środa, 21 sierpnia 2013

Moja wizja dalszego życia Draco M. - Cz. IX, ostatnia

"W poszukiwaniu samego siebie."


Rozdział IX "Zatopieni w Blasku"


 "A ja, Jan, słyszałem i widziałem to. A gdy to usłyszałem i ujrzałem, upadłem do nóg anioła, który mi to pokazywał, aby mu oddać pokłon. I rzecze do mnie: Nie czyń tego! Jestem współsługą twoim i braci twoich, proroków, i tych, którzy strzegą słów księgi tej, Bogu oddaj pokłon!" [Ap 22:8-9]


10 lat później


Draco właśnie wspinał się na szczyt klifu, z którego rozpościerał się jego ulubiony widok. Grecki klimat, krajobraz i styl życia, to coś, za czym zatęskni przez te dziesięć miesięcy w Hogwarcie. Poproszono go, by zgodził się zostać nowym mistrzem eliksirów i choć zapał to była ostatnia reakcja na ten pomysł, zgodził się. I choć wmawiał sobie, że to przez zapadnięcie na arystokratyczną chorobę jaką była nuda, to powód był o wiele prostszy. 
Ale on nie mógł o tym wiedzieć.
Tamtego dnia, na urodzinach Jamesa, przez godzinę kłócił się z Granger, o to, że nie przyjęła oferty pracy w Hogwarcie i to zaszczytne stanowisko musiało przypaść własnie jemu. Mówienie do siebie po nazwisku zostało każdemu z nich. Ale nie przez złośliwość, tylko dlatego, że to do nich pasowało. To zawsze był Malfoy i  Potter, Granger, Weasley. I choć tylko oni tak do siebie mówili, a po tonie jakim zwracali się do siebie można było pomyśleć, że wciąż nie mogą znieść swojego widoku, to byli najlepszymi przyjaciółmi. Wszyscy, gdyż już po roku Granger i Weasley doszli do wniosku, że ich miłość była tylko chwilowym zauroczeniem.
Oderwał wzrok od ścieżki i spojrzał przed siebie, by sprawdzić jak wiele pozostało mu drogi. A wtedy zobaczył profil kobiety, która właśnie odwracała wzrok w stronę morza. Mrugnął, a jej już nie było. Pomyślał, że była czarownicą, jednak był zirytowany jej nieostrożnością. Na tej wyspie było mnóstwo mugoli, a jej zniknięcie mogło zostać zauważone.
Irytacja przeszła mu dopiero, kiedy spojrzał na lazurowo-granatową wodę. Wtedy do jego umysłu zakradły się wątpliwości, czy aby na pewno jej sobie nie wyobraził. Widział ją tylko przez sekundę, ale jej twarz... Była taka do Niej podobna. Nawet długa do ziemi, biała suknia bez rękawów, w jaką była ubrana przypominała mu ostatni raz kiedy Ją widział. Dziewczyna nie była wysoka, ale w jakiś sposób wydawała mu się wręcz majestatyczna. Miała też ciemne, długie włosy, które związane były w dwa, luźne kucyki na jej plecach, co tylko optycznie wydłużało jej sylwetkę.
Widział tylko tyle, ale i tak kojarzył to z Nią.
Alice nie widział od tamtego dnia, kiedy na koniu pędziła ze swojej posiadłości uciekając przed nim. Wpatrywał się wtedy jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym zniknęła, by potem teleportować się z McGonagall do Hogwartu. Nigdy potem jej nie widział. Tak samo Święta Trójca. I każdy z nich za nią tęsknił, bo była jak promyk nadziei, który swym światłem o poranku rozświetla świat. Jak srebrzysta iskierka, która styka się z ogniem i wybucha tworząc przepiękne fajerwerki. Jak aniołek, którego opieki twoje serce instynktownie potrzebuje. Żaden z nich nie znał jej długo, ale była ich piętnem, bo żaden z nich nie potrafił o niej zapomnieć.
Zwłaszcza Draco. 
Wtedy miał osiemnaście lat i był zagubionym chłopcem, który ostatnie lata spędził żyjąc w strachu i na niełasce Czarnego Pana. A Alice była jak jakieś nieoczekiwane, szalone, dziwaczne i spontaniczne objawienie. Nie mógł się w niej nie zakochać. A jej oszałamiająca, wręcz nieludzka uroda naprawdę nie miała znaczenia.
Naprawdę ją kochał. Przez całe dziesięć lat ona zawsze była w jego sercu. I choć starał się żyć nie myśląc o niej, to ona zawsze była - z tyłu jego głowy. Jakby stała za nim i przyglądała mu się. 
Każdego dnia. W każdej chwili. Nieustannie.
I nawet jeśli chciał zwrócić uwagę na jakąś kobietę - nie potrafił. Zawsze widział tylko te ogromne, ciemne oczy.
Każdego dnia. W każdej chwili. Nieustannie.
Jeszcze chwilę wpatrywał się w krajobraz rozpościerający się przed nim. Marzył o tym, by zatrzymać się w tym momencie - by czuł tylko wiatr rozwiewający jego platynowe włosy i jasne ubrania; by mógł przyglądać się jak fale rozbijają się o skały; i by mógł być daleko od całego świata. Jakby nie czuł zupełnie nic.
Chwilę później już go nie było.


*


Ciemność spowijała miasto. Żołnierze stali z każdej strony, ale jej nikt nie dostrzeże. Mogła spokojnie usiąść przy murze, wyciągnąć papier i stare pióro, które zabrała z komody ojca. Szczelniej opatuliła się swoim beżowym kardiganem, choć wcale nie czuła zimna. Położyła kartkę na kolanie i pisała:

Archanioł Michał mówił, że siła nasza bierze się z walki. Walczę więc, Boże. Tak, jak mi przykazałeś. Ale Panie, dlaczego czuję się jakby brakowało mi wiary? Dlaczego Ludzie w swej idealności są tak wadliwi? Boże, wyjaśnij mi dlaczego strach Ich jest tak paraliżujący? Boże, moja nieśmiertelna dusza trwoży się przed nieznanym. Boże, to trudne walczyć z lękami, których nigdy we mnie nie było. 
Panie, piszę list, to tak ludzkie. Panie, piszę list i uniżenie proszę, byś obdarzył swego słabego sługę wytrzymałością Sefiry Necach. 
Panie, dziś minął przedostatni ludzki dzień, który spędzam jako ten wspaniały byt. Spędziłam go tak, jak przykazałeś Panie - wśród rodziny. Boże, ty wiesz, że niegodna ja nigdy nie znajdę słów ani czynów, by wyrazić jak bardzo wdzięczna jestem za łaskę jaka nas spotkała. Dziękuję ci Panie, za każdą naukę jaką mnie ta podróż obdarowała. I choć jestem przerażona, jak każdy człowiek, to dziękuję ci Boże. Ludzie mają okrutną umiejętność niedostrzegania Boga kiedy się boją i choć teraz też się tak czuję, to dziękuję ci Boże. Teraz wiem, że ludzie nie grzeszą szukając Boga. Grzeszą ci, którzy nie wierzą, że go znajdą. Dziękuję ci, Boże.
Dziękuję Panie, że w swej łasce pozwoliłeś mi doświadczyć, że Twoi Oblubieńcy warci byli wojny w niebie. Dziękuję, za szansę i dary, o które nigdy nie śmiałam prosić; wiem, że godna byłam za nie tylko potępienia. Dziękuję, że mogę wrócić do Twego światła, pośród Edenu. 
Dziękuję, że mogę pamiętać wszystko co mnie spotkało. Dziękuję za mądrość, którą mi dałeś. Dziękuję za łaskę jaką mi dałeś. Dziękuję za miłość ja mi dałeś. Dziękuję za światło.
Miłuję Pana, bo usłyszał głos błagania mego.
Wsadziła kartkę do koperty z tego samego papieru i zakleiła ją. Adonai, to jedyne słowo jakie widniało na kopercie, zaadresowanej do Boga. Podniosła się z klęczek, a potem odwróciła się i spojrzała w górę. Miała nadzieję, że spadnie deszcz. Włożyła kopertę w Ścianę Płaczu i odeszła.

*




Wspinał się na szczyt wieży astronomicznej, jakby znów był uczniem tej szkoły. Teraz jednak wydawało mu się, że schodów jest znacznie więcej. Droga na zewnątrz ciągnęła się w nieskończoność i to wcale nie z powodu braku kondycji. Draco chciał znaleźć się tam jak najszybciej; to był mus, który towarzyszył mu przez cały dzień, choć wiedział, że wracanie do tego miejsca tylko go pogrąży. Wmawiał sobie, że chce uciec od tych rozwydrzonych bachorów, bo choć przyjechali do szkoły zaledwie kilka godzin temu, on już miał dość ich na całe swoje życie. Prawdziwy powód był jednak o wiele prostszy. 
Ale on nie mógł o tym wiedzieć.
Dobrnąwszy na szczyt otworzył drzwi i zamarł. Ale jego serce biło jak oszalałe, waliło o żebra jakby chciało je połamać. A on nie potrafił złapać tchu i zapomniał jak się poruszać. 
Stała tam i wpatrywała się w spowity nocą krajobraz. Nawet najmniejszym drgnięciem nie dała po sobie poznać, że usłyszała, że jest tutaj ktoś oprócz niej. Lecz dopiero po chwili, kiedy on wciąż stał tam zastygły w bezruchu, powoli, odwróciła się w jego kierunku i spojrzała w jego oczy.
To bolało.
 - Draco - powiedziała z delikatnością, mocą i uczuciem. Ale on nie mógł tego usłyszeć. Nie, bo jej głos rozbrzmiewał w jego głowie jak głośny i puszczony z daleka. I choć nie pomyliłby go z żadnym innym na świecie, to teraz stał się inny. 
Głębszy. Dostojniejszy. Potężny.
- Dziękuję, że to przechowałeś.
Dracon uświadomił sobie, że kobieta, którą widział w Grecji nie była ani byle jaką czarownicą, ani jego złudzeniem. To była ona. Ona, z tymi gigantycznymi, ciemnymi oczami; drobną, nieskazitelną twarzą i szczupłym, malutkim ciałem. Znów miała na sobie białą suknię, jednak ta wydawała się się większa od poprzedniej, jakby składająca się z większej ilości połaci materiału. Na głowie miała wianek od niego, a swoją różdżkę obracała w palcach. Jej włosy się zmieniły. Nie były już krótkie i nastroszone; nie było w nich nic zwariowanego, co pasowałoby do jej charakteru. Teraz były bardzo długie, spięte w dwa, luźne kucyki. I choć niektóre kosmyki opadały na jej twarz, to nie sprawiały, że wyglądała na młodszą. Wyglądała doroślej, bardziej poważnie. Zauważył to nawet w sposobie w jakim stała na ziemi - nie był już tak delikatny, jakby za chwilę miała zerwać się i zacząć tańczyć.
Podeszła do niego, a wtedy uderzyło go, jak materiał jej sukni jest delikatny i, że płynie za nią w taki sposób, jakby wcale nie był tkaniną. Jakby była odziana w światło, którego kolor załamuje się tak, jak ona tego chce, tworząc długą suknię na jej ciele. A po bokach pasma, które zdają się być poruszane przez silny wiatr, którego wcale tam nie było.
Podeszła do niego i patrząc mu głęboko w oczy dotknęła jego policzka. Gładziła go palcami, rozkoszując się tym doznaniem. Był dużo wyższy od niej. Był przystojny i dobry. I kochała go ponad wszelką miarę. Ale nie wolno było jej z nim być.
Dopiero gdy była tak blisko, dopiero kiedy jej obecność stała się tak namacalna, zrozumiał, że to co zauważył już w tamtej dziewczynie z Santorini jest prawdziwe. Te oczy. One poza kolorem nie miały w sobie nic z tego co w nich pamiętał. Nie było w nich żadnych złośliwych ogników, iskierek podekscytowania, ciepła gorącego serca czy tego ogromnego zaufania jakim go darzyła. Wszystko to zlało się w jeden, stały, ciemny kolor - bez niemal żadnego wyrazu.
Niemal.
Patrzyła na niego jakby przeżyła tysiące lat. Jakby widziała całe zło wszechświata i całe dobro jakie udało mu się osiągnąć. Jakby znała odpowiedź na każde pytanie jakie zadałby człowiek i wiedziała gdzie każda odpowiedź na nie się znajduje. Jakby jego znała lepiej, niż on był w stanie to pojąć. I jakby przeżyła tragedię z jaką nie potrafi żyć, ale musi.
- Kim ty jesteś? - wydusił.
- Światłem. - Nie zmienił się ani jej głos, ani spojrzenie. Ale przeniosła dłoń z jego delikatnie opalonego policzka na platynowe włosy, które prześlizgiwały się między jej palcami.  
- Nie rozumiem - szepnął.
Nie bał się jej, absolutnie nie. Co więcej, miał wrażenie, że płynie od niej ciepło, które jest tak przyjemnie i hipnotyzujące, że mógłby się w nim zatopić. I chciał podejść do niej bliżej, ale nie mógł się ruszać. Był uwięziony w miejscu, w którym stał i jedyne co mógł, to patrzeć na nią. I rozkoszować się jej delikatnym, ciepłym dotykiem, który rozgrzewał jego stęsknione do niej serce.
Ale tego nie mógł rozumieć.
- Aniołem.
Huk pioruna i jednoczesny blask błyskawicy zagłuszył jej słowa, ale mimo to usłyszał co powiedziała.
Świat Dracona się zawalił.
Wystarczyło to proste słowo, by wszystkie niewiadome straciły znaczenie i zniknęły. Nie potrafił mieć wątpliwości. Nie tylko dlatego, że kiedy jej sylwetka zlała się z blaskiem pioruna, naprawdę zobaczył to podobieństwo - podobieństwo do istoty stworzonej ze światła i nicości. A dlatego, że głęboko, głęboko w środku zawsze wiedział, że to właściwa odpowiedź. Po prostu teraz pozwoliła mu to wiedzieć.
- Teraz jest twoja - powiedziała podając mu swoją różdżkę. Nagle odkrył, że może wyciągnąć po nią ręce, jednak było to wszystko co mógł zrobić. - Pamiętaj, że ma tak dużą moc, jak jej właściciel.
- Co tutaj robisz?
- Żegnam się z tobą.
Tak chciała, by usłyszał w jej głosie tę delikatność, to uczucie. I smutek. Ale nie mógł.
- Żegnasz się ze mną?
- Na początku czasu zostałam aniołem Ludzi. Zostałam wykuta z łaski i miłości Pana. Posłana jako ludzki stróż. Po nieznanej Człowiekowi liczbie lat zostałeś poczęty, a ja sprawowałam pieczę nad kolejnym ulubieńcem Adonai. Ale pokochałam cię, w sposób jaki anioł nigdy nie powinien kochać Człowieka. Nawet Człowiek nie jest tak świadomy waszej śmiertelności jak my. A ja chciałam być przy tobie jak Człowiek. Kochać cię jak Człowiek. Dotykać cię jak Człowiek. Tęsknić za tobą jak Człowiek. Potrzebować cię jak Człowiek. I chciałam byś mnie kochał...
- Kocham cię.
- Adonai kocha swoje anioły - kontynuowała. - Spełnił moje grzeszne marzenie. Dementorzy, to stworzenia szatańskie. Najokropniejsze, najobrzydliwsze jakie chodzą po Ziemi. Wysysają wszystko co dobre. Każde miłe wspomnienie, z których stworzone są Wasze życia, aż nie zostaje w człowieku nic, oprócz najgorszych doświadczeń. I bólu, strachu, cierpienia oraz zwątpienia. Ten świat został stworzony z miłości, nie ze zła. Ale to stworzenia, których nie potraf zniszczyć żaden Człowiek. Bóg więc posłać miał Archanioła, by swym świetlistym mieczem stracił każdą zjawę. Ale Adonai kocha swoje anioły. I posłał na Ziemię grzesznika jakim jestem, bo kocham Człowieka, bardziej niż mi wolno. Posłał mnie na Ziemię, bym zaznała ludzkiej miłości i każdej żądzy na jaką słaby Człowiek nie jest odporny. I posłał mnie, bym zniszczyła Czarne Duchy, które zwiecie dementorami.
- Kocham cię - powtórzył, bo mówiła jakby go nie usłyszała. 
- Narodziłam się jak człowiek. Dorastałam jak człowiek. Zostałam kobietą i mogłam wydać potomstwo na świat. Miałam przyjaciół, wrogów, pieniądze, moc większą niż magiczna. I ludzką miłość. Dostałam dziesięć lat, by zrozumieć kim jestem i dlaczego moim obowiązkiem jest stać teraz w tym miejscu. Draco... to imię w Waszej kulturze kojarzone jest ze złem. W naszej - siłą. Draco, potrzebowałeś światła w swym sercu. Dostałeś je w tak dosłowny sposób, że nawet ja - Boży posłaniec, istota Edenu, która swoją wiedzą przewyższać będzie Człowieka, dopóki Ten nie zasiądzie po prawicy Najwyższego - nie wiem jak dziękować za łaskę, jaka na ciebie spłynęła. I chcesz kochać Światło, a to nie miłość dla Człowieka.
- Co?
- Ty nie kochasz mnie. Ty kochasz dziewczynę, którą byłam. Mnie nie wolno kochać, ani wielbić. Jestem sługą. Dziewczyna, którą poznałeś, Alice, to kobieta, z której przez te dziesięć lat nic nie zostało. Dorastałam duchowo każdego dnia - tęskniąc za tobą. - Milczała wpatrując się w niego długo. - Odpowiedz mi na pytanie. Co Alice zmieniła w twoim życiu?
- Wszystko.
- I takie było jej zadanie. Moje jest inne. Moim jest zniszczyć dementory. Potem wrócę do Edenu, przed oblicze Stwórcy.
- A co ze mną? Chcesz mnie zostawić, własnie teraz, kiedy wróciłaś.
- Obiecałam, że wrócę. Ale Draco, nigdy nie proś bym z tobą została. Dla mojego i twojego dobra. Dostałam wszystko czego grzesznie pragnęłam. Byłam przy tobie jak Człowiek. Kochałam cię jak Człowiek. Dotykałam cię jak Człowiek. Tęskniłam za tobą jak Człowiek. Potrzebowałam cię jak Człowiek. I chciałam byś mnie kochał...
- I kocham cię.
- Ale nie wolno ci kochać osoby, którą jestem teraz. I zaprawdę powiadam ci, nie kochasz mnie.
- Kocham... - Chciał się z nią kłócić, ale z powodu, którego nie znał, nie potrafił.
- To nie miłość jaka wydaje ci się, że jest. To złudzenie. - Wyplotła prawą dłoń z jego włosów i położyła ją na klatce piersiowej, w miejscu, w którym biło jego serce. - To złudzenie, które podtrzymuję. Złudzenie, którego jestem sprawcą. Kiedy stąd odejdę, przestaniesz czuć mnie na każdym swoim kroku. To był mój wybór, byś był szczęśliwy. A będziesz. 
- Nie byłem szczęśliwy odkąd mnie zostawiłaś!
- Szczęście nie zawsze przychodzi w niekłopotliwych paczkach. A ty kochasz kobietę, z którą spędzisz resztę swojego życia.
- To ty.
- Podarowałam ci rok w Hogwarcie, byś był daleko od niej. Byś zrozumiał kim jest i co do niej czujesz. I byś w samotności zrozumiał, że musiałam odejść.
- Nie...
- Gdybym tu została nigdy nie byłabym tak szczęśliwa, jak mogłabym o tym marzyć. Moje miejsce jest w Edenie. Ziemia jest dla Ludzi, nie dla aniołów. Anioł, który nie chce Raju zasługuje na piekło. Nie proś, bym tutaj została, bo skarzesz mnie na potępienie. Nie proś, a ja stanę się tylko odległym wspomnieniem.
- Jak? - Nie wierzył, że to możliwe.
- Pożegnam się z tobą.
A wtedy poczuł, że niewidzialne więzy opadły, a on mógł zrobić co tylko chciał. Zbliżył się do niej i pocałował ją tak, jak marzył o tym od chwili, w której zrobił to po raz pierwszy. Czuł jak oboje zatapiają się w tej pieszczocie, bez pamięci. Czuł jej dłonie na swoich plecach i we włosach, i pragnął więcej, i więcej...
Każdy pocałunek niszczył jedną zjawę. Więc gdy była pewna, że zniszczyła każdego demonicznego ducha, musiała odsunąć się od niego i po raz kolejny złamać swoje ludzkie serduszko. Ludzka miłość była największym darem i jednocześnie największym przekleństwem jakim Adonai obdarował swoje  umiłowane dzieci. Wiedziała o tym jak nikt inny. I jak żaden z Nieskazitelnych. Odsunęła się od niego, a po jej policzkach płynęły anielskie łzy. To rzadki widok, bo anioły najczęściej płakały nad grzesznym człowiekiem, a nie do niego.
- Teraz jestem Serafinem. Nigdy już nie ochronię pojedynczego istnienia. Nigdy już nie będę kochać istnienia, które chronię. Teraz nie będę Bożym posłańcem. Teraz nie będę stróżem Człowieka. Teraz spoglądać będę tylko w górę, na Stwórcę. I już nigdy nie będę twoim stróżem.
- Dlaczego?
- Bo będę cię kochać do końca czasu. Żegnaj, Draco.
Odeszła. Nie potrafił jej zatrzymać, nie mógł. Nie pozwoliła mu. A potem rzuciła się z wieży astronomicznej i kiedy chwilę później mógł spojrzeć w dół, jej już nie było.
- Kocham cię, Alice.

"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia. Czasem wbrew własnemu."


*

2 lata później

- Dobra, Granger, teraz nie udawaj, że się wahasz i masz wątpliwości, bo oboje wiemy, że ich nie masz. Nie będę tutaj na pokaz romantykiem, bo wiemy, że wcale ci to teraz niepotrzebne. Nie znosisz kiedy jestem szarmancki jak czegoś chcę, więc łaskawie nie przedłużaj. Zgódź się i daj sobie włożyć ten pierścionek na palec! Na kwiatki, czekoladki i inne duperele, z których już dawno wyrośliśmy, będzie czas przy Weasley'u. A teraz zgódźże się wreszcie, bo są ciekawe zajęcia do roboty po nocy, niż klęczenie z pierścionkiem w ręce, kiedy ty tak seksownie wyglądasz!



KONIEC

6 komentarzy:

  1. Jedyne slowo jakie cisnie mi sie na usta to: przepraszam. Przepraszam, ze przez to jakim jestem czlowiekiem nie potrafie nalezycie pojac slow jakie zawarlas. Przepraszam, ze taka jestem.
    Ale to co napisalas jest piekne, idealne. I wierz mi - kocham to cala soba, choc nie rozumiem. I za to przepraszam.
    Ciesze sie, ze spelnilas tym swoje male marzenie. Ciesze sie...naprawde.
    Przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę.. Chyba też przeproszę... To jest naprawdę piękne chociaż nie rozumiem. Damn. Jestem pewna że to ma sens ale mnie się po prostu nie chce zgrać. Kawałki układanki mi się nie układają. No bo Draco. On przecież nie może bo granger to jego siostra. Co jest?! Proszę proszę wytłumacz mi!! Chcę to zrozumieć a w tej chwili się czuje jakbym wcale nie czytała wszystkich rozdziałów po kilka razy mimo iż to robiłam i wtedy kurka rozumiałam!! To jest śliczne mimo iż nie rozumiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest ostatnia część miniatury, a nie kolejny rozdział dłuższego opowiadania.

      Usuń
  3. A już myślałam, że ta historia nie będzie dokończona, a jednak :)
    To jest piękne. Jeden z najładniejszych rozdziałów ever!
    Ten moment, w którym pisała list, o matko...ja zamieniłam się w fontannę.
    A o końcówce nie wspomnę..epicka :)))
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  4. Odbiera mowę, naprawdę. Jestem ci bardzo wdzięczna za to zakończenie. Czytając wcześniejsze części nie spodziewałam się, że historia potoczy się w takim kierunku. Chyba nigdy nie spotkałam się z takim szalenie pięknym tekstem, wzbudziło we mnie to całą chmarę odczuć, od pozytywnych emocji, po smutek i chwilowe niezrozumienie.
    Świetnie połączyłaś świat czarodziejski i wiarę, i to mi tak bardzo tu pasuję, choć zwykle czarodzieje są przedstawiani jako ateiści.
    dziękuję mm

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic