sobota, 13 kwietnia 2013

Myślałam ostatnio nad czymś ważnym...

Ostatnio dużo myślę o ludziach, którzy nie lubią kogoś, wręcz nienawidzą, choć go nie znają.
Przecież sami nie chcielibyśmy by tak o nas myślano (lub wmawiamy sobie, że nas to w ogóle nie obchodzi.). 
Żyjemy w kraju, w którym wolność słowa jest czymś ważnym, ale nie sądzę, by to stwierdzenie miało immunitet. 
Jest też prawo do szacunku, bezpodstawnie obrażając kogoś - łamiemy je.
Ostatnio najwięcej myślę o tym w kontekście Justina Biebera, który ma rzeszę fanów na całym świecie, ale też antyfanów.
ANTYFAN - nie rozumiem tego pojęcia. Dla mnie to jak abstrakcja - nienawidzić kogoś bo istnieje. Może najlepiej kogoś od razu zabić? Skoro czyjś idol jest taki z ł y, to lepiej, żeby nie istniał. To, że nie zamieniłeś z nim ani słowa przecież nie ma żadnego znaczenia. Ludzie przecież ciągle giną, jeden w tą, czy w tamtą to przecież żadna różnica!
Ja nie jestem jego meeega fanką, ale nie jestem też jego antyfanką. Ja po prostu darzę go ogromnym szacunkiem. Dlaczego? Bo swojego sukcesu nie osiągnął dzięki temu, że jego mama umieściła filmik z nim w internecie, tylko dlatego, że na niego zapracował.
Jeśli coś przychodzi do nas za darmo nie ma wartości. To nie jest nasza praca i nie będziemy tego pamiętać. Jeśli jednak poświęcimy na coś swój czas - na cokolwiek co ma jakąś ideę dla INNYCH, a nie tylko dla nas - to zapamiętamy to. I zapamiętają to ludzie, którzy podzielają twój pogląd.
Mam taką pasję - tak, dla mnie to pasja, - przyglądać się, słuchać jak inni opowiadają o swoich pasjach i marzeniach. To jak optymizm tych ludzi na mnie działa jest czymś niesamowitym, i to właśnie takie coś najszybciej wywołuje na mojej twarzy uśmiech. 
Zmierzam do tego, że kiedy dowiedziałam się, że Justin Bieber będzie mieć koncert w Polsce byłam zachwycona! Ale nie dlatego bo JA darzę go sympatią, a dlatego, że Beliebers go kochają. Znalezienie się na Atlas Arenie 25 marca było spełnieniem ich największych marzeń. I trzeba być naprawdę, naprawdę podłym, żeby gardzić kimś z powodu tego o czym marzy.
Ja też mam swojego największego idola. I to nie jest Justin, Taylor Swift, Ed Sheeran, prezydent czy ksiądz. To piłkarz. Piłkarz niemieckiego klubu, którego mecz oglądam co najmniej raz w tygodniu. I za każdym razem kiedy go widzę moje serce wyrywa się do niego, bo chciałabym go znać, ale nie mogę. Teraz na pewno nie. I choć kiedyś tak łatwo byłoby mi wyjechać do Monachium i zobaczyć jak trenuje, bez asysty szklanego ekranu, to teraz nie mogę. I każdego dnia nie mogę z tym żyć. 
I dlatego tak się cieszę, że te kilkanaście tysięcy dziewczyn mogło spełnić swoje marzenia. Że mogły być tak szczęśliwe, jak tylko potrafią sobie to wyobrazić. Cieszę się, bo wiem, że gdybym była na ich miejscu czułabym się tak samo. Każdy inny by się tak czuł. 
Więc skąd ta nienawiść?

Właśnie myśląc o czymś takim pojawiła się ta historia:

Uprzejmie proszę,
rozważcie moje słowa.



Nowy rozdział pojawi się w najbliższym czasie - będzie długi ;)
Pozdrawiam,
Lizzy
Mia Land of Grafic