czwartek, 30 maja 2013

SOWA

Nosiłam się z tym pomysłem już od... oj dawna.
Najpierw było: "A może?"
Potem: "Nieeee, ja nie znoszę Facebooka!"
A na koniec moja zaprzyjaźniona autorka też sobie założyła i pomyślałam: "Ok. Teraz jednak się ugnę i założę."
Tak więc założyłam sobie stronę na portalu społecznościowym FaceBook https://www.facebook.com/WyobrazniaPortelizabeth To szybsza (krótsza) i łatwiejsza forma kontaktu z czytelnikiem niż blog prywatny. Jest to dla mnie ważne, bo "posiadanie pojęcia" kim jest mój czytelnik sprawia, że czuję się iż odwdzięczam się ludziom, którzy czytają to co tworzę. 
Będę tam umieszczała oczywiście te rzeczy, którymi chciałabym się z wami podzielić.

Pozdrawiam,
Lizzy

sobota, 25 maja 2013

Część XXIII

Dostałam 23 komentarze! Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszę. Nigdy nie dostałam ich tak wiele. Znanie waszej opinii tak wiele dla mnie znaczy. 
Dziękuję Wam.

Tworzyłam przy akompaniamencie:


Oto nieoficjalnie druga część tej historii.

23.
MIESIĄC PÓŹNIEJ, WIELKA BRYTANIA

- Mam dość.
- Lucjuszu...
- Na niego już nie da się patrzeć. Trzeba coś z tym zrobić.
- Nie możemy. Poza tym, doskonale wiesz, że to nasza wina, że tak się zachowuje. Gdybym nie nalegała żeby jej pilnował, gdybyśmy byli przeciwni ich spotkaniom, to nic by się nie stało. Nie możemy się mieszać. On musi sam przez to przebrnąć, my zrobiliśmy już wystarczająco dużo. 
- Ale on nie może za nią tęsknić.
- Wiem... Ale ja też za nią tęskniłam, choć przecież mnie również nie wolno było tego robić. I wciąż tęsknię...
- Niech Potter coś z tym zrobi! 
- Podobno zamierza.

Założę się, że zasłoniłaś okna i odrzuciłaś włosy do tyłu
Założę się, że nie masz pojęcia, że jedziesz zbyt szybko
I starasz się nie myśleć o tym, co poszło źle
Starasz się nie zatrzymywać, zanim nie osiągniesz tego, co chcesz
Starasz się nie spać, więc założę się, że włączasz radio

Draco Malfoy siedział nad jeziorem i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń. Znudzony, swoim mało wesołym panem, Smok leżał pod drzewem i słodko spał. To był dwudziesty piąty dzień jak chłopak nie robił nic innego niż myślenie w akurat tamtym miejscu. Mogło wiać, mogło padać, mogła być największa burza stulecia, a on i tak każdego dnia siadywał na tym samym skrawku ziemi i był tam dopóki wszyscy nie zasnęli.
Każdego dnia.
I każdego dnia nikt nie wiedział co on myśli.
I nikt nie chciał tego wiedzieć.
Ale tylko dwadzieścia pięć, bo przez pięć innych szukał rodziców Hermiony. Szukał i znalazł. Przywrócił im pamięć, opowiedział co się stało i powiedział, że nie wie gdzie jest Hermiona, że kazała się nie szukać i każdy z nich musiał uszanować tę decyzję. Dlatego zostali w Australii i tęsknili. I już wiedzieli, że Draco jest jej bratem,
- Po co przyszedłeś? - Jego głos był spokojny, stoicki, jak zwykle.
Harry przeszedł jeszcze kilkadziesiąt kroków, nie chciał odpowiadać mu z daleka. Choć przecież wcale nie chciał tu być.
- Mam dla ciebie zadanie.
- Wiesz, że nie zajmiesz mnie nim przez więcej niż jeden dzień.
- Zajmę. Nie będziesz sam.
Szafirowooki blondyn odwrócił się i spojrzał w migdałowe oczy przyjaciela. Tak dobrze je znał. Lepiej niż Ona.
- Pracuję sam. Zawsze. Doskonale o tym wiesz.
- To nie zlecenie ode mnie. To z francuskiego biura aurorów. Masz pracować z jakąś dziewczyną. Jej pseudonim to Sunny. Podobno bardzo ładna - burknął.
Draco przez ułamek sekundy maił ochotę prychnąć, jednak szybko mu przeszło.
- Twój pseudonim to Szafir. - Harry czekał aż ten wywróci oczami, jednak nic takiego się nie stało. Westchnął. Od ich ostatniego spotkania w jego zdemolowanym pokoju ich nastroje ani trochę się nie zmieniły. - Wszystkie informacje masz w teczce na swoim nowym biurku.
Już odchodził kiedy coś sobie uświadomił.
- Ćwiczyłeś coś, prawda?
Draco tylko bezszelestnie rozpłynął się w powietrzu.



MIESIĄC WCZEŚNIEJ, FRANCJA

Zamrugała kilkakrotnie by jej wzrok szybciej się wyostrzył.
- Madame... Proszę się nie denerwować. Już wszystko jest w porządku. Jest pani w Szpitalu Magicznych Chorób i Urazów Św. Bazylego w Paryżu. Miała pani wypadek samochodowy. Jeśli tylko będzie pani gotowa, proszę opowiedzieć o sobie - powiedział młody lekarz o czarnych włosach i oczach w tym samym kolorze. Oprócz niego nad nią stały jeszcze cztery inne osoby.
Skupiła się i przeszła na płynny francuski.
- Nazywam się Hermiona Granger, jestem narzeczoną Ronalda Weasley'a. Mam dwadzieścia dwa lata, a urodziłam się dziewiętnastego września i przyjechałam do Paryża, by spróbować swoich sił jako auror. Mój chłopak został w Londynie, by dać mi więcej swobody w spełnianiu własnych pragnień. Harry Potter to mój najlepszy przyjaciel, auror. On również wie, że tutaj jestem. Nie ma potrzeby zawiadamiać nikogo o moim wypadku.
- Skoro tak pani uważa, madame Granger. A teraz niech pani odpoczywa.
Tydzień później kupiła już sobie prześliczne mieszkanie w 16 dzielnicy Paryża i właśnie udawała się do tutejszego biura aurorów.
- Pani Granger, jakże miło panią widzieć. Bardzo się cieszę - powiedział spięty mężczyzna po siedemdziesiątce. - Co panią sprowadza?
- Chciałabym zostać aurorem. Proszę tylko nie kontaktować się z Harrym, chyba, że sama o to poproszę. Ustaliliśmy, że nie będzie się mieszał do mojej pracy, a ja całkowicie temu ufam.
Pan Lacroix był co najmniej zaskoczony tą prośbą, ale musiał ją uszanować.
- Mam wszelkie potrzebne doświadczenie i umiejętności. 
- To oczywiste - wtrącił. 
- Od kiedy mogę zacząć? - zapytała i ujawniła swój ogromny entuzjazm.
- Od zaraz.



DZIEŃ OBECNY, FRANCJA

Draco westchnął. Ostatnim czego chciał było niańczenie jakiejś dziewczyny, która uważała się za pożal się Boże aurora. W dodatku będzie musiał używać różdżki dla zachowania pozorów. Potter nie mógł wymyślić niczego gorszego. Już nie mówiąc o tym, że nie miał zielonego pojęcia z kim kazał mu pracować, bo tutejszy szef praktycznie błagał, by Potter wysłał swojego najlepszego człowieka, ale nie powiedział kim ona jest. Bo "dziewczyna jest bardzo cenną osobą i choć utalentowana, to strasznie narwana".
Nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Były tam dwie osoby.

Jedne drzwi się otwierają i jedne drzwi się zamykają
Niektóre modlitwy odnajdują odpowiedzi
Niektóre nigdy nie będą wysłuchane 

Stała tam. Obok biurka - swojego szefa! Była ubrana w dżinsy i luźny T-shirt. Włosy miała dłuższe niż zazwyczaj. Jego siostra. 
Jego ukochana.
Stała tam. I nie mogła uwierzyć w to co widzi. 
I nienawidziła go. 
- Nie będę z nim pracować! Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że się zgodzę. To Ślizgon, który mnie nienawidzi. Z wzajemnością! Poza tym, jest nieudacznikiem i tchórzem. To ja zawsze musiałam go ratować. Więcej razy nie zamierzam. Wyruszam sama! - Niemal tupnęła nogą.

Nie mogę bez ciebie żyć, nie mogę bez ciebie żyć, kochanie
Nie mogę bez ciebie żyć, nie mogę bez ciebie żyć, kochanie

A Draco nie mógł uwierzyć w to, co rozgrywa się na jego oczach. Ona mówiła zupełnie tak, jakby spotkali się po raz pierwszy od zakończenia szkoły. Jakby nic się później nie wydarzyło. Lub... Jakby nie chciała pamiętać, że cokolwiek się wydarzyło.
Potrafił to uszanować.


Autostrada nie przytuli cię dzisiejszej nocy
Autostrada nie wie, że istniejesz
Autostradę nie obchodzi, czy jesteś samotny
Ale mnie tak, mnie tak

A wtedy zobaczył pierścionek na jej palcu. Tiffany. Nie potrafił oderwać od niego wzroku. Noli irritare Draco...
- To mój pierścionek zaręczynowy - odpowiedziała zmieszana, kiedy dostrzegła czemu tak intensywnie się przygląda. Nie rozumiała tego. - Ron ma fantastyczny gust.
Tego nikt by nie zrozumiał.
Spojrzał na jej przełożonego, który był wyraźnie skrępowany. Jej wrogością i jego milczeniem.
Przeniósł wzrok na oczy Hermiony. Jego oczy niemal rozbłysły szafirowym blaskiem. Nikt oprócz Harry'ego nie mógłby tego dostrzec i być może tylko on zrozumiałby, że dla Dracona czas stanął w miejscu. To o co pytał wczoraj Harry - właśnie teraz z tego skorzystał. On nie czytał jej w myślach, on przeglądał jej wspomnienia. 
Rozpacz
Droga przez morze
Autostrada
Wypadek
I sen... Sen, który dla Hermiony był prawdziwymi wspomnieniami. Ona straciła pamięć i za prawdę wzięła ostatnie wydarzenia jakie zapamiętała. Wydarzenia, które nie były prawdą. Ron nie był jej narzeczonym. Ron nigdy jej nie kochał tak, jak jej się wydawało. Harry nie wiedział, że chce tu pracować. To nie ona odnalazła swoich rodziców. Ona nie pracowała w ministerstwie wyzwalając skrzaty domowe. To nie dla kaprysu zrobiła sobie tatuaż. To nie w szpitalu obcięto jej włosy z powodu wypadku.
Ona go nienawidziła.
Ona się go bała. 
Ona cierpiała przez samo patrzenie na niego.
Już nie była taka silna.
Już nie była jego siostrą.
Już nie była jego przyjaciółką.
Już nie była... Sobą.

Autostrada nie osuszy twoich łez
Autostrada cię tu nie potrzebuje
Autostradę nie obchodzi, czy wracasz do domu
Ale mnie tak, mnie tak


- Tak. Rzeczywiście ma fantastyczny gust...



Ale mnie tak, ale mnie tak...





Dzisiaj, 25 maja 2013 roku, jest dla mnie bardzo ważnym dniem. Mój ukochany klub piłkarski Bayern Monachium, a wraz z nim mój największy ulubieniec Bastian Schwiensteiger, grają mecz finałowy w Lidze Mistrzów. 
Możecie nie zdawać sobie sprawy, nie wiedzieć jak wiele to dla mnie znaczy, ale... Ja wiem.
Dlatego proszę Was o wsparcie, w imieniu swoim i innych kibiców Monachijczyków. 
Jeśli im się uda, jeśli pokonają Borussię Dortmud, to będzie jeden z najwspanialszych prezentów jaki mogłabym dostać. Mój uśmiech będzie tak szeroki jak nigdy dotąd i będę unosić się nad ziemią.
Dlatego proszę, od 20:45 trzymajcie za nich kciuki, by mogli  podarować mnie, sobie i innym ten wspaniały prezent, jakim jest wygrana.
Proszę,
PortElizabeth

EDIT:

WYGRALI!!!!!!!!!!!


(jest 5:53 a do mnie to dopiero dociera)

czwartek, 9 maja 2013

Część XXII

jeszcze raz przepraszam, za nieumiejętne opisanie ich przyjaźni w poprzednim rozdziale

Ten rozdział chcę zadedykować każdemu czytelnikowi, który sprawił, że jego istnienie stało się dla mnie namacalne.
Dziękuję Wam!

proszę, podzielcie się opinią o tej notce
w tym przypadku, to dla mnie niezmiernie ważne 
wersy piosenki są z zakładki inspiracja


22.   "Kiedy jesteś małą dziewczynką wierzysz w bajki i myślisz, że znajdziesz Księcia, który będzie wszystkim o czym marzyłaś. W bajkach, Zły Koleś jest łatwy do rozpoznania - ma czarną pelerynę. Potem dorastasz i odkrywasz, że Książę z Bajki nie jest taki łatwy do odnalezienia. W prawdziwym życiu Zły Koleś nie nosi czarnej peleryny - jest zabawny i ma cudowne włosy." 
Taylor Swift

Hermiona nie potrafiła spać. Tamten pocałunek zbyt wiele dla niej znaczył. Był czymś czego nie robiła od tak dawna, że sądziła iż zapomniała jakie to uczucie - całowanie z miłości. Lawendowe pole naprawdę stało się bliskie jej sercu, bo kiedy krążyła po swoim mieszkaniu nie mogąc zasnąć, pomyślała, że jeśli ma zostać ze swoimi myślami o Draco sam na sam, to tamto miejsce będzie do tego najlepsze. Siedząc więc wśród lawendy, pośród wszechogarniających ciemności rozmyślała nad ostatnim tygodniem, nad tymi wszystkimi dniami, w których jej towarzyszył irytując ją strasznie i nad tymi wszystkimi dniami, w których jej towarzyszył bawiąc ją, ale też nad tamtym dniem we Włoszech.
Ciągle przyłapywała się na tym, że porównuje tamte dwa pocałunki. I sęk tkwił w tym, że nie widziała w nich różnicy. To znaczy różniły się, bo tamten nie był tak... gwałtowny, gorący. Był wolniejszy, bardziej zmysłowy, jakby przemyślany - jakby każde z nich dokładnie rozważało co zrobi za chwilę. A i dla każdego z nich to była zupełna nowość - dla niej, bo zupełnie nieplatonicznie całuje, ze wszystkich ludzi na świecie, Malofya, a dla niego, bo całuję najgorszą szlamę ze wszystkich - Granger.
Była jeszcze jedna, zagadkowa sprawa. Wtedy on ją całował, a ona pocałunki oddawała. Ale oboje udawali. Ale teraz to było szczere. Teraz oddała mu pocałunek, bo nie kochała go jak brata, bo nie kochała go jak zwykłego przyjaciela.
Hermiona pomyślała o tym jak różne są pojęcia "brat" i "przyjaciel". Z przyjacielem możesz robić wszystko. Możesz się z nim bawić, śmiać, płakać, krzyczeć, całować, kochać się... Bo jeśli to wszystko będzie tylko przyjaźnią, to dlaczego miałoby być niewłaściwe? Ale brat... Nie ważne jak bylibyście blisko, nie ważne jak dobre mielibyście stosunki, nie wolno wam się dotknąć. Nie wolno wam pomyśleć o kimś w ten jeden, konkretny sposób. Trzeba też szanować tą osobę w zupełnie inny sposób, bo i ona patrzy na to z zupełnie innej perspektywy. Dla Hermiony to było tak trudne do sprecyzowania, bo ona nigdy nie miała rodzeństwa i pozostawało jej tylko wyobrażenie sobie takiej sytuacji. Kiedyś miała Harry'ego - traktowała go jak brata, on ją jak siostrę - i wiedziała, że prawdopodobnie byłby dla niej najlepszym człowiekiem pod słońcem, ale samo myślenie o nim, jak o mężczyźnie tylko dla niej, wydawało jej się czymś złym. Czymś o wiele gorszym niż całowanie Malfoy'a, czymś niewłaściwym i... nawet niewybaczalnym. Z Weasley'em było inaczej. Zawsze. I co ciekawsze, nie uświadomiła sobie tego kiedy zrozumiała, że jest w nim zakochana, a wtedy, kiedy ten ją zostawił - a ona zostawiła Harry'ego. Ich, mimo wielkiej przyjaźni i kredytu zaufania, zawsze dzielił mur. Do Pottera mogła przytulić się zawsze i było to tak naturalne, i tak normalne jak to, że słońce wstanie na wschodzie. Z rudym zdrajcą zawsze coś stało na przeszkodzie, która znikała tylko w bardzo emocjonalnych momentach ich życia. Wtedy, kiedy kierowała się czystym impulsem - potrzebą czyjejś bliskości.
Kochać przyjaciela, a kochać brata, to nigdy nie będzie to samo.
Harry zawsze był dla niej jak brat. Jak jej prywatna definicja tego słowa, bo nie ważne wśród jakich ludzi by przebywała i jak wielkie rodziny by ją otaczały, ona zawsze była jedynaczką. A Harry zawsze był do niej podobny i zawsze to rozumiał. I nawet ich rodzinne braki się wyrównywały, bo on miał Dudley'a, a ona rodziców - każdy miał za kim tęsknić.
Ale dopiero teraz zrozumiała dlaczego nigdy nie miała wątpliwości co do tego, że Harry postąpił właściwie odsuwając się od niej. Hermiona nigdy nie miała brata i nigdy mieć go nie będzie, ale wierzyła, że to jak postąpił Harry charakteryzowało braterstwo jak nic innego. On zrobił najlepszą rzecz jaką tylko mógł - zaakceptował jej wybór. Chociaż bolesny, może upokarzający czy nawet zły - pozwolił jej iść naprzód. Wiedział, że to jej życie i że sama musi dokonać wyborów. Że musi przez nie przejść, choćby nie wiadomo jak miała cierpieć po drodze, bo jemu nie wolno jej chronić przed całym światem. Gdyby to zrobił niczego by się nie nauczyła. I nigdy nie byłaby szczęśliwa.
Ona wiedziała, że każdego z nich tamta sytuacja w Norze złamała na pół. Wiedziała, że jej najlepszy przyjaciel będzie teraz najbardziej oddaloną od niej osobą i że tamto wspomnienie zawsze będzie ich wspólnym piętnem. Ale w środku zawsze wiedziała, że to co ich łączy zawsze będzie takie samo. Że to nigdy się nie zniszczy czy przeminie. Ona zawsze będzie kochać go tak samo. I to właśnie ta niezniszczalna, wszechmocna, braterska więź sprawi, że on zawsze będzie czuł to samo. A to, co powiedział jej Draco na temat tego, że kazał mieć na nią oko, tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. No i była jeszcze sprawa z Bobem. Ślizgon powiedział, że przyszedł do niego służbowo, że nikt nie wyciągnie z tego zajścia żadnych konsekwencji i ona mu wierzyła. To Harry go wysłał. Hermiona rozumiała dlaczego i była mu za to wdzięczna. Był dla niej idealnym bratem, bo nigdy nie ingerował w jej życie i pozwalał jej żyć tak, jak tego chciała. Pozwalał jej ponosić wszelkie konsekwencje swoich wyborów, ale jednocześnie zawsze ją obserwował. To przysłowiowe trzymanie ręki na pulsie sprawiało, że ona nie tylko czuła się bezpieczna, ale też kochana. A to namacalności tego uczucia tak bardzo jej brakowało (Faktem jest, że potem beznadziejnie zakochała się w Draco Malfoy'u). Harry dbał o nią w najlepszy dla niej sposób - patrząc z daleka.
Nigdy nie zrozumie dlaczego Weasley ją zdradził. Tysiące razy analizowała to po tym, jak nabrała dystansu do tej sprawy. I wtedy wydawało jej się, że brak jej wiedzy by to zrozumieć. Ale teraz... Teraz kiedy poznała Draco, Narcyzę, kiedy kilkakrotnie rozmawiała nawet z Lucjuszem, teraz wiedziała. Ronald W. był materialistą i osobą o beznadziejnie niskiej samoocenie. Jego ojciec nie przejmował się tym o ile bogatsza jest głowa rodu Malfoy'ów, ale jego najmłodszy syn miał na tym punkcie nie kompleks, a prawdziwą obsesję - większą nawet niż Percy. A taki Draco skrzętnie to wykorzystywał... Od rozpoczęcia szkoły Ronald nie był tylko Ronem, był Najlepszym Przyjacielem Harry'ego Pottera. Ta łatka nigdy go nie opuszczała. I w pewien sposób nigdy nie opuści, bo teraz jest Szwagrem Harry'ego Pottera. Z jednej strony mógł odcinać kupny popularności od swojego przyjaciela, a z innej on zawsze był tylko tym drugim - biednym, rudym, kolejnym dzieckiem Weasley'ów. Ta uraza nigdy mu nie przeszła. A potem był Chłopakiem Najmądrzejszej Dziewczyny Od Czasów Roweny Revenclaw. Chciał ją oczernić i mieć tytuł bez asysty innych osób. Wolał by ona była gorsza.
Może rzeczywiście była? Zakochała się w Malfoy'u! Pytanie tylko: czy ona obchodzi go choć trochę?
Położyła się wśród kwiatów i zasnęła.
To wszystko na co czekamy...

Draco czekał na Hermionę w jej salonie; było wcześnie. Dostał od niej wiadomość, w której kazała mu przyjść - zjawił się natychmiast. Opierając rękę na łokciu wpatrywał się w drzwi do sypialni. Wiedział, że była pod prysznicem. Zrozumiał, że nie trafił z czasem, kiedy po upływie pięciu minut ona wciąż nie wychodziła. Poszedł po coś do picia. I kiedy maksymalnie zamyślony wyszedł z kuchni dobił do Hermiony.
Szklanka soku wylądowała na ziemi. Nikt tego nie zauważył.
Serce waliło jej jak oszalałe i strasznie ją to peszyło. Czuła się jak niedoświadczona smarkula.
- Gdzie masz szlafrok? - zawarczał pełen agresji.
Był tak spięty i zły kiedy zobaczył ją owiniętą jedynie czarnym ręcznikiem, że aż cofnęła się o krok i dobiła do ściany, tuż obok framugi drzwi. Bała się i nie wiedziała czy boi się jego, czy samej siebie. Po raz pierwszy odkąd zaczęła szukać jego siostry spojrzał na nią z furią, może nawet nienawiścią - jakby znów była tylko szlamą.
- Nie wiedziałam, że już przyszedłeś - powiedziała cicho, a mimo to głos jej zadrżał.
- Przecież kazałaś mi przyjść! - powiedział przez zęby zirytowany. Nie rozluźnił się ani trochę.
- Nie sądziłam, że będziesz tak szybko - broniła się, ale wypowiadając te słowa zrozumiała jakie to głupie. On zawsze był na czas, a nawet wcześniej.
Zamknął oczy i zrobił głęboki wdech, jakby chciał się uspokoić. Mimo to nie cofnął się. 
- Potrzebuję więcej cierpliwości do tej kobiety - szepnął w przestrzeń, jakby prosił o nią siły najwyższe.
Usta mu drżały, a ona widząc to zagryzła dolną wargę starając się powstrzymać wewnętrzną żądzę. Sekundę później dotarł do niej sens jego słów i wydarła się:
- Ty potrzebujesz cierpliwości? Ty?! - Otworzył oczy. - To ty jesteś nieszanującym ludzkiej prywatności Ślizgonem, dupku!
Draco zrobił krok i oparł ręce na ścianie, po obu stronach jej głowy. Bardzo ją to rozproszyło, jednak tylko na sekundę.
- Nie prowokuj mnie - wycedził.
- Ja cię prowokuję, ja? A niby czym? - krzyknęła zła.
To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie
Draco gwałtownie ją pocałował. Cała jej złość natychmiast wyparowała. Przyciągnęła go do siebie, by był jak najbliżej i oddawała mu każdy gorący pocałunek. Załapał ją i oplótł jej nogi wokół swoich bioder, jednocześnie przypierając ją do ściany. Wplotła mu palce w jego miękkie, platynowe włosy, a on przeniósł swoje pocałunki na jej odsłoniętą szyję. Jęknęła z zachwytu. I wtedy  uświadomiła sobie co się dzieje i do czego ją to zaprowadzi. I choćby miała żałować do końca życia, żadna siła nie zmusi jej do tego, by teraz się wycofała. Zacisnęła dłonie na rąbkach jego koszuli i gwałtownie pociągnęła ją w górę, a potem rzuciła w kąt; jej ręcznik zsunął się z biustu i zatrzymał w pasie. Ostatnią w pełni świadomą myślą był zapach jego skóry, kiedy całowała jego obojczyk.

Hermiona przykryta białą pościelą, leżąc na lewym boku przyglądała się Draconowi. Jego blada, doskonale zbudowana klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo. Patrzyła na niego i zauważyła co się w niej zmieniło. Kiedy zaczęli "razem" pracować nie mogła znieść jego stoicyzmu. Uważała, że ta cecha nie może istnieć w jego charakterze, że absolutnie nie ma racji bytu. On był zbyt arogancki, zbyt pretensjonalny, zbyt... Był Ślizgonem.
Czasami trzymamy anioły
I nigdy nawet nie wiemy
A teraz... Ten spokój był wszystkim czego potrzebowała. Nie mogła wtedy znieść jego opanowania, bo ona tak bardzo chciała taka być i tak bardzo jej to nie wychodziło. Oziębłość i wyrachowanie to nie to samo, co spokój i cisza. W niej wszystko aż krzyczało. Krzyczało od chwili, w której nie wykrzyczała Ronowi jak podłym jest człowiekiem. A Draco... Draco był taki jak jego oczy - spokojna tafla wody, na której wiatr tworzy delikatne fale. A każda z tych fal była uderzeniem jego serca. 
Pragnęła go dotknąć. Pragnęła znów zatopić swoje dłonie w jego włosach, ale nie chciała go obudzić, wyglądał tak delikatnie kiedy spał. Przypomniało jej się jak jeszcze niedawno myślała o nim - wierny Retriever swojej mamy. I kiedy spał naprawdę przypominał Smoka, podczas tej samej czynności. Słodki i uroczy. Absolutnie nie pomyślałaby, że jest bezbronny, - wiedziała, że jest aż nadto uzbrojony - a że jest słodki i kochany. Pełen ciepła i spokoju. Dawał ukojenie i ta najbardziej uczuciowa, i tchórzliwa część Hermiony, najbardziej kochała w nim właśnie to.
Po raz pierwszy mogła mu się przyjrzeć tak dokładnie jak tylko chciała, i po raz pierwszy widziała go naprawdę. Puszyste, starannie wycieniowane, platynowoblond włosy, długie rzęsy, pod którymi kryły się szafirowe oczy... Pięknie zaznaczone kości policzkowe, delikatny rumieniec na policzkach, idealnie pasujący do reszty twarzy, delikatnie wywinięty nos... Miał męską linę żuchwy, jego skóra promieniowała zdrowym blaskiem, a usta... Po oczach, były najbardziej zwracającą uwagę cechą fizyczną dziedzica fortuny Malfoy'ów. Byłe czerwone, pełne - idealnie wykrojone. I kiedy tak im się przyglądała, on przygryzł dolną wargę. Po ciele Hermiony przebiegł dreszcz. 
Jego ręce były silne, a palce u rąk długie. Przypomniało jej się uczucie jakie wywołał w niej, kiedy przejechał swoim sygnetem wzdłuż jej kręgosłupa. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Całe jego ciało było doskonale umięśnione, a w dotyku... Delikatne jak aksamit.
Czy mężczyźni powinni tak wyglądać? - zapytała samą siebie, a potem zrozumiała, że świat bez takich widoków byłby gorszy. A chłopca o takim wyglądzie należy szukać ze świecą. I chciała mieć pewność, że charakter też ma tak idealny jak ciało - mocny, delikatny, zuchwały..
Można odnieść wrażenie, że go idealizowała, ale wcale tak nie było. On naprawdę od lat tak wyglądał, w końcu większość tych cech była wrodzona. To, że był Ślizgonem, który nienawidził jej za jej pochodzenie, za jej przyjaciół, za dom w Hogwarcie i za bycie mądrzejszą od niego sprawiało, że nie mogła na niego patrzeć, a jeśli już to robiła nigdy nie patrzyła na niego jak na mężczyznę. Zawsze patrzyła przez niego - jakby jego w ogóle tam nie było. I gdyby nie to, że rozstała się z Ronem - a dzięki temu została detektywem - nigdy, nigdy nie spoglądałaby na niego tak jak teraz. Nigdy nie uznałaby go za swojego przyjaciela i nigdy nie spałaby z nim w jednym łóżku.
Był przystojny... dobry... i była w nim zakochana.
Niektóre modlitwy odnajdują odpowiedzi
- Twoje serce bije nierówno - mruknął.
Hermiona zamrugała dwukrotnie i podniosła się do pozycji siedzącej zakrywając się. Przez cały czas wpatrywała się w jego powieki i zupełnie nie zauważyła, że się obudził.
- Teraz dwa razy szybciej - zauważył. Otworzył oczy i przyjrzał się uważnie jej twarzy. - Boisz się?
- Czego? - szepnęła. Była przerażona. Nie miała pojęcia co się za chwilę wydarzy.
- Tego, że wróci stary Malfoy. Wykpi cię, a potem zostawi.
Nie potrafiła się nawet ruszyć. Wiedziała, że nawet gdyby tak zrobił i złamał jej przy tym serce, to i tak nigdy nie potrafiłaby go znienawidzić. Już kiedyś to zrobiła i nie trwało to długo. Ona nie potrafiła go nienawidzić.
- Zirytuję cię - powiedział i położył się na plecach podkładając ręce pod głowę. - Nie zamierzam. - Mrugnął do niej.
Hermiona westchnęła i opadła na poduszki. Znów czuła się jak nastolatka. Ani trochę nie pasowała do dziewczyny jaką poznał w jej biurze. W tej chwili nie było w niej nic z pyszałkowatej modelki.
- Podobało mi się - powiedział delikatnie zachrypniętym głosem (Który Hermiona uważała za strasznie seksowny.) wpatrując się w sufit. - Nawet chętnie bym to powtórzył.
Gryfonka nie wiedziała jak konstruktywnie to skomentować.
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, a potem zapytał:
- Czy Weasley zabrał cię kiedyś na prawdziwą randkę?
- Co masz na myśli mówiąc "prawdziwą"? - zapytała ostrożnie.
- Na taką, która tobie by się podobała. 
Poczuła się jakby dał jej w twarz. Spojrzała w przeciwną stronę.
Po raz kolejny trafił w sedno. Randki z Ronem zawsze wpadały tylko w jego gust. Być może była sama sobie winna, bo nigdy mu tego nie wypomniała, ale tak się wtedy cieszyła z jego starań. Nie mogła być tak okrutną i tego wypominać. A zdawało się, że tak dobrze ją znał...
- To wskakuj pod prysznic.
- Co? - zapytała skonsternowana, niemal dławiąc się przy tym.
- Wychodzimy.
- Jak to? - zapytała zupełnie nie kojarząc o czym mówi chłopak.
Draco westchnął i nim zdążyła choćby mrugnąć była w jego ramionach, a sekundę później oboje stali pod prysznicem...


Ich związek... No cóż. Zasadniczo rzecz biorąc mieszkali u Hermiony (Lucjusz Malfoy "wyszedł na wolność" i Draco już obsesyjnie nie spędzał nocy w domu), spali razem, kłócili się jak zwykle, rozmawiali tak, jak już od jakiegoś czasu, ale... Byli parą. Hermiona nigdy nie chciała poruszać tego tematu i po trzech dniach od pamiętnego... zdarzenia, wciąż tego nie zrobiła. Ale ostatnim czego mogłaby się spodziewać, to to, że wyjadą z jej domu, a on złapie ją za rękę i już jej nie puści.  Nigdy nie śmiała tego skomentować, bo był to dla niej zbyt ważny gest.
Czasami trzymamy anioły
I nigdy nawet nie wiemy

- Mógłbyś być tak uprzejmy i powiedzieć mi, co znów robię w Nowym Jorku?
Dopiero co z niego wróciła, a i źle wspominała ostatni spacer tutaj. Być może już nie powinna, ale tamto spotkanie wciąż tkwiło w jej głowie.
Nie odpowiedział.
- Dlaczego wchodzimy do Tiffany'ego?
- Mama nalega bym kupił ci jakąś błyskotkę.
- Że co proszę?
- Jesteś moją dziewczyną, a dostajesz tylko kwiaty, co nie jest żadnym wyróżnieniem. Twierdzi, że przynoszę jej wstyd taką postawą. - Spojrzał w górę, a Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie chcę nic od ciebie! - fuknęła. - Jeśli mam dostać coś tylko dlatego, że ktoś ci kazał to zrobić, to wybacz, ale wolę kupić coś sobie sama. Zawsze wiedziałam, że nie jesteś wart nawet złamanego knuta - powiedziała pod nosem.
- Nie zamierzam ci nic kupować! Wybierz coś sobie i tyle.
- To bez sensu.
- Po prostu wybierz coś, co ci się podoba.
- I co? Ukradniesz to? - zakpiła.
- Nie. Najzwyczajniej w świecie, po prostu, to sobie zabierzesz - mówił jak do małego dziecka, a potem uśmiechnął się do zjawiskowej kobiety przy kontuarze.
Zazdrość...
Hermiona podeszła do gabloty z pierścionkami i upatrzyła sobie jeden.
- Znalazłam coś co mi się podoba.
Draco podszedł zaciekawiony i zobaczył delikatny pierścionek z białego złota, w który wkomponowany był niewielki szmaragd.
- Nie wiedziałem, że lubisz zielony.
- Niech ci się nie wydaje, że wiesz o mnie wszystko - powiedziała urażona.
Ekspedientka wyjęła małe dzieło sztuki i podała je Draco, a nie Hermionie. Skonsternowana dziewczyna zmarszczyła brwi, jednak chwilę później te powędrowały w górę, bo blondyn stanął przed nią, chwycił jej lewą dłoń i założył jej pierścionek na serdeczny palec.
- A ty co robisz?
- Oświadczam ci się - odpowiedział śmiertelnie poważnie.
Hermiona parsknęła śmiechem.
To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie
- Pasuje idealnie - stwierdził, a potem zdjął go jej z palca i na karteczce napisał treść graweru. - Szef już czeka?
- Tak. Właśnie idzie.
Chwilę później przyszedł Michael J. Kowalski, prezes Tiffany & Co. Wymienił uprzejmości z Draco i Hermioną, a potem podał mu jakieś papiery. Szybko je przejrzał, podpisał w dziesięciu miejscach, a swojej dziewczynie kazał zrobić to samo. Nie pozwolił jej przeczytać, tylko grzecznie - lizus - poprosił by mu zaufała. Minutę później prezes już poszedł do swojego biura.
- Co to miało być?
- Mówiłem, że nic ci nie kupię - odpowiedział wzruszając ramionami.
W tej chwili przyszła dziewczyna z pokrytym grawerem pierścionkiem.
- Mimo to nie rozumiem. 
Wstała ze swojego fotela, by podejść po pierścionek.
- On jest twój, bo jesteś właścicielką tej firmy.
Hermiona źle nastąpiła i złamała obcas. Upadłaby gdyby w ostatniej chwili Draco jej nie złapał. 
- Jak to jest moja? - niemal krzyknęła. - Co ty mi dałeś do podpisania, przebrzydły gadzie?
Draco nie zwrócił żadnej uwagi na obelgę i odezwał się do ekspedientki:
- Proszę iść po nową parę butów dla pani prezes. Louboutin, rozmiar 36 i 3/4 - dla pani Granger robione są na zamówienie.
Hermiona aż otworzyła usta ze zdziwienia. Ta przebiegła kreatura znała jej numer buta, ba! Takiego nawet nie sprzedawano. Draco wziął ją na ręce i posadził na fotelu, dopiero wtedy dotarł do niej ból w kostce. Chłopak tymczasem znalazł się przy niej z pierścionkiem i ponownie wsadził jej go na serdeczny palec lewej ręki, tym razem już przyklękając.
- Znów mi się oświadczasz? - zapytała zjadliwie.
- Nie drażnij smoka - ostrzegł, z błyskiem w oku.
- Czekaj, chce zobaczyć, co kazałeś wygrawerować.
Posłusznie zdjął jej pierścionek z palca i podał jej, by mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Od spodu napisane było: Noli irritare Draco*. Uśmiechnęła się szeroko.

Leżała przytulona do piersi Draco i opuszkiem palca rysowała na niej bliżej nieokreślone wzory.
- O czym myślisz?
- Przecież doskonale wiesz.
- Wolałbym, żebyś sama mi powiedziała, bo mimo wszystko ja wiem co to jest prywatność.
- Zastanawiam się, dlaczego nie wybrałeś pracy w ministerstwie? To łatwiejsze, bezpieczniejsze.
- Chyba wyrosłem z bycia grzecznym chłopcem.
Hermiona parsknęła śmiechem.
- Jak na mój gust wciąż jesteś grzecznym chłopcem.
- Do czego zmierzasz?
- Pamiętasz jak byliśmy razem w kinie?
- Pamiętam - odpowiedział, a błysk intuicji pojawił się w jego szafirowych oczach. 
- To wyglądało tak, jakbyś za wszelką cenę chciał pozbyć się tego pijaka, nie robiąc mu przy tym żadnej krzywdy. W pewnej chwili powiedziałeś nawet, że drugiej szansy nie dostanie, a mimo to potem i tak nic mu nie zrobiłeś. To wyglądało jakbyś nawet nie używał siły.
- Nie używałem. I wiem co chcesz mi powiedzieć. Weasley'owi już dawno puściłyby nerwy i najpewniej przypadkiem zabiłby tego człowieka.
- Skąd to wiesz?
- Bo to ja zawsze ratowałem jego cztery litery. Najgorsza robota z możliwych - westchnął wpatrując się w sufit.
- Dlaczego nie użyłeś siły? - drążyła.
Spojrzał na nią szukając czegoś w jej oczach, a potem powiedział:
- Nie jestem zabójcą.
Hermiona trochę się spięła, i mimowolnie zaczęła się wiercić. Nie chciała się z nim spierać.
Chłopak z powrotem przeniósł swój wzrok na sufit.
- Nie wierzysz mi. - Nie wypomniał jej tego, on to stwierdził. - Myślisz o tym człowieku, którego torturowałem na twoich oczach. Myślisz o Bobie. Uważasz, że ciągnie mnie do czarnej magi, w porządku. Ale to ja potrafię czytać mu w myślach, a gdybym się postarał, znałbym wszystkie jego uczucia. - Hermionie serce podskoczyło do gardła. - Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak o tobie myślał. I takie dostałem zadanie, nie był to mój pomysł.
Oparł się na łokciach tak, że wisiał nad Gryfonką.
- Nigdy nikogo nie zabiłem - szepnął.
Czasem chciałbym wykorzystywać wszystkie szanse dane wcześniej
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała.

Hermiona odnosiła wrażenie, że to najlepszy tydzień jaki przeżyła. Jej życie uczuciowe miało się tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd, skończyła wyczerpującą pracę nad kilkoma kampaniami reklamowymi, a poszukiwanie córki Narcyzy właśnie się rozważało. Ale nie pracowała z Draco. Kiedy zaczęła szukać biologicznego ojca jego siostry, jasnym było, że konfrontacja tych dwóch osób skończy się w najgorszy możliwy sposób. Hermiona obiecała sobie, że za wszelką cenę utrzyma duszę Dracona w całości, więc izolowanie go od tej części poszukiwań było konieczne.
Wiedziała, że on szanuje jej prywatność i nie ośmieli się zajrzeć do jej głowy jeśli ona w żaden sposób go do tego nie sprowokuje, dlatego poprosiła go, by na jakiś czas odpuścił jej towarzystwo, że tak będzie dla niej najlepiej - najwygodniej. Jednakże, powiedziała mu, że jeśli uda jej się zakończyć zaklęcie, nad którym pracuje już od dłuższego czasu, to pokaże mu co sobie w nagrodę kupi.
Zaklęcie rzeczywiście ukończyła i najprawdopodobniej przyniesie efekt, ale o tym dowie się dopiero kiedy pójdzie do pracy. Był słoneczny, wręcz upalny piątek, a Draco nad ranem został wygoniony do własnej posiadłości. Teraz jednak czekała na niego przed swoim domem ciesząc oczy swoją zabawką.
Zjawił się jak zwykle bezszelestnie i pocałował ją w szyję.
- Kupiłaś sobie czerwone Lamborghini?
- To ty masz o tym jakieś pojęcie? - zapytała zaskoczona.
Prychnął. 
- Gdzie byłaś kiedy ci mówiłem, że samochód, to prosta w obsłudze, mugolska rzecz. A to jest Lamborghini Aventador LP 700-4 Roadster. Przyśpiesza do 100 km w 2,9 sekundy, a maksymalna prędkość to 350 km/h. Ale muszę przyznać, że mnie rozczarowałaś.
- Że niby z jakiej racji? - spytała ostro.
- Powinnaś była kupić wersję LP 760 - 4 Dragon Edition - wypomniał jej i puścił perskie oczko.
Hermiona się nastroszyła. - Nienawidzę cie!
- Wiem - odpowiedział rozbawiony i pocałował ją w czubek głowy. Usiadł za kółkiem, rozglądnął się, chwycił kierownicę i powiedział: - Wolę swoje Bugatti Veyron.
Hermiona aż się zakrztusiła.

To jest koniec początku
Do jej gabinetu weszła, piękna jak zawsze, Narcyza Malfoy. Nie powiedziała jej dlaczego prosiła ją o przyjście, tak samo, jak nie powiedział tego Draconowi. Właściwie jedynym czego dowiedział się tego ranka był fakt, że do pracy przyjeżdża swoim samochodem.
Kobieta usiadła, a ona wyciągnęła wino.
- Czekamy na  informacje. Megi zaraz powinna tu być.
- Co to znaczy? - zapytała i upiła łyk. Była wyraźnie spięta.
- Pracowałam nad zaklęciem, które pomoże mi znaleźć biologicznego ojca pani córki. Megi jest świetną portrecistką, dlatego wysłałam ją by spróbowała naszkicować jak wyglądałaby ta dziewczyna. Przygotowała kilka wersji i... - Nie wiedziała jak powiedzieć tę absurdalną rzecz. - Powiedziała, że coś się nie zgadza i kategorycznie odmówiła pokazania swoich prac. Dopóki nie skończy... W tym czasie akurat pokazywałam jej to zaklęcie. Potem poprosiła bym się wstrzymała i nic nie robiła. Wczorajszego wieczoru poprosiła bym panią tutaj sprowadziła. Nie wiem co się stało. Wysłała mi sowę, a poza tym wszelki kontakt z nią się urwał. Więc czekamy.
Upiła trochę wina. Ona też była spięta. Jakiś głosik w jej głowie podpowiadał jej, że powinna się bać.
- Na czym miało polegać to zaklęcie?
- Na wyszukiwaniu ludzi poprzez ich krewnych. Zamierzam też tak znaleźć swoich rodziców.
Zapukano do drzwi.
- Proszę!
Jedne drzwi się otwierają i jedne drzwi zamykają
Megi weszła z białą teczką, głowę miała spuszczoną w dół. Wyraźnie unikała wzroku kobiet. Położyła aktówkę na biurku.
- To nie pomyłka, wszystko sprawdziłam - powiedziała przygnębionym głosem.
Wyszła nim ktokolwiek zdążył coś zrobić.
Hermiona skonsternowana sięgnęła po teczkę. Otworzyła ją i zobaczyła akt adopcji. Niemowlęcia. Przez rodziców Hermiony. Jej serce waliło ja oszalałe. Spojrzała na adres. Ten sierociniec spłonął lata temu, a ona o tym nie pomyślała i nie szukała tam nikogo. Wstrzymując oddech wyciągnęła kolejne kartki. A tam zobaczyła samą siebie.
Czy ktokolwiek tam jest?
Czy ktokolwiek słucha?
Czy ktokolwiek naprawdę wie?
Zerwała się z fotela i wybiegła z biura. Przebiegając przez hol krzyknęła w rozpaczy, by dać jej święty spokój i nie szukać jej.
- Przykro mi - szepnęła jeszcze Megi.
Asystentka zaniosła Narcyzie napar uspokajający. Widziała, że ona przygląda się jej szkicowi. Wzrok miała szklisty.
- Przykro mi - szepnęła raz jeszcze.
- Draco... - jęknęła i się rozpłakała.

Niektóre modlitwy odnajdują odpowiedzi
Niektóre modlitwy nigdy nie będą wysłuchane
Narcyza zapłakana weszła do swojego domu. Draco i Lucjusz natychmiast do niej doskoczyli.
- Co się stało? - zapytali jednocześnie, każdy innym tonem.
- Znalazły ją.
To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie
Nie żyje, pomyśleli i uspokoili się. Jednak każdy z nich czuł żal.
- To Hermiona - jęknęła zrozpaczona, patrząc na swojego syna.
Czy ktokolwiek tam jest?
Czy ktokolwiek słucha?
Czy ktokolwiek naprawdę wie?
Ręce Draco zsunęły się z ramienia matki. Jego spojrzenie ciemniało, będąc jednocześnie coraz bardzo puste. Nie oddychał. W pannice zrobił kilka kroków w tył. Widział jak jego zrozpaczona mama wtula się w Lucjusza. Nie mogła na niego patrzeć, z kolei jej mąż śledził ruchy syna.
Siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra, siostra... - Jego myśli wykrzykiwały mu to jedno słowo. Był przerażony.
Uciekł do swojego pokoju.
- Musimy z nim porozmawiać. Boję się, że zrobi coś głupiego - wychlipała.
Poszli na piętro. Drzwi do pokoju jej syna były otwarte, a w jego wnętrzu wszystko latało. I z sekundy na sekundę były to coraz większe przedmioty. Draco wpadł w furię i oboje bali się czym to się skończy.
- Błagam, uspokój się! - zajęczała, ale on nawet tego nie usłyszał. - Lucjuszu, sprowadź Harry'ego, szybko!
Pan Malfoy teleportował żonę do sypialni, a samego siebie po Pottera.

w tak spokojnych ludziach drzemie furia
Harry wpadł do pokoju Ślizgona, który praktycznie cały był już w strzępach. Draco właśnie łapał za framugę łóżka by nią rzucić o ścianę, kiedy ten w ostatniej chwili ją złapał.
- Wynoś się stąd! - ryknął i rzucił w niego dwudzistokilową, żeliwną lampą.
Wybraniec uchylił się przed lecącym z zawrotną prędkością pociskiem. Przedarł się do niego i złapał go w kleszcze, od góry napierając na niego magią, jakby chciał wgnieść go w ziemię. Draco tylko drgnął, a brunet wylądował na ścianie.
Harry potrzebował tylko sekundy by dojść do siebie, ale dla nich sekunda była bardzo długą chwilą. W tym czasie blondyn zdążył jeszcze bardziej zdemolować swój pokój wyrzucając swoje łóżko przez okno. Jeszcze raz spróbował naprzeć na niego, wykorzystując do tego całą swoją siłę, wierząc, że jest silniejszy od swojego przyjaciela.
Nie był.
- Wynoś się stąd, albo wszystko wyleci w powietrze!
- Draco, do cholery, co się stało? - krzyczał, leżąc na ziemi, doszczętnie opadnięty z sił. Nie miał z nim szans. Nigdy nie chciał w to wierzyć - teraz musiał.
- Zakochałem się we własnej siostrze! - ryknął w furii. Ale w tym było tak wiele rozpaczy...
Nagły krzyk jednym tchem
Teleportował się do łazienki i włączył lodowaty strumień wody pod prysznicem.
Harry od razu zrozumiał co się stało. Wiedział, że spotyka się z Hermioną, wiedział, że to w niej jest zakochany. I to nie mógł być nikt inny, bo poza rodziną nikomu innemu nie poświęca swojego czasu.
Czy ktokolwiek tam jest?
Czy ktokolwiek słucha?
Czy ktokolwiek naprawdę wie?
Był zrozpaczony tak samo jak Narcyza.
A Draco, na kolanach, płakał pod prysznicem. Płakał, bo zakochał się we własnej siostrze. Płakał przez to jaki był dla niej kiedyś i płakał przez to, jaki był dla niej teraz.
To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie
Jedne drzwi się zamykają i jedne drzwi się otwierają
I nigdy nie był tak bardzo mężczyzną  jak w tej chwili - płakał, bo stracił kobietę, którą kocha.
Trzymamy się i odpuszczamy...

Hermiona zjechała z promu i rozpędziła się maksymalnie. Nie myślała. Po prostu gnała przed siebie jak najprędzej. Jej Lamborghini rozwijało maksymalne prędkości, a ona tylko chciała przestać myśleć. Chciała zapomnieć o tym pięknym blondynie, którego kochała tak bardzo. I którego nie wolo było jej kochać.
Był jej bratem.
To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie
Jedne drzwi się zamykają i jedne drzwi się otwierają
Naprawdę nie wolo było jej go kochać.
Pędziła na oślep, by uciec od niego tak daleko i tak szybko, jak to tylko było możliwe. Bała się, że znów ją znajdzie. Bała się, że znów będzie o krok przed nią.
I płakała...
Mrugnęła, a kolejna kaskada łez spłynęła po jej policzkach. Usłyszała pisk, trzask i poczuła szarpnięcie.
Potem była tylko ciemność.
Trzymamy się i odpuszczamy...
Odpuszczamy.



*Łac. Nie drażnij smoka.

niedziela, 5 maja 2013

Część XXI

Ten rozdział dedykuję nowej czytelniczce - Pani Z.
;)


ja naprawdę nie potrafię opisywać przyjaźni
przepraszam

21. - Malfoy! - krzyknęła wkurzona, kiedy ten niespodziewanie (ale w sumie ile może być takich niespodziewanych pojawień się?) zjawił się na jej łóżku. - To nie twój dom! Udawaj chociaż, że to zauważyłeś - powiedziała maksymalnie wkurzona i zakryła się kołdrą.
- Gdybym wiedział, że jeszcze śpisz, to bym nie przyszedł - odpowiedział, jakby zbyt cicho, wpatrując się w okno.
Hermiona była detektywem i mimo wzburzenia nie uszło jej uwadze dziwne spięcie chłopaka kiedy ją zobaczył, a potem stoicki spokój kiedy przeniósł wzrok z niej na widok na zewnątrz.
- Co tu robisz?
- Twoja asystentka mnie tu przysłała.
- Kto cię tu przysłał? - powtórzyła, niemal spadając z łóżka.
- Twoja asystentka. Kocha się we mnie, ale nie mam pojęcia co to ma wspólnego z przysyłaniem mnie tutaj.
Powiedział to tak spokojnie, jakby kontemplował obraz. Hermiona nie potrafiła tego zrozumieć.
- Ja wiem. Chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: dowiedzieć się czy będę w pracy i sprawić, żebyś zobaczył mnie sauté i się mną nie interesował. Jezu... Powinnam ją zwolnić z co najmniej trzech powodów!
- Popadasz w przesadę.
Popadam? - zapytała samą siebie, zaskoczona.
- Po pierwsze, ona nie ma zielonego pojęcia o naszej wspólnej przeszłości, a powinna mieć. Po drugie, bo wydaje jej się, że się mną interesujesz i ma czelność się tym interesować. I po trzecie, wreszcie, wysyła swojego chlebodawce do mnie do domu, żeby robił za kuriera!
- Przyznaj się, że chodzi tylko o to, że to akurat mnie kazała tutaj przyjść - powiedział z aroganckim uśmieszkiem, patrząc na nią kątem oka.
Kopnęła go w plecy.
- Za co? - krzyknął zrywając się z łóżka.
- Za bycie irytującym sobą!
Jego wyraz twarzy zmienił się, na jeszcze bardziej nieodgadniony. Przemieścił się tak, że przykucał blisko niej, spojrzał jej prosto w brązowe oczy i zapytał delikatnie, prawie szepnął:
- Skąd wiesz, że jestem sobą?
Wstrzymała oddech. Miał rację - skąd mogła to wiedzieć? A co ważniejsze, kiedy zaczęła wierzyć, że on naprawdę taki jest? I wtedy uświadomiła sobie, że nie tylko się do niego przywiązała, ale zaczęła mu ufać, wierzyć i pokładać w nim nadzieję. Ale kiedy już czuła się się przytłoczona jego obecnością i tym co uświadomił jej tym jednym zdaniem, on puścił jej perskie oczko, wstał i poszedł w kierunku drzwi.
- Zrobię śniadanie - powiedział i wyszedł z pokoju.
Hermiona z jękiem zakryła się kołdrą. Nie wiedziała co myśleć.

- Francuskie śniadanie? - zapytała zaskoczona.
- Chciałem zrobić wrażenie, ale nie umiem gotować - odpowiedział, niby to przekomarzając się, kiedy odsuwał dla niej krzesło.
Parsknęła śmiechem.
- Ładnie ci tak - zauważył w pewnej chwili.
- To znaczy? - Była zbita z tropu i nie wiedziała co ze sobą zrobić.
- W takiej delikatnej, wiosennej sukience. Wydajesz się...
- Pokorniejsza? - wtrąciła się z przekąsem.
- Bardziej dostępna - powiedział ciepło.
- Dziękuję - szepnęła i napiła się herbaty.

- Gdzie idziesz? - zapytał wpatrując się w okno.
- Co?
- Ubrałaś się w sukienkę, a na dworze leje jak z cebra.
- Na pewno nie idę do pracy, co możesz przekazać mojej asystentce. Praca w domu jest największą zaletą tej branży. A i masz rację. Nie zostaję tutaj - mam ochotę wybrać się się na plażę.
- Wiem o tym, że tutaj nie zostajesz i twoja asystentka też już o tym wie.
- Skąd to wiesz?
- Umiem czytać w myślach - odpowiedział i znów puścił jej perskie oczko.
Ale ona wiedziała, że to nie żart. Wiedziała też, że powinna się bać, ale nie bała.
Podszedł do niej i wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Chodź - powiedział nie wyjaśniając niczego.
Niepewnie chwyciła jego dłoń. Z jednej strony wydawało jej się, że to jej przyjaciel, a z drugiej niczego tak bardzo się nie bała jak dotknięcia go. Miał nad nią zbyt dużą władzę.
Teleportowali się na jakąś bezludną wyspę. Był upał i środek dnia.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała zirytowana, kiedy przestała rozglądać się we wszystkich kierunkach. Jednak tam gdzie przed chwilą była głowa Malfoy'a, teraz był tylko piękny krajobraz. Spojrzała w dół. Leżał sobie wygodnie na jednym z dwóch leżaków, w spodenkach kąpielowych i okularach przeciwsłonecznych.
- Nie powiem ci. Mogę ci za to powiedzieć, że nikt prócz nas się tutaj nie zjawi.
- To twoja wyspa?
Nie wiedziała czy jest zirytowana, zaskoczona, podekscytowana czy przerażona tym gdzie jest, i z kim tutaj jest.
- Dziwi cię to? Naprawdę czy kiedykolwiek wątpiłaś w moje możliwości?
- Zawsze.
Parsknął śmiechem.
Hermiona położyła się na leżaku i wystawiła twarz do słońca.
- Będziesz opalać się w sukience?
Zmroziła go wzrokiem.
- Nie zabrałam niczego, w co mogłabym się przebrać - wycedziła.
Uniósł swoją blond brew do góry. Pstryknął palcami, a ona już była przebrana w białe bikini.
- Malfoy! - krzyknęła.
- Ale o co ci chodzi?
- Jak możesz!
- Dziewczyno, wyluzuj. Jest piękna pogoda, ocean, muzyka i zimne napoje. Naucz się cieszyć swoim życiem.
- Jaka muzyka? Jakie zimne napoje? - zapytała zdezorientowana. Ale prawda była taka, że przytyk chłopaka naprawdę ją zabolał.
- Jeśli się zrelaksujesz to na pewno ją usłyszysz. A zimne napoje stoją na stoliku obok ciebie.
- Jakim stoliku?
Obejrzała się i rzeczywiście było tak jak mówił. Przed chwilą tego tu jeszcze nie było!
Westchnął. 
- Czasami naprawdę wydaje mi się, że zapominasz, że potrafisz czarować.
- Zapominam, że ty potrafisz - wycedziła.
Upiła łyk mojito i ułożyła się wygodnie na leżaku. Wtedy rzeczywiście dosłyszała kojące dźwięki muzyki.
- Nie rozumiem tego w jaki sposób walczyłeś z Harrym - przyznała po jakimś czasie.
- Sądziłem, że już o tym czytałaś - zakpił.
- Nie czytałam.
Ależ on ją irytował. Przemądrzały dupek.
- I dobrze, bo nic byś w książkach nie znalazła. Chyba, że Potter wydał książkę i nic mi o tym nie powiedział.
- Może tak jaśniej?
- Kiedy Harry skończył szkołę zaczął interesować się magią bezróżdżkową. Widział jak Dumbledore walczy w ten sposób i próbował ćwiczyć. Ale jak doskonale wiesz brak mu skupienia, a i w zaklęciach niewerbalnych nigdy mistrzem nie był.
Kiwnęła głową. 
- Mniej więcej w tym czasie się zakumplowaliśmy. A on nie mógł znieść tego, że moje umiejętności niewerbalne są przynajmniej trzykrotnie większe, więc była to dla niego duża motywacja. I zaczęliśmy ćwiczyć razem.
- Jak to możliwe, że się zaprzyjaźniliście?
- Zostałem do tego zmuszony. Moim zadaniem, jako byłego śmierciożercy było udzielanie tak wielu informacji jak tylko byłem w stanie. Przy okazji, skoro byłem uziemiony wśród aurorów, a moje życie nie zapowiadało, że znalazłbym sobie coś ciekawszego do roboty, postanowiłem sam stać się jednym z nich. Potter był bardzo młody, nawet za młody, by wysyłać go na tak niebezpieczne misje, ale jako że był Świętym-Dzieciakiem-Który-Przeżył-Dwa-Razy, wysyłano go gdzie się da. I to było w dniu, w którym ja też tam byłem. Kierowałem nim przez Bezwiciowe Uszy Dalekiego Zasięgu, kiedy pewne sprawy poszły nie tak jak miały. Wiesz co się wtedy robi?
Pokręciła głową, bo ton jakim to wypowiedział był zbyt przeszywający na banalną odpowiedź.
- Ratuje się Harry'ego. To pierwsza i najważniejsza rzecz. Każdy z nas, niezależnie od wieku, statusu społecznego, czy rangi aurorskiej. To koszmarna ironia, bo najpierw chcą żeby ryzykował życie, a potem innych wysyłają na śmierć za niego. Oczywiście jak objął stołek natychmiast to wycofał. W każdym razie wszyscy sądzili, że będę stał i patrzył. I mieliby rację - gdyby chodziło o Wesaley'a. To był pierwszy raz kiedy przetrąciłem mu szczękę... - rozmarzył się.
Hermiona zmarszczyła brwi i podniosła się do pozycji siedzącej, by mieć jak najlepszy widok na opowiadającego, coraz to ciekawsze rzeczy, Malfoy'a.
- To ten kretyn mnie pilnował. To zasadniczo rzecz biorąc była jedyna rzecz, której się nie bał - a powinien - i jedyna, do której się nadawał. Kiedy okazało się, że plan się posypał, zamiast nałożyć na mnie zaklęcia chwycił mnie w kleszcze. Wiedziałem, że Potter jest w potrzasku, że się stamtąd nie wydostanie sam. Że inni tylko pogorszą sprawę. Uderzyłem Łasica w twarz, odrobinę za mocno - ale tylko odrobinę - i dostałem się do Pottera. Tamtego dnia uratowałem mu życie po raz pierwszy. Co zirytowało go jeszcze bardziej? Że zrobiłem to niewerbalnie. A potem wyciągnąłem rękę na zgodę.
Brwi Hermiony powędrowały w górę.
- Powiedziałbym ci, żebyś zapytała Harry'ego jeśli nie wierzysz, ale on nigdy nie powiedziałby ci prawdy. Przedstawia nasze pojednanie dokładnie na odwrót, więc... - wzruszył ramionami - musisz uwierzyć mi na słowo.
- Narcyza powiedziała, że się hamujecie.
- Ja bym to raczej nazwał hamowaniem hamulców. Zawsze kiedy walczymy przy niej się hamujemy, ale już od jakiegoś czasu hamujemy się walcząc nawet ze sobą. Przy Harrym używam jednej-dziesiątej swojej siły, przy was może nawet nie jednej-setnej. Hermiono - zwróciła się do niej. Głos miał miękki, subtelny. - Jesteśmy maszynami do zabijania.
- Jak to możliwe? Skąd ta siła?
- Nie wiemy. I raczej nigdy się tego nie dowiemy. Ale to dobrze, bo nikt tej wiedzy nie może wykraść, ani zbadać.
- Jak wiele osób o tym wie?
- Poza tobą i moją mamą nikt.
Położył się na plecach, a Hermiona natychmiast ułożyła się inaczej by na nie nie patrzeć.
- To przez swoje umiejętności praktycznie nie chodzę do pracy. Moim zadaniem jest kończenie tego co innym nie wychodzi. Harry natomiast nie wyszedł z biura od... Od dawna. I raczej już nie wyjdzie. Bo tam jest najbezpieczniejszy. Wiec nie wypuszczam go w teren.
- A co ty masz do tego? - obruszyła się.
- Jestem od niego silniejszy - odpowiedział jakby mówił o pogodzie. Jego mięśnie poruszyły się jakby wzruszał ramionami.
Prychnęła.
- Och już podaruj sobie swoją urażoną dumę. Widziałaś jak go złapałem.
- Na pewno grałeś nie czysto.
- My nigdy nie gramy czysto - odpowiedział i puścił jej perskie oczko.
Tamtego dnia już nic nie mówili tylko wylegiwali się na słońcu.

Hermiona w dalszym ciągu poszukiwała siostry Dracona, ale lista kandydatek wyraźnie malała. I z jednej strony się cieszyła, a z drugiej była przeraźliwe smutna. Co było najciekawsze? Że cały swój wolny czas spędzała z Malfoy'em:

Bawili się ze Smokiem - rzucali mu piłkę, ścigali się z nim (Draco zawsze wygrywał), kąpali się w stawie. A Hermiona wiedziała, że będzie tęsknić za tym kochanym psem tak samo, jak za jego panem.

Draco złapał ją pod kolanami i przerzucił przez ramię, a potem zaczął się kręcić. Hermiona piszczała ze strachu śmiejąc się jednocześnie.

Szli sobie chodnikiem przedrzeźniając się. Nagle Hermiona pchnęła bokiem Malfoy'a, tak, że ten upadł na drogę. Wybuchnęła śmiechem kiedy zobaczyła jego zdezorientowaną minę. Jednak kiedy się podnosił uświadomiła sobie, że on jest zbyt silny, by zwykłe pchnięcie zwaliło go z nóg.
- Ty dałeś się popchnąć! Ugh, nienawidzę cię, Malfoy!
- Pewnie, że dałem ci to zrobić. Ale teraz za to zapłacisz! - powiedział i wziął ją na ręce i wniósł ją do pobliskiej lodziarni. Trzymając ją zamówił ich ulubione lody, a potem usadził ją na krześle, jak niegrzeczną dziewczynkę. A kiedy przyniósł jej wielki wafelek, najpierw ubrudził jej nos wiśniowym lodem, a dopiero później jej go podał. Ale ona odpłaciła mu pięknym za nadobne.

Hermiona miała wrażenie, że odkryła zupełnie nowego człowieka. I choć dalej miał wiele cech, które pamiętała ze szkoły, to teraz one nabrały dla niej zupełnie nowego wymiaru. I gdyby zapytał, to najpewniej powiedziałaby mu, że je kocha. Ale byli przyjaciółmi, więc kochać go mogła tylko jak przyjaciela. Bynajmniej nie zmieniło tego jak silnie na nią działał, ale ponieważ nie był już zakazanym owocem łatwiej sobie z tym radziła.

Wracali z paryskiej kwiaciarni kiedy Hermiona zapytała go:
- Czyżbyś był romantykiem, Malfoy?
- A wyglądam?
- Nie. Wyglądasz na łamacza kobiecych serc.
- A wyglądam na gentelmena?
- Zależy od tego w co jesteś ubrany, teraz na pewno nie. Teraz na jeszcze większego playboya.
- Widzę, że doskonale mnie znasz - zauważył.
- Jestem kobietą.
- A ja arystokratą.
Tym sposobem nie dowiedziała się czy jest romantykiem czy nie. Jednak serce podpowiadało jej, że na pewno wie jak być romantycznym.

Tańczyli w jednym z najlepszych klubów w Londynie. Pili alkohol i dobrze się bawili. Jednak interesowali się tylko sobą. Inne towarzystwo zupełnie ich nie obchodziło.

Często razem biegali lub uprawiali inne sporty. Hermiona nie mogła znieść, że jest od niej lepszy. A on uwielbiał ją tym drażnić.

Jadali razem śniadania, obiady czy kolacje. Wracali od siebie najczęściej następnego dnia i śmiali się tak często, że ludzie w około nie mogli w to uwierzyć. Nawet Hermiona nie mogła uwierzyć. Bo on śmiał się do niej, a nie z niej i było to tak ujmujące, że na samą myśl o tym się uśmiechała.

Chodzili na spacery, długo wtedy rozmawiając. To właśnie w tamtych chwilach Hermiona miała największe poczucie tego, że nigdy nie miała takiego przyjaciela jak on. Że to najlepszy przyjaciel jakiego mogła mieć. I że to najbardziej wyśniony rozdaj przyjaźni jaki tylko mógł ją spotkać.

Narcyza nigdy nie zapytała co ich łączy.

- Dobry film.
- Mówiłem ci, że taki jest, a ty mi nie wierzyłaś.
- Malfoy - dla zasady. Chyba nie myślisz, że kiedyś, bez szemrania przystanę na twoje widzimisię?
- Oczywiście, że tak, złotko.
Hermiona zawsze się stroszyła kiedy tak do niej mówił, a i jemu o nic innego jak o taką reakcję nie chodziło.
Usłyszeli gwizdy. Spojrzeli na źródło dźwięku i zobaczyli grupkę pijanych mężczyzn. Było ich pięciu, może sześciu. Hermiona westchnęła.
- Ślicznotko! - zawoła najpostawniejszy z nich. - Zostaw tego chłoptasia i chodź do nas. Zabawimy się!
Ze znudzeniem spojrzała w górę.
- Często ci się to zdarza? - zapytał blondyn, choć widział to już kilka razy, kiedy ją śledził.
- Za często.
- I co wtedy?
- A co ma być? Nic. Idę dalej, a w odpowiednim miejscu teleportuję się i już. Problem z głowy.
- Zawsze? - zapytał, marszcząc brwi.
- Zawsze. A bo co?
- Bo jeden z nich wyraźnie nie chce odpuścić.
- Och... - Hermiona była wyraźnie zagubiona i nie bardzo wiedziała co zrobić.
Draco objął ją w pasie i poszli dalej.
- Ej, chłopczyku. Łapy przy sobie. Ta pani jest moja - powiedział obcy mężczyzna i szarpnął go za ramię.
Draco z Hermioną przystanęli. Chłopak odwrócił się i pochylił odrobinę głowę, by patrzeć nieznajomemu prosto w jego zapite oczy.
- Dobrze ci radzę, nie pakuj się w kłopoty.
- Zostaw moją ślicznotkę, powiedziałem - wybełkotał. I już miał złapać Hermionę za ramię i przyciągnąć ją do siebie, kiedy jego ręką została wywinięta do tyłu, a on sam stał plecami do Malfoy'a.
- Powiedziałem: spadaj! - Pchnął go delikatnie, a ten wylądował na kolanach. - Chodź - powiedział do Hermiony i ponownie otoczył ją swoim ramieniem.
- Ty... Jak z tobą skończę ona będzie moja! 
Rzucił się na niego przystawiając mu nóż do gardła.
Hermiona wydała z siebie przerażony pisk. W około było pełno ludzi, ale nikt nie zamierzał nawet się ruszyć.
- Hermiono, - powiedział spokojnie - jeśli się nie boisz wracaj do domu sama. Jeśli jednak boisz się wracać sama, zrób proszę jeden krok w tył.
- Nie wolno ci! Dobrze o tym wiesz.
- Więcej zaufania - powiedział z lekko sarkastycznym uśmieszkiem, zupełnie nie przejmując się nożem przyciśniętym niebezpiecznie blisko jego tętnicy.
Kiedyś uznałaby to za idiotyczny i mało wyrafinowany żart, jednak po ostatnim tygodniu - zwłaszcza po ostatnim tygodniu - ufała mu bardziej niż Ronowi kiedykolwiek. Ale tak naprawdę chodziło o to, że ona się o niego bała. To był jej przyjaciel. Jedyny, którego miała przy sobie. Myślenie o tym, co będzie kiedy zakończy poszukiwania jego siostry było czymś tabu. Ale pomyślenie, że coś mogłoby mu się stać i miałaby żyć z myślą, że jego już nie ma napawała ją przerażeniem. Więcej! Ona była panicznie wystraszona. Ale posłusznie zrobiła krok w tył.
- Nie ruszaj się, albo z twojego kochasia już nic nie zostanie! - krzyknął do niej.
- Tak myślisz? - zapytał Draco cynicznie, a nim ktokolwiek zdążył mrugnąć, to napastnik miał nóż przystawiony do gardła. - Powiedziałem ci, że miałeś dać nam spokój.
Jego głos był dużo niższy, mroczniejszy. Dziewczynie nawet zdawało się, że ma jakąś mroczną aurę. Ale co ważniejsze, uważała, że wygląda przepięknie. Jak mroczny książę.
Ślizgon podał dziewczynie nóż i poprosił o schowanie go, jednak ciągle trzymał pijaka w żelaznym uścisku.
- Masz drugą szansę, więcej nie będzie. Spadaj - powiedział i popchnął go znów. - Chodźmy już, bo zaczynam się nudzić - powiedział do Hermiony i wziął ją za rękę, a po jej ciele przebiegł dreszcz.
Zrobili trzy kroki, kiedy nagle chłopak chwycił Hermionę tak jakby chciał z nią zatańczyć i zakręcił się z nią, przesuwając się w lewo. Stało się to tak szybko, że praktycznie przeoczyła ten moment. A potem ją puścił i zobaczyła jak unika ciosów wymierzanych przez pijanego mężczyznę. Kiedy przyjrzała się uważnie, zauważyła, że unik robi ułamek sekundy przed wymierzeniem ciosu. I, że robi je samą głową, odchylając ją w różnych kierunkach. Trwało to dopóki napastnik się nie zorientował, że ciosy w głowę nie przynoszą skutku. Zamarkował cios w brzuch, tak naprawdę starając się trafić w nos, jednak Draco oczywiście to przewidział i prawą ręką zakrył jego nadgarstki, a lewą oparł na jego policzku i pchnął go tak, że tamten ślizgał się po asfalcie przez jakieś trzy metry.
Hermiona zerknęła w stronę, z której przyszedł pijany facet - wszystkie jego pijane koleżki już zniknęły.
Brunet pozbierał się i natarł na niego, ale wyraźnie znudzony Draco tylko pochylił się i przerzucił go sobie przez plecy, wykorzystując pęd przeciwnika. Ten stęknął żałośnie, kiedy jego kręgosłup po raz kolejny zetknął się z twardą ziemią. Blondyn czekał aż mężczyzna się podniesie i kiedy ten chciał kopnąć go w brzuch, złapał go za kostkę i nim ten uderzył głową o podłogę zakręcił nim jak młotem i rzucił.
Po raz trzeci złapał Hermione i odeszli. Jednak dopiero wtedy Gryfonka zrozumiała, że on naprawdę jest maszyną do zabijania - bo nie tylko jest świetnym czarodziejem, ale też bardzo, bardzo silnym mężczyzną. Draco jest bardzo szybki - przypomniała sobie słowa Narcyzy.


Draco nigdy nie widział tak nakręconej Hermiony. Wyrzucała z siebie irytację jak pocisk i zupełnie to do niej nie pasowało, ale mina rozjuszonej kotki była urocza. Teraz już nawet zaczęła wymachiwać rękoma, a głos miała wyższy. Jak ona go nienawidziła...
Wtedy ją pocałował. Krótki, delikatny, słodki pocałunek. A ona natychmiast się uspokoiła. Kiedy się odsunął zamrugała kilkakrotnie, a jej pierś falowała. Cały czas dotykał dłońmi jej ramion. Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, ale jedyne co zauważyła to to, że jego oczy były bardziej szafirowe niż normalnie i w jakiś sposób miała wrażenie, że płonie w nich dziki ogień. On też oddychał szybko. Za szybko jak na najbardziej niewinny pocałunek na świecie.
Przyciągnęła go do siebie i z pasją oddała mu pocałunek, który w niczym nie przypominał poprzedniego. Ramionami obejmowała jego kark, a on trzymał dłonie na jej plecach. Jego wargi były takie pełne, takie ciepłe... Delikatne, a przy tym gwałtowne. Hermiona całowała go tak, jakby świat miał się jutro skończyć. Ona nie myślała racjonalnie, ba! Nawet tego nie chciała. To był impuls, żądza. I po raz pierwszy odkąd Ron ją zdradził, chciała kogoś nie z własnej chęci zemsty, ale dla tej osoby. I nie chciała mieć wyrzutów sumienia, bo naprawdę chciała być całowana właśnie przez tego człowieka.
Bo była w nim zakochana.
I kiedy pocałunek się kończył przypomniała sobie ten dzień w Rzymie. Uświadomiła sobie, że to chyba tamtego dnia przepadła. Że to tamtego dnia ją sobie zjednał. I że to od tamtego dnia dała mu szansę. I choć te dwa pocałunki były tak różne, to miały wspólny pierwiastek. W obu on całował ją jako ją. A ona całowała jego jako jego.
Oba pocałunki były prawdziwe.
Oderwali się od siebie. Jego tęczówki były rozszerzone, a oddech urywany. Zniknął nim zdążyła zrobić cokolwiek.
Oba pocałunki były prawdziwe, teraz czuła to naprawdę.
Deportowała się pod drzwi rezydencji Malfoyów i zaczęła w nie walić. Zupełnie nie przejmowała się swoim barkiem klasy w tym momencie.
- Malfoy, do cholery, otwórz drzwi! - krzyczała, jakby nie docierało do niej, że drzwi są zbyt grube, by cokolwiek było przez nie słychać.
Chłopak otworzył drzwi i wyszedł przed dom. Był jakby rozbawiony. Drzwi zostawił uchylone.
- Pocałowałeś mnie! - wykrzyknęła.
- Naprawdę? - zdziwił się, zakładając ręce na piersi. - Nie zauważyłem - odpowiedział z kpiną.
- Jak śmiałeś!
- A mnie się wydaje, że ci się podobało.
- Podobało? To było obrzydliwe!
- Odwzajemniłaś pocałunek - zauważył z szatańskim uśmiechem.
- To był impuls! Zawsze jak widzę karalucha tak reaguję.
- Podobało ci się, byłaś zachwycona!
- Wcale nie!
- Podobało ci się - powiedział z uśmiechem zbliżając się do jej.
- Wynoś się, chrabąszczu! - krzyknęła wskazując ręką na drzwi, jakby chciała wyrzucić go z jego własnego podwórka.
Parsknął śmiechem ale posłusznie wszedł do domu. Zamknął drzwi, by za chwilę otworzyć je ponownie i powiedzieć: 
- Podobało ci się!
- Wynoś się! - krzyknęła trzaskając jego drzwiami. Odwróciła się w stronę ogrodu i oparła o wejście do posiadłości. - Podobało mi się - szepnęła.
A Malfoy to słyszał.

Ciąg dalszy nastąpi...
Mia Land of Grafic