niedziela, 7 lipca 2013

Część XXVI

Zapraszam na moją autorską miniaturkę
http://portelizabethsdiary.blogspot.com/2013/07/moze-nie-powinienes-by-wracac.html 

Zapraszam na Harry Potter TAG 
http://portelizabethsdiary.blogspot.com/2013/07/harry-potter-tag.html

26. Draco robił poranne pompki i był zadowolony z tego, że Potter wciąż się nie pojawił. Z nadzieją, że skoro minęło już tyle czasu, to jednak tego nie zrobi podniósł się i poszedł na siłownię. Westchnął zrezygnowany na myśl, że podnoszenie ciężarów nie sprawi, że jego głowa pozbędzie się tak niechcianych wspomnień.
Byłem na ostatniej prostej do gabinetu Pottera, kiedy wytoczyła się z niego czwórka aurorów. I było to dziwne. Skinęli mi głową na przywitanie, a ja odpowiedziałem im tym samym, a potem zniknąłem w biurze Harry'ego. Rozsiadłem się wygodnie na przeciwko niego i nalałem sobie wody.
- O co chodzi?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ja nie mam nic do roboty, więc po co ci była czwórka aurorów do jednego zadania?
- Bo pracują nad tym od dawna.
- Nad tym? - powtórzyłem czekając na konkret. Napiłem się wody.
- Pilnują Hermiony - burknął zły na siebie, że jednak powiedział prawdę. A ja oplułem go wodą.
- Że Granger?
- Tak,  Granger! - powiedział zirytowany, aż wstając z miejsca.
- Ej, ej - wyluzuj. A teraz powiedz, o co chodzi. Po co jej ochrona? Weasley przecież jest... aurorem. - Nie chciało mi to przejść przez gardło. Rudy szmaciarz.
- Oni nie są razem i nie pytaj więcej o nich! - Był strasznie spięty mówiąc o tym. I wiedziałem,  że to jego tabu. Że to dlatego ma taki oschły kontakt z Wieprzlejem.
- Więc po co jej ta ochrona? - Przezornie odstawiłem szklankę.
- Bo nie mam z nią kontaktu. - Bardzo dobrze, że odstawiłem szklankę.
- Zaskakujesz mnie coraz bardziej, Potter. To twoja przyjaciółka - wypomniałem mu.
- Właśnie. I dlatego aurorzy ją szpiegują.
- Co masz na myśli mówiąc szpiegują?
- Właśnie to.
- I ona się nie domyśliła? Zawsze wydawała się być tą najinteligentniejszą z waszej trójki.
- Jeszcze nie. I niech tak zostanie.
- To ilu z nich ją obserwuje? 
- Dwóch, a wieczorami jeden.
- To idiotyzm, zdajesz sobie z tego sprawę, Potter?
- Nikt cię o zdanie nie pytał, Malfoy - wycedził.
Zniknąłem. 
Jego aurorów znalazłem natychmiast. Przyjrzałem się miejscu, które obserwowali, a potem prawie zbierałem siebie z podłogi. Podszedłem do jednego ze stolików i przyglądałem się dziewczynie siedzącej przy winie z wysokim szatynem. Natomiast ona, ona nie wyglądała jak ona.
Niebotyczne obcasy, krótka, złota sukienka, ciemne, kocie oczy, króciutkie, proste włosy, czerwone i ciemnogranatowe paznokcie i krwistoczerwona szminka. Ale to nic. Ona sama zadziwiała. Całą sobą pokazywała pewność siebie, wyższość nad innymi. Wiedziała jak na nią patrzą i bynajmniej jej to nie peszyło. Co więcej, zdawała się flirtować z mężczyzną, który siedział na przeciw niej. 
Z transu wyrwał mnie kelner. Rozdrażniony zamówiłem wino. Jak się potem okazało Chambertin to nie był, co strasznie mnie zirytowało. Co to w ogóle za rocznik?
Na powrót skupiłem się na Granger. Dawno temu przestała wyglądać jak kujonica z szopą na głowie i wielkimi zębami, i choć jej wygląd robił wrażenie, to dla mnie był zupełnie nieistotny. Spędziłem pół godziny siedząc i przyglądając się jej, i chciałem wiedzieć skąd ta zmiana w jej charakterze. Ta pewność siebie była czymś, czego jeszcze dwa lata temu w sobie nie miała. 
Chwilę po wypiciu swojego nędznego wina, teleportowałem się do Harry'ego. Siedział z Weasley na kanapie i obejmował ją. Wiewióra prychnęła widząc mnie, a bliznowaty wywrócił oczami. Zaprosił mnie do gabinetu.
- Co jest, Malfoy?
- Odwołaj aurorów.
- Co proszę.
- To właśnie, Potter.
- Skąd ten pomysł?
- Z ciekawości.
- Że niby ty, gadzie, chcesz ją obserwować?
- Nie zachowuj się znowu jak rozjuszony hipogryf. Nie wiem, o co chodzi, ale wiem, że boisz się o jej bezpieczeństwo. Ze mną nic jej się nie stanie. I mnie nie znajdzie w żaden sposób. Oboje to wiemy.
- Malfoy...
- Potter... Odwołaj. - I zniknąłem.
Wracał do swojego apartamentu kiedy zobaczył jak przed jego drzwiami zatrzymuje się Potter, który przyszedł od przeciwnej strony.
- Co tu robisz?
- Musimy pogadać.
- Wydaje mi się, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy - zauważył cierpko.
- Malfoy... - zaczął przybity. 
- Potter... 
Mierzyli się wzrokiem, by w końcu westchnąć w tym samym momencie.
- Musisz napisać do jej rodziców.
- Ja? A z jakiej racji akurat ja? Ciebie lepiej znają. 
Napił się wody z trzymanej przez siebie butelki.
- Bo uważają, że będziesz świetnym zięciem dla ich córki. 
Draco opluł Harry'ego wodą, której nie zdążył jeszcze połknąć.
- Nienawidzę cię, Malfoy.
- Zawsze mogło być gorzej - powiedział odrobinę rozbawiony. - Zawsze mogłeś mnie kochać.
Potter machnął ręką przed swoją twarzą, a ta natychmiast wyschła. 
- Napisz do nich. Lub się z nimi zobacz, ale lepiej napisz. Swoją drogą, jak się trzymasz? Bo z tego, co widzę, nie sypiasz.
Draco prychnął. 
- Jak już musisz to drążyć, to może po prostu wejdźmy do środka - powiedział i otworzył drzwi.
Wtedy to usłyszeli.
- Harry!
Natychmiast się odwrócili, równie przerażeni. Hermiona biegła w kierunku starego przyjaciela. 
O Matko, pomyślał Draco, wpadnie mu w ramiona i jeszcze potknie się zaraz przed tym. I rzeczywiście, gdyby nie to, że na ostatnim metrze potknęła się - na zupełnie prostej drodze, wyłożonej miękkim dywanem - i zamiast wpaść z impetem w ramiona Harry'ego, uwiesiła się na nim.
- Tak się cieszę, że cię widzę! - pisnęła podekscytowana. - Strasznie tęskniłam - szepnęła przytulając się do niego mocno.
W każdej innej sytuacji Draco wywróciłby teraz oczami, ale nie w tej.
Natomiast skołowany Harry ze sporym opóźnieniem odwzajemnił uścisk, jednak ona niczego nie zauważyła. 
Malfoy wszedł do swojego apartamentu, starając się zignorować zatopionych w uścisku przyjaciół. Powiedzieć, że był zazdrosny to o wiele za dużo. Raczej przygnębiony. Ona nie wpadnie mu w ramiona jako kobieta, ale nie zrobi tego też jako jego siostra. W pewien sposób, to bolało jeszcze bardziej.
Kiedy usiedli przy stole padło najbardziej idiotyczne ze wszystkich idiotycznych pytań.
- Harry, opowiedz mi proszę, co u Rona?
- Eeee, co?
Draco kopnął go w kostkę z taką siłą, że gdyby nie jego magicznie wzmocnione ciało, z jego kości zostałby tylko proch. 
- Dużo pracuje... Mało się widujemy. 
- A co u ciebie, u Ginny, u rodziców, u wszystkich? - dopytywała się z wciąż niesłabnącym entuzjazmem, jakby znów miała jedenaście lat.
Harry, nieudolnie jak zwykle - zdaniem Dracona - próbował coś wymyślić na poczekaniu i choć było tego nadzwyczaj mało, ona wydawała się być zachwycona. Kiedy udało mu się dobrnąć do końca, spróbował przejść do sedna. Chciał jak najszybciej sprowadzić Hermionę do Londynu, a z tego, co powiedziały mu wspomnienia Draco, wcale nie stała się mniej upartą.
- Hermiono, czy... eeee... Czy nie chciałabyś... no wiesz... Eeee... 
Brew Malfoya powędrowała w górę.
- Tak, Harry?
- Czy nie chciałabyś zakończyć swoich poszukiwań wcześniej?
- Co masz na myśli? - zapytała ostrożnie.
- Draco ci pomoże. On... eeee... jest dobry w tym, co robi.
- Wybacz, Harry - powiedziała ostro. - Z całym szacunkiem, wiem, że pracujecie razem i wasze kontakty w jakiś sposób się ociepliły, ale nasze ani trochę. A poza tym - ani trochę nie wierzę w jego umiejętności.
Harry spojrzał na Malfoya, którego wzrok mówił, "A nie mówiłem?". Westchnął pokonany, a potem pożegnał się z nimi i teleportował się do Anglii.
- Nie wiem czego od ciebie chciał, ale wnioskuję, że za wiele nie porozmawialiście - powiedziała do swojego "partnera". Jakby nie patrzeć, od kiedy do nich przyszła nie odezwał się ani słowem.
Nie odpowiedział.
Czekała na jego odpowiedź, ale ta w dalszym ciągu nie nadchodziła.
- Musimy jutro wyjść w teren - oświadczyła, chcąc zakończyć jakoś tą żenującą sytuację.
Nie odpowiedział.
Prychnęła i wyszła z jego apartamentu. Skretyniała tchórzofretka, pomyślała siadając przy swoim biurku.
Chwilę po jej wyjściu w jego pokoju pojawiła się kartka od Harry'ego.

Jesteś Ślizgonem, musisz dać radę.


To była dobra rada. Ale i tak kartka spłonęła w jego dłoniach.

Szanowni Państwo,
z radością zawiadamiam, że państwa córka, a moja siostra ma się dobrze. Jest cała i zdrowa. Mieszka w Paryżu, a dzielnicy 16. Tam także pracuje. Obecnie jest poza granicami Francji w celach służbowych. 
Jednakże... Nie mogą jej państwo odwiedzić. Hermiona miała wypadek, podczas którego straciła pamięć. Wszystko co teraz o sobie wie, jest  iluzją jaką stworzył jej umysł. Nie wie, że jej związek z Ronaldem Weasley'em skończył się miesiące temu, że ma brata czy, że szukała państwa przez tak długi czas. Jest też przekonana, że odnalazła państwa i wróciliście do Anglii.
Kontaktowałem się z lekarzami i twierdzą, że można działać na przywrócenie jej pamięci, jednak pod żadnym pozorem nie można robić tego w sposób gwałtowny, bez uprzedniego, skwapliwego przygotowania. Na razie jednak trzeba jej pozwolić wierzyć, że to, w co wierzy jest prawdą. 
Z wyrazami współczucia,
Draco Lucjusz Malfoy 
Chała, pomyślał przyglądając się zapisanej kartce.

Następnego dnia, po kolejnej zarwanej nocy, Draco czekał pod apartamentem Hermiony. Oczywiście wiedział kiedy wyjdzie. Nie przewidział jedynie, że swoją obecnością śmiertelnie ją wystraszy i gdyby nie jego refleks, jak długa leżałaby na ziemi.
Z kolei ją jego czysto fizyczne - jak twierdziła – umiejętności, przerażały. No bo ile razy można przewidzieć, że upadnie, skoro nawet ona nad tym nie panuje?
Wtedy coś do niej dotarło. Ostatnio odezwał się do niej w biurze Lacroixa. Z drugiej strony to lepsze niż słuchanie jego pretensjonalnego nic niewnoszącego głosu.
- Szybciej Malfoy! - pogoniła go, będąc trzy metry od drzwi. I znów się potknęła.  
A on znów ją złapał.

sobota, 6 lipca 2013

Część XXV

Zapraszam na Harry Potter TAG
http://portelizabethdiaries.blogspot.com/2013/07/harry-potter-tag.html


Pamiętajcie - żadnych przypadków!

25. Hermiona słodko spała i Draco doskonale o tym wiedział. Więcej, był przekonany, że śni o Weasley'u i uśmiecha się niewinnie, a w jej policzkach tworzą się delikatne dołeczki. Zerknął na cyferblat zegara. Ścisnął nos i głośno wypuścił powietrze z płuc. Od czasu kiedy dowiedział się, że była jego siostrą to pierwsza noc, podczas której nie zmrużył oka. Nie mógł mieć pewności, czy przespałby jakąkolwiek z poprzednich, bo jego matka z uporem maniaka podawała mu eliksir słodkiego snu, mając nadzieję, że on nic nie zauważy. Mimo to wtedy był spokojniejszy, był... wyzuty z wszelkich uczuć. 
Słońce dopiero wstawało, a on już chciał by ten dzień się skończył. Potarł twarz rękoma, a potem odrzucił kołdrę i wstał z łóżka, momentalnie przechylając ciężar ciała do przodu i upadając na ręce. Tak zaczynał się każdy jego dzień, od miliona pompek. 
Podszedł do lustra i przyjrzał się sobie. Rozczochrane blond włosy, szare spodnie opinające podstawę jego umięśnionej klatki piersiowej, alabastrowa cera, zaróżowione policzki i szafirowe, błyszczące oczy. Właśnie - błyszczące. A pod oczami żadnych cieni od niewyspania. Westchnął. Powinien teraz wysłać kilka listów, ale zamiast tego poszedł na siłownię. 

Hermiona obudziła się cudownie wypoczęta. Przeciągnęła się jak kot i - z trudem -  wygramoliła z białej pościeli. Przechodząc do łazienki zauważyła wózek ze śniadaniem i kwiatami. Podeszła bliżej ciekawa tego, co jej zaserwowali. Dostrzegła croissanty, dżem truskawkowy, kawę o wspaniałym mocnym aromacie, sok pomarańczowy, miseczkę truskawek i jogurt jagodowy. Oprócz tego trzy gazety codzienne, każda w innym języku. I choć to jak idealnie trafili w jej gust, w całości podpięła pod szczęśliwy traf hotelowego kucharza, o tyle białe róże to było coś, o co musi poprosić, by dostarczano jej każdego dnia. W końcu nie mogła mieć pewności czy tylko takie kwiaty się tutaj dostaje, czy to kolejny zbieg okoliczności.
Kiedy owinięta w ciepły, biały ręcznik wyszła spod prysznica i stanęła przed lustrem, prychnęła z niezadowoleniem i irytacją. Dotknęła swoich krótkich włosów oceniając jak wiele odrosły od wczoraj, powtarzając to każdego dnia. Nie mogła znieść tego, że w szpitalu ścięli jej włosy. Gdyby Ron to zobaczył... Jedynym powodem, dla którego nie przedłużyła ich w żaden sposób, było to, że latem były naprawdę wygodne w noszeniu. I to nie było tak, że nie podobała się sobie w krótkich włosach, ale raczej przerażało ją, że jej narzeczonemu może się to nie spodobać. 
Z rozczuleniem i miłością spojrzała na swój piękny pierścionek. Bardzo tęskniła za Ronem, ale oboje stwierdzili, że ta przerwa potrzebna jest w ich związku. I jeśli po pół roku wpadną w swoje ramiona, to każdy z nich będzie wiedział, że naprawdę ich małżeństwo się uda. 
Zostały jeszcze cztery miesiące. 

Dracon wszedł do swojego apartamentu przed samym południem. Był pewny, że Hermiona już nie śpi - nie ważne jaka teraz była - dwunasta to zdecydowanie pora, w której będzie już na nogach. Po wyjściu z pod prysznica, usiadł przy biurku i niby to kreśląc w powietrzu znak nieskończoności, wyczarował sobie papeterię z rodzinnym herbem. Wziął czarne, bardzo dobrze zrobione - jak zauważył - pióro z sekretarzyka i zaczął spisywać tą paranoję.

Potter,
z pewnością niezmiernie ucieszy cię fakt, iż Hermiona Jean "Sunny" Granger (jeszcze) ma się dobrze.
Ufam, że twój rozum nie spłonął doszczętnie kiedy przydzielałeś mi to zadanie, bo twoja kompetencja jest tak absorbująca, że aż żadna.
Z wyrazami szacunku,
Draco Lucjusz "Szafir" Malfoy - podwładny bliznowatego idioty Harry'ego Pottera

Przebiegł wzrokiem po tekście i prychnął. Co za paranoja. Zakleił kopertę, przyjrzał się jej uważnie i czekał, aż zniknie. Sięgnął po kolejną kartkę i tym razem ostrożniej dobierał słowa. Teraz, to była delikatna sprawa.

Ojcze, Mamo
mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze. 
Zostałem wysłany na misję we Francji. Co więcej, okazało się, że Hermiona mieszka niedaleko i ma się bardzo dobrze. Widujemy się. Staramy się dogadywać. Ona potrzebuje jeszcze wiele czasu, by poukładać sobie pewne sprawy. I wiem na pewno, że tu gdzie jest, jest jej dobrze.
Nie martwcie się proszę. Zadbam o nią najlepiej jak to będzie możliwe. To moja siostra.
Nie martwcie się.
Wrócę najszybciej jak to możliwe.
Z wyrazami szacunku, 
Draco Lucjusz Malfoy

Był z siebie dumny. Nie skłamał ani razu.
Położył się na łóżku. Rozpostarł dłoń, a na niej zmaterializowała się jego różdżka. Obracał ją w palcach, czekając na gwałtowną odpowiedź Pottera lub na niego samego. I już dziesięć sekund później na stoliku nocnym zobaczył służbową pocztę. Otworzył kopertę i zobaczył dokładnie to, czego się spodziewał.

Co to, kurwa, ma znaczyć?!

Draco nie miał ani cienia ochoty mu odpowiadać, ale wiedział, że jeśli go zignoruje, to on się tu pojawi. A ostatnią rzeczą, której mu było potrzeba, to rozjuszony Gryffon, który swoim zachowaniem uwielbia przypominać hipogryfa. 
Przytknął koniuszek różdżki do skroni, a potem strzepnął srebrzystą ciecz do przygotowanej fiolki. Pomyślał o tym, że to właściwie jedyna rzecz do jakiej używa swojej różdżki. Miał mu to przeteleportować, ale stwierdził, że powinien poćwiczyć zaklęcie patronusa. Kiedy ostatnio go używał, nazwał swoje życie spełnionym, a teraz...
Przywołał szczęśliwe wspomnienie i zamiast srebrzystej kobry, która u Hermiony była formą jej duchowej przemiany po zdradzie Rona, zobaczył Jacka Russella Terriera. Jęknął w poduszkę. Jego patronus miał formę osoby, którą kochał. A skoro ten Hermiony uległ zmianie, to jego też... Przynajmniej Potter lepiej zrozumie, pomyślał wysyłając do niego swoje wspomnienia.
Powrócił do obracania różdżki swoimi długimi, bladymi palcami, zastanawiając się czy gdyby użył odrobinę więcej mocy, to rozkruszyłaby się w jego dłoniach.
Pomyślał o dziewczynie mieszkającej za ścianą. Nie zamierzał stąd wychodzić dopóki sama tego nie zażąda - a pewnie tego nie zrobi. Odrobinę wytężył swój słuch i starając się zignorować inne, niepożądane dźwięki, skupił się na tym, co ona robiła. Usłyszał krótkie, lekko drapiące dźwięki. Domyślił się, że siedzi w papierach i skrobie po pergaminie. Mógł w każdej chwili wejść do jej głowy, ale nie chciał tego robić. Ona zasługiwała na swoją prywatność.
Chcesz ją znaleźć, pomyślałem zdumiony. Nagła panika i przerażenie ogarnęło moje ciało. Zwariowała. Nie mogła. Dlaczego? Jak? Co potem? Co jeśli się nie uda?
- Och, Draco - szepnęła widząc moją minę. - Ja nie proszę cię byś jej szukał. Jeśli będzie trzeba znajdę ją sama. Ale nie chcę dłużej żyć z myślą, że na własne życzenie jej nie znam. Ale teraz - po raz pierwszy - proszę cię, byś pozwolił mi jej szukać.
- Ty... prosisz mnie? - powtórzyłem zdezorientowany. - Ale dlaczego?
- Bo potrafisz mnie powstrzymać. Wystarczy twoje pstryknięcie palcami, a nie znajdę jej.
- Ale mamo, ona może...
- Wiem - Miała taki zacięty wyraz twarzy. - Draco, proszę.
Zacisnąłem wargi bijąc się z myślami. A potem spojrzałam w te bladoniebieskie oczy i westchnąłem. Przecież wszelki zdrowy rozsądek straciłem słysząc, że mam siostrę. Westchnąłem pokonany.
- Znam detektywa - powiedziałem cicho.
Spojrzała na mnie pytająco, była taka zaskoczona moimi słowami.
- Nazywa się Hermiona Granger.
Tej nocy również nie zmruży oka.



Pierwszoosobowa forma pojawi się jeszcze nie raz.
Mia Land of Grafic