, a właściwie, były narzeczony.
- Naszej córeczce, słyszysz? Naszej!- krzyczała, płakała i powoli nie wiedziała co się z nią dzieje. Traciła przytomność, a ostatnie co widziała to kałuża krwi na podłodze.
 Ron szybko teleportował dziewczynę do Św. Munga.
 Obiecali sobie, że po skończeniu Hogwartu, wydarzeniach związanych z Voldemortem - utratą najbliższych przyjaciół: Harrego, Ginii i ich dziecka, które jeszcze nie zdążyło zobaczyć świata - nauczą się normalnie żyć. Hermionie ze względu na pochodzenie nie sprawiało to żadnego problemu, trochę gorzej było z jej rudawym partnerem, ale mimo wszystko byli szczęśliwi, a ich szczęście nabrało jeszcze większych kolorów, gdy dziewczynie wreszcie udało się zajść w ciąże, co prawda przez sztuczne zapłodnienie, ale wreszcie mieli mieć tę ich wspólną, wymarzona rodzinę. Mieli być zawsze razem.
Ale co teraz?
 Rudy złamał ich obietnicę, ich wspólne marzenia, ale może to były tylko jej marzenia?
Wszystko zniszczył, niby przez to, że nie da rady zająć się nie swoim dzieckiem, prawda była jednak zupełnie inna - zakochał się w kimś innym. Jak tylko przeniósł nieprzytomną Hermionę do św. Munga (w sytuacjach krytycznych dalej korzystali z magii), bo mimo wszystko bał się o nią, spędzili razem zbyt wiele czasu, jako para, a jeszcze więcej jako przyjaciele, więc mimo wszystko coś zawsze łączyć ich będzie, i zawsze będą częścią siebie.
 Napisał kartkę.
 Napisał w niej prawdę i odszedł.
 Dziewczyna została teraz sama jak palec, no w sumie nie sama, bo ze swoją córeczką, która w tym momencie próbowała wydostać się na nasz świat. Ale po tylu niespełnionych obietnicach.

*

 Urodziła. Po 9 godzinach męczarni na świat przyszła pierwsza córeczka Hermiony i...
Podczas porodu były małe komplikacje, dlatego nie mogła przytulić swojego maleństwa. Po niecałej godzinie do pokoju Hermiony weszła pielęgniarka.
- Jak się Pani czuje? – uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dobrze, dziękuję bardzo, czy mogłabym zobaczyć córkę?
- Tak, już przyniosę.
 Biedna Hermiona, ani trochę nie spodziewała się tego, co za chwile nastąpi. Pielęgniarka wjechała inkubatorem do pokoju, już miała wyciągać dziewczynkę i podać matce, ale dostała pilne wezwanie.
- Przepraszam bardzo, muszę lecieć, wypadek, operacja…
- Spokojnie proszę lecieć, poradzę sobie - uśmiechnęła się, była tak szczęśliwa, już nawet zapomniała o tej karteczce od Rona.
 Pielęgniarka skinęła głowa w podziękowaniu i wyszła, dziewczyna wstała i wzięła na ręce maleństwo, przytuliła spojrzała w oczka i... 
 Zamarła.
 Wpatrywała się właśnie w szaro-niebieskie tęczówki, takie same, jedyne, niepowtarzalne, tylko jeden ród czarodziejów takie ma. Tak, trzymała na rękach dziecko swoje i Draco Malfoy'a.
 Człowiek, który stara się o przedłużenie swojego rodu właśnie został ojcem i …. Nic o tym nie wie.
 Draco i Hermiona. Co ich łączy? Wspólne dziecko, o którym jedno z nich nie ma pojęcia, a drugie oddałoby wszystko, żeby być na miejscu pierwszego. Ale w tym wypadku nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce, szczęśliwa matka trzyma na rękach maleńką dziewczynkę z oczami i ledwo widocznymi, białymi włoskami - po tatusiu.

*

 Po lekkim szoku, no w sumie nie takim lekkim, Hermiona powoli dochodzi do siebie. W pierwszym momencie chciała wołać pielęgniarkę i błagać ją, żeby powiedziała jej, że przez przypadek przyniosła jej nie to zawiniątko co miała.
 W drugim momencie pomyślała, że to zły sen, że za chwile się obudzi i wszystko będzie jak dawniej, że jej stare życie wróci.
 W trzecim momencie uświadomiła sobie, że na rękach trzyma dziecko jej i Dracona.
 W czwartym pomyślała, że jak najszybciej musi dowiedzieć się, gdzie w tym momencie i w kilku najbliższych, momentach znajdować się będzie ojciec jej dziecka. Za wszelką cenę musi go unikać.
 W piątym momencie [Coś dużo tych momentów! - dopisek PortElizabeth] pomyślała, że jej ukochane maleństwo będzie musiało wychowywać się bez ojca.
 W szóstym wiedziała już, że żaden czarodziej, oprócz tych którzy widzieli przy porodzie nie może zobaczyć małej.
 W siódmym, że na całe szczęście wróci do normalnego, mugolskiego życia i nie ma się o co martwić, bo na pewno Draco nie będzie przebywał, a tym bardziej mieszkał, wśród normalnych ludzi. Czyli będzie mieszkać jak normalny człowiek - jak do tej pory i nikt, a przede wszystkim Malfoy, się o tym nie dowie.
 Biedna dziewczyna, tak bardzo się myliła. Myślała, że wszystkie jej problemy ulotnią się, gdy tylko wyjdzie ze szpitala i wróci do swojego życia. Niestety, rzeczywistość szykowała dla niej wiele niespodzianek - mniej, lub bardziej obracających jej życie do góry nogami.
Dlaczego wracając do świata mugoli nie sprawdziła, że Draco za karę musi spędzić kilkanaście lat w ich świecie? Na pewno zaoszczędziłoby jej to wielu niespodziewanych problemów.

 Teraz już wie jak to się stało, że ma dziecko z nienawidzonym Ślizgonem, a tak sobie obiecała, że jak tylko wyjdzie z pociągu odwożącym do domu po siódmym roku, to nigdy już nie będzie na oczy oglądać wstrętnego, przebrzydłego, okropnego, no ale w sumie i seksownego Ślizgona.
 No, ale na głos nigdy się nie przyzna, że Malfoy, mimo wszystko, jest przystojny.

 Nie wiadomo jak to się stało, ale w całym zamieszaniu związanym z poważnym wypadkiem żaden z lekarzy, czy pielęgniarek nie zauważył zniewalającego podobieństwa między maleńką Anastazją, a zabójczo przystojnym Malfoy'em.
 Szczęśliwa mama, no może szczęśliwa poza jednym faktem, wychodzi właśnie ze szpitala i udaje się do swojego nowego życia, w którym pierwsze miejsce zajmuje ukochana córka.

 Dzieciństwo małej przebiegało bardzo radośnie, miała wszystko czego zapragnęła. Młoda mama postanowiła jednak wrócić do magii. W końcu kiedyś nadejdzie dzień, którego tak się obawia. Mała dostanie na pewno list z Hogwartu. Nie chciała tego. Teraz miała tylko jedenaście lat na wymyślenie czegoś, żeby nikt nie rozpoznał w Anastazji jej ojca.
 Niestety, jak na złość lata mijały, a mała z każdym dniem coraz bardziej go przypominała, co więcej, Hermiona panicznie bała się, że za jakiś czas coraz częściej będzie o niego pytać, albo po kryjomu szukać zdjęć w pamiątkowych albumach. Nie tak łatwo da się zrozumieć, dlaczego mama nie chce jej chociaż pokazać jak wygląda tata. Wszystkie dzieci miały tatusiów, a ona nie.
 Hermiona miała przed sobą najgorszy okres w życiu, będzie przezywać to wszystko równie ciężko jak mała, ale choć może dać jej wszystko czego ta zapragnie, nie dostanie jednego, najważniejszego – ojca. Miała wielu kandydatów, było wyjątkowo piękną kobietą. Bardzo się zmieniła od czasów Hogwartu, niestety, pod względem wartości również i żaden z nich nie nadawał się na ojca Anastazji. A odkąd została matką, myślała tylko o niej.
 Nie wróciła do pracy. Postanowiła, że sama zajmie się dzieckiem i w miarę jak to możliwe odciągnie ją na jak najdłuższy czas od Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ale wokół niej i tak działy się magiczne rzeczy. W końcu Hermiona była najlepszą uczennicą Hogwartu, a Draco błękitnokrwistym czarodziejem. Taka mieszanka i dziecko miałoby nie wyjść genialne? Nie było nawet mowy, żeby było inaczej.
 Szkoła była więc nieunikniona.
 Postanowiła ją jakoś przygotować na spotkanie z... Prawdą. Szokującą prawdą. Zdawała sobie sprawę, że na pierwszych stronach gazet pojawią się jakie ekscytujące wszystkich nagłówki: ,,Ślizgon, gryfonka i … wspólne dziecko!” Bała się tego jak nigdy niczego w całym jej młodym, lecz pełnym przygód życiu. Najbardziej bała się jednak Jego reakcji, i tego jak potraktuje ich córkę.

*

 Przyszedł dzień trzecich urodzin Anastazji. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Nikt niczego nie podejrzewał mimo, że mała to skóra zdjęta z ojca. Na szczęście charakter ma cały po mamusi, a może na nieszczęście, bo gdyby było na opak Hermiona nie miałaby się o co martwić.
 Tak, czy owak i tak cały czas żyły w mugolskim świecie, i nie zabierała małej jak na razie do świata czarodziejów, to było zbyt duże ryzyko, na jakie nie mogła sobie w tym momencie pozwolić. Mała musiała mieć jak najdłużej idealne dzieciństwo, a gdyby ktoś z czarodziei się o tym dowiedział to już by takie nie było. Malfoy był w końcu jednym z najbardziej znanych magów, przez jego korzenie, koneksje, majątek i współpracę z Voldemortem, którą musiał odpokutować.
 Dzień ten wydawałoby się szczęśliwy, załatwiając sprawy z pracą Hermiona wstąpiła na zakupy do Hogsmeade, chciała coś sobie kupić, a przede wszystkim dokupić coś magicznego do prezentu Anastazji. Chciała wszystko szybko załatwić i wracać do małej, nie lubiła jej na długo zostawiać, chociaż robiła to bardzo, bardzo rzadko i była genialną matką - idealną osobą do tej roli. Świetnie dawała sobie radę, nawet zastępując jej sobą ojca.
 W tym samym czasie mała była pod opieką Łucji. Razem wybrały się na zakupy. Szukały idealnej sukienki dla małej na popołudniowe przyjęcie. Chciała być przebrana za czarodziejkę.
 Zakupy opiekunki i Anastazji to kolejny niefortunny wypadek w życiu Ślizgona i Gryfonki. Anastazja przeszła do regału z zabawkami, zobaczyła różdżkę. Łucja obróciła się i już jej nie widziała, przerażona zaczęła biegać po sklepie. Tymczasem jeden z klientów właśnie kierował małą do informacji. Szkoda, że nie wiedziała, że powinna się trzymać, dla dobra mamy jak najdalej od tegoż punktu.

GODZINĘ WCZEŚNIEJ:
- Draco... proszę, proszę, proszę! Zrobię dla ciebie wszystko, tylko zastąp mnie ten jeden, jedyny dzień w pracy. Obiecałem Lidii spotkanie, oprócz tego chcę się oświadczyć. Odmówisz najlepszemu kumplowi?
- Co ta dziewczyna z Tobą zrobiła, że chcesz z nią spędzić resztę życia? Nie! Zaraz, co Ty zrobiłeś jej, że ona jeszcze z Tobą nie zerwała?
- Czyli się zgadzasz? Dzięki, dzięki, dzięki! To ja lecę. Ty pracujesz w hipermarkecie, teleportuj się do schowka jak ja. Dzisiaj nie powinno być dużego ruchu, no chyba, że rodzice dodatkowo będą gubić dzieci – zaśmiał się, mówiąc nieświadomie prorocze słowa.

*

- Dzień dobry, przepraszam, ta dziewczynka się zgubiła. - Draco się odwrócił,.
 Nieznajoma pani spojrzała na nich. - O, chyba właśnie znalazłaś tatusia - uśmiechnęła się - to ja już lecę, uważaj następnym razem! 
 Kiedy kobieta odchodziła, Draco się odwrócił. - Jakiego tatusia? - zszokowany spojrzał na małą istotkę i zamarł, zareagował dokładnie tak samo, jak Hermiona pierwszy raz spoglądając na Anastazję.
- Ale ja nie mam tatusia odpowiedziała dziewczynka. Czy mógłby pan zawołać...
- Tak już proszę Twoją mamę - przez myśl przeszło mu, że może rozpozna ją, albo wręcz odwrotnie, że nie. Przecież to Draco Malfoy i nie może mieć dziecka, o którym nic nie wie. Zresztą, jest bezpłodny! To jest był bezpłodny - wyleczył się, ale od tego czasu z nikim nie spał. Tak Draco Malfoy bardzo się zmienił, już nie był kobieciarzem, nawet szukał kobiety, z którą będzie mógł spędzić resztę życia. Już mu nie wystarczała dziewczyna na jedną noc, potrzebował stabilności, potrzebował żony, rodziny, prawdziwego domu.
- Mamusi nie ma - odpowiedziała dziewczynka. - Jestem z Lulą [Łucja - dop. autorki], z nianią zawołaj Lule.
 Dziewczynka doskonale wiedziała co trzeba zrobić jak się zgubi, Jej mama była przewrażliwiona więc uczyła ją wszystkiego co może się przydać w różnych sytuacjach, a malutka była bardzo mądra, jak na swój wiek.
- Prosimy Lulę do informacji - uśmiechnął się pod nosem, ale o mało nie parsknął śmiechem do mikrofonu. Bardzo bawiła go ta sytuacja, a szczególnie wołanie nie po imieniu, a po przezwisku jakim obdarowało ją dziecko.
 Całe szczęście, pomyślała Łucja i uśmiechnęła się słysząc, że ją wołają.
 Stojąc przed informacją zamurowało ją.
 Patrząc na faceta, który trzymał na rękach Anastazję myślała tylko: nie, nie, nie to niemożliwe! O ojcu małej wiedziała tylko tyle, że nic nie wie o córce i, że za żadne skarby nie może się o niej dowiedzieć.
- Co ja narobiłam - szepnęła do siebie.
 Wyciągnęła ręce w stronę dziewczynki, ona zrobiła to samo.
- Przepraszam, ja wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale czy może mi pani powiedzieć jak ma na nazwisko ta mała? - wskazał na dziewczynkę.
- Słucham? - oburzyła się kobieta.- Przepraszam, ale spieszymy się na urodziny. Dziękuję i do widzenia.- Ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia. I od razu skierowały się do domu. 
 W tym czasie Draco szykował się do pójścia na druga zmianę do swojej już pracy.

 Hermiona była już w do domu i od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Przepraszam - wydusiła Łucja.
- Za co? Co się stało? - była całkowicie zdezorientowana.
- Natknęłyśmy się na ojca Anastazji - odpowiedziała jej krótko kobieta.
- Nie, to niemożliwe, nie martw się - uśmiechnęła się przyjaźnie. Co by Malfoy miał robić w świecie mugoli?
- Na pewno to był on. Mała to skóra zdjęta z ojca.
 Opisała go i Hermionę zatkało. Nie miała teraz żadnych wątpliwości, że faktycznie to był Draco.
- Wyjeżdżamy! - postanowiła. Nie mogła narażać małej, On nie mógł jej zobaczyć, nie teraz, jeszcze miała kilka lat spokoju, to jeszcze nie był czas Hogwartu. Machnęła kilka razy różdżka, wyszeptała coś i już były spakowane. Zapłaciła Łucji, ale ona pojechała jeszcze z nimi na lotnisko. Kiedy Hermiona załatwiała bilety, Anastazja była z nianią w łazience, zadzwoniła im tylko, żeby przyszły od razu na odprawę. Ona już tam była i stała w kolejce, była ostatnia. Podchodziła właśnie pod bramki kiedy…
- Hermiona! – krzyknął zdziwiony Draco.
- Draco! - krzyknęła przerażona Hermiona. – Co Ty tutaj do cholery robisz?!
- Jakaś ty miła. Otóż moja droga panienko ja tutaj pracuję, od półtora roku.
- Przecież pracujesz w sklepie -sama juz nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Jedyne co była w stanie teraz zrobić to błagać w duchu, żeby ten koszmar wreszcie się skończył.
- Co? W jakim sklepie? O co ci chodzi?- zamyślił się. - Ach to! Zastępowałem Zabini'ego, a w ogóle skąd wiesz, śledzisz mnie? - zaczynał się z nią droczyć. Tak, powoli wracał w nim stary Malfoy.
- Nie, nieważne muszę już lecieć
- Zaraz, zaraz muszę Cię sprawdzić, skąd mam wiedzieć, czy moja koleżanka ze szkolnych lat nie chce czegoś przemycić?
- Och wal się Malfoy!
- O, no proszę już nie Draco…- w porównaniu do dziewczyny, jego ta sytuacja strasznie bawiła.
- Czy możesz dać mi spokój, czekam na córkę. - O nie. Przecież ja naprawdę czekam na córkę, a on nie może jej zobaczyć!
- Wyszłaś za mąż? Masz dziecko? - zapytał nieco zdziwiony, chociaż w sumie zmieniła się od czasów szkolnych i to bardzo. Już ani trochę nie przypominała dawnej nieśmiałej Panny Ja Wiem wszystko.
- Tak, znaczy nie, to znaczy dziecko mam - męża nie. Zresztą po co ja Ci to mówię? Musze lecieć!
- Zobaczyłaś mnie i zmieniłaś plany, chcesz zostać i …
- Zamknij się ty obrzydliwa fretko! Jasne, plany zmieniłam ale nie ze względu na Ciebie - no tak okłamywała samą siebie, plany zmieniała wyłącznie dlatego, że on tam stał, a nie mógł zobaczyć swojej córki.
 I jak na życzenia zza balustrady wyszła Anastazja z nianią.
- Lecimy?- spytała
 No tak, Hermiona domyślała się co teraz nastąpi. Draco stanął jak wryty i wpatrywał się w małą istotkę.
- Nie, nie, nie to niemożliwe! To... to nasze dziecko! - całkowicie go zatkało, próbował sobie przypomnieć coś, cokolwiek, ze swojej przeszłości, ale nic mu nie przychodziło do głowy.
Hermiona jako jedyna uczennica Hogwartu się z nim nie przespała, więc jakim cudem tam stoi jego córka? Wątpliwości to on nie miał żadnych, ta mała to skóra zdjęta z niego, wyglądała dokładnie tak ja on, będąc małym chłopcem.
- Nie pochlebiaj sobie, to jest moja córka i przepraszam, ale teraz musimy iść. - Skoro już się wszystko, jako tako, wydało to postanowiła lecieć.
- Chodź słoneczko za chwilę mamy samolot.-Wzięła mała za rękę, pomachały Łucji i przeszły przez bramki, zostawiając spetryfikowanego Dracona za sobą.
 No pięknie, to kłopoty właśnie się zaczęły, pomyślała Hermiona wsiadając do samolotu. Czekała  je długa podróż do słonecznej Kalifornii.
 Lub nie.
 Draconowi zajęło kilka minut oprzytomnienie. W tym czasie samolot już kołował na pasie startowym. Musiał działać szybko. Natychmiast kazał zatrzymać samolot, który właśnie przygotowywał się do startu. Musiał się nieźle nagimnastykować, żeby wyrażono na to zgodę. W końcu powiedział, że zapłaci, a w dzisiejszych czasach za pieniądze dostaniesz prawie wszystko.
 Szybko dotarł do samolotu, otworzono drzwi i podjechały schodki.
- Bardzo proszę o wyjście na zewnątrz panny Hermiony Granger, wraz z córką. Sprawa życia i śmierci!
 Żałujcie, że nie widzieliście miny Hermiony kiedy zobaczyła go w drzwiach, a potem usłyszała te słowa. Tym razem to ona stała jak spetryfikowana, dlatego dżentelmen Draco wziął ją na ręce, poprosił Anastazję żeby wyszła za nimi i wzięła torebkę mamy. Gdy odjechali autobusem na bezpieczna odległość od samolotu ten zaczął kołować na nowo.
- Czyś Ty zwariował, co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – zaczęła swoje lamentacje Hermiona, a malutka dziewczyna stała i patrzyła to na mamusię, to na nieznajomego pana.
- Spokojnie, powiedz tylko, czy to moje dziecko i jakim cudem to moje dziecko, i dlaczego nic o niej nie wiem! - tutaj zwrócił się do małej wziął ją na ręce i przytulił. 
 Hermiona jeszcze nigdy w życiu nie widziała takiego Draco. Czułego, delikatnego, opiekuńczego.
- Ach no i trzeba ustalić prawa do opieki - ciągnął dalej nie czekając na tamte odpowiedzi, stwierdził, że odpowie na nie w trakcie drogi do domu. Jego domu.
 Hermiona rozpłakała się. Płakała pierwszy raz przy ludziach od zakończenia szkoły. Dodatkowo płakała pierwszy raz przy nim, przy człowieku, który przez siedem lat uprzykrzał jej życie, uważał ją za najgorszą, bo jej rodzice są mugolami, a ona przyjaźni się z Potter'em.
- Proszę nie zabieraj mi jej, jest dla mnie wszystkim! - płakała coraz bardziej, tak bardzo bała się, że straci swój największy skarb, Anastazję.
- Głuptasie, przecież ci jej nie zabiorę, ja tylko chcę się widywać z moją córką - odpowiedział Draco kierując się w stronę parkingu, dalej trzymając dziecko na rękach. Hermiona grzecznie człapała za nim do auta, następnie usiadła z tyłu, koło malej.
- No, ale Ty dalej nie odpowiedziałaś mi na pytania - upomniał się Malfoy.
- Sztuczne zapłodnienie - odpowiedziała cicho.
- Aż tak bardzo chciałaś mieć ze mną dziecko, że załatwiłaś sobie…
- Myślisz, że zrobiłam to specjalnie?! - zaczęła się już powoli denerwować, ten typ pozwalał sobie zdecydowanie na zbyt wile.- Zniszczyłeś mi życie! Przez Ciebie odszedł ode mnie narzeczony, nie chciał wychowywać nie swojego dzieciaka.
- Czy przez słowa ,, przez ciebie’’, mam rozumieć dzięki tobie? - posłał jej szelmowski uśmiech. W Hermionie w tym momencie aż kipiało, a Draco spokojnie dalej się z nią droczył. - No, chyba mi nie powiesz, że naprawdę resztę życia chciałaś spędzić z tym rudawym, piegowatym niedojdą?
- Odczep się od mojego życia raz na zawsze! Nie powinno cię to w ogóle obchodzić. A tak w ogóle, to gdzie jedziemy?
- Do mnie.
- No ty chyba sobie żartujesz, nie wejdę za nic w świecie do Twojego domu!
- Nie musisz… ale córkę zabieram ze sobą - znów posłał jej swój uśmiech. Ta zabawna sytuacja wyglądała jakby cofnęli się w czasie, znów mieli kilkanaście lat i beztroskie życie. Hermiona tylko westchnęła, nie miała innego wyjścia, musiała ten dzień spędzić z ojcem jej dziecka.

ciąg dalszy nastąpi

czwartek, 1 listopada 2012

Część XIV

14. Gdy wszedł do gabinetu zobaczył, jak zwykle, stertę papierzysk walającą się po całym pomieszczeniu.
- Malfoy? Co ty tu robisz? Nie powinieneś szukać siostry? - zapytał zdziwiony.
Draco spojrzał na niego jak na kosmitę. 
- Wzywałeś mnie. Pięć dni temu, mówiłeś, że mam się tutaj zjawić dokładnie o tej porze.
Harry westchnął ciężko i spojrzał na stertę papierzysk, która wydawała się magicznie rosnąć. Westchnął raz jeszcze i przeniósł wzrok na blondyna, który już zdążył wygodnie się rozsiąść na krześle przed nim i nalać sobie wody.
- Musisz mi wybaczyć, ale dzisiaj jest... bardzo przygnębiająca rocznica i nie mogę się pozbierać.
Brwi Draco powędrowały w górę.
- Zaraz znajdę notes i powiem ci czego chciałem. 
Zaczął grzebać w papierach i otwierać szuflady, szukając zguby.
- Notes masz tutaj... – powiedział Malfoy, kiwając mu czarnym przedmiotem przed nosem, by sekundę później rzucić nim w miejsce, na którym leżał – biurko, przed samym nosem Harry'ego. - A tutaj masz raport, z którym miałem przyjść - zakończył wyciągając do niego dłoń z kartką.
Spojrzenie szatyna jednoznacznie mówiło „Nienawidzę cię, Malfoy!”
- Wiem, Potter, wiem. Ja ciebie też – powiedział ze śmiechem.

*

Narcyza nacisnęła dzwonek u drzwi.
- To pani? Dzień dobry, nie spodziewałam się takiego gościa. Proszę wejść.
Siedziały popijając herbatę
- Co panią tutaj sprowadza.
- Byłam na zakupach i dostałam kilka żurnali, z których chętnie bym coś sobie wybrała. Jednak nie mogę się zdecydować. Jest pani modelką i dobrze pani zna te tkaniny.
Wtedy Hermiona powiedziała jedną z tych rzeczy, o którą jeszcze kilka lat temu by siebie nie posądziła. 
- Proszę, nie „pani”. Jestem po prostu Hermiona.
Uśmiechnęły się do siebie.
Zaczęły wspólnie przeglądać albumy, dyskutując o kreacjach i dodatkach. W pewnym momencie zaczęły nawet zastanawiać się co też pasowałoby Gryfonce.
- Ma pani już jakieś typy? - zapytała godzinę później, a blondynka twierdząco kiwnęła głową. - To co? Fifth Avenue?
Narcyza nie mogła pojąc tego jak dobra może być ta dziewczyna.
- Chwileczkę. A czy ja nie przeszkodziłam pani w czymś?
- Nie bardzo. Może pokażę pani co robiłam, a potem wyjaśnię? Zaoszczędzimy czas. - Spojrzała na zegar. - Chociaż on i tak nie ma znaczenia.
Zaprowadziła ją do jednych z drzwi i poszła przodem, w dól. Gdy dotarły na miejsce, okazało się, że są w magicznie powiększonym pokoju, który był połączeniem laboratorium i hali zaklęciowo-treningowej.
- Czy całe twoje życie to praca?
- Tak.

*

- Co z twoją mamą? Gdzie teraz jest?
- Na zakupach. Wiesz... wydaje mi się, że jest radośniejsza. Często się uśmiecha, wróciła do fortepianu, ale nie wiem dlaczego.
- Poszukiwania jeszcze nie posunęły się na przód?
- Nie. To tak jakby coraz bardziej wierzyła, że ją znajdzie...
- Jest coś jeszcze, prawda?
Przytaknął. 
- Mam wrażenie, że się do niej przywiązała.

*

Przechodziły właśnie najdroższą ulicą świata, pośród milionów innych ludzi, ale na pewno nie rozmawiały o czymś normalnym dla zdecydowanej większości z nich. Hermiona na swoich ogromnych obcasach, eksponując długie nogi, a obok Narcyza – kobieta w średnim wieku, z pięknymi, długimi blond włosami, w sukience z ostatniej kolekcji Armaniego. Oczywiście, z daleka wyglądały jak matka z córką, ale były też do siebie zupełnie nie podobne. Chociaż... W wyniosłości Hermiony było coś Malfoyowskiego. Ale ludzie się zmieniają, a ona nigdy nie przypuszczała, że się taką stanie. 
Było coś jeszcze, każdy mężczyzna się za nimi odwracał.
Dla Narcyzy było to zupełnie nowe doświadczenie. Hermiona nie byłą ani jej siostrą, ani jedną z dawnych przyjaciółek. Nie mogła przestać myśleć o tym, jakby to było iść tak z własną córką. Rozmawiać z nią o wspólnych zainteresowaniach, przyglądać się jak piękną jest kobietą. A przede wszystkim, nie myśleć o wszystkich bolesnych faktach z nią związanych. Dla pani Malfoy w Hermionie było coś ujmującego. Siła i waleczność, ale też delikatność i romantyzm. To wszystko było w niej widać jeśli się z nią szczerze rozmawiało i wcale nie trzeba było rozmawiać o niej! Wystarczyło poruszyć jakiś interesujący ją temat i ten płomień w jej sercu natychmiast zaczynał płonąć. Była jeszcze nienawiść. Nienawiść do Dracona. O tak, to Narcyzę bardzo bawiło. Sposób w jaki dziewczyna reagowała na jej syna, był tak zabawny, że aż ujmujący. Ona nienawidziła grzecznego, ujmujące, dżentelmeńskiego Malfoy'a. Wolała przez całe życie wierzyć, że jest cynicznym, podłym i źle wychowanym smarkaczem, niż zgodzić się z tym, że jest dobry. No i pociągał ją, a tego już w ogóle nie potrafiła tolerować.
Narcyza stwierdziła, że potrafiłaby patrzeć na ich utarczki przez całe swoje życie.

*

- Do kogo?
- Do Hermiony.

*

- Pracuję nad nowym zaklęciem. Czasem też bawię się eliksirami i to miejsce często mi się przydaje.
- Nad jakim zaklęciem, jeśli mogę spytać?
- Pani sprawa zainspirowała mnie do stworzenia zaklęcia, które sprawi, że gdy odnajdę pani oprawcę, on doprowadzi mnie do pani córki.
- Takie zaklęcie, może być bardzo niebezpieczne w nieodpowiednich rękach.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego nie dowie się o nim nikt poza panią.
- Ufasz mi?
- Tu chodzi o pani córkę.

*

- Nie mogę uwierzyć, że ona nigdy nie zauważyła, że szpieguje ją banda idiotów.
- To może świadczyć o tym, że jednak nie są takimi idiotami jak ci się wydaje.
- Masz rację, Weasley'a nikt nie przebije. Ale jeszcze tylko tylko jeden dzień! - powiedział z ulgą.
Harry zacisnął dłoń w pięść.
- Dobrze, że pozwoliłeś mi przejąć pałeczkę, jeszcze trochę i mówię ci, skompromitowałbyś się tak, że nawet ja bym ci tego nie życzył. Prawdopodobnie.
- To, że tobie to odpowiada, chyba jednoznacznie mówi, że mnie już nie – wytknął mu.
- Dobrze wiesz, że z nikim nie jest tak bezpieczna jak ze mną. Nawet z tobą. Zwłaszcza z tobą, Harry.

- Malfoy? 
- Co, Potter?
- Idziemy na piwo?
- Chodź.
Mia Land of Grafic