piątek, 2 sierpnia 2013

Część XXVII

Ten post wspiera akcję:

OGŁOSZENIA !
1. Poszukuję Dobrej Szabloniarskiej Duszy, która stworzy dla mnie szablon. Proszę o to, gdyż mam konkretne wytyczne co do niego. A będzie on szablonem stałym - zostanie nawet po zamknięciu tego bloga.
2. Zapraszam na mojego bloga prywatnego, gdzie pojawiła się moja autorska miniaturka. Ona... Myślę, że jest dla mnie naprawdę ważna.
http://portelizabethdiaries.blogspot.com/2013/07/moze-nie-powinienes-by-wracac.html
3. Piosenka  z zakładki inspiracja pasuje do KAŻDEGO z rozdziałów.
4. To długi rozdział.

Muzyka przy której tworzyłam:
"Read all about it (part III)" Emeli Sandé (szczególnie polecam podczas czytania wspomnienia nr 3)
"Without The Love" Demi Lovato
"Superman" Taylor Swift


"I pracujesz tak ciężko, by mnie mieć, tylko po to, by dać mi odejść." 
To zdanie idealnie oddaje koncepcję tego opowiadania.

27. Hermiona trzymała różdżkę na wysokości oczu, z której sączyło się delikatne, niebieskie światło. Tonąca w ciemności i stęchliźnie sala, do której trafili, nawet nie przypominała piwnicy ich hotelu.
Dlaczego? Draco to czuł.
Czarna magia unosiła się w powietrzu. Jej opary jak niewidzialna ręka zaciskały się na klatce piersiowej i sprawiały, że serce biło wolniej.
Kiedyś tego nie dostrzegał. Kiedyś tego nie słyszał. Kiedyś tego nie rozumiał. Kiedyś nie widział w ciemności.
Hermiona mamrotała pod nosem zaklęcia wykrywające i ochronne, ale Draco wiedział, że to nic nie da. Magia tego miejsca działała w zupełnie inny sposób i żadne czary - nawet jego - nic tu nie pomogą. Ale może jego klucz też jest jednym z wyjść, do znalezienia mitycznej odzieży? Właśnie, odzieży - bo Draco wiedział co mają znaleźć. Hermiona i jej przełożony żyli wyobrażeniami, że to zupełnie inny przedmiot. Jednak i tak był on niemal tak wartościowym dla czarodziei, jak Święty Graal dla chrześcijan.
Chłopak trzymał się z dala od dziewczyny, ale kątem oka uważnie śledził jej ruchy, gdyż w każdej chwili mogła wyrżnąć o ziemię, bo inaczej jej nieudolności po prostu nie dało się nazwać. Bardzo uważnie natomiast lustrował kamienne ściany - szukał jakiejś nazbyt równej wypukłości. Kształtu, który byłby wskazówką. Wiedział, że ta zagadka jest prosta i nie jest to żadna przypadkowo wybrana kafelka - bo nikt, kto za wszelką cenę chce coś ukryć, nie pomyśli o tym, by pozostawić to na wierzchu. Ukryje to w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, z najwymyślniejszymi pułapkami, nie myśląc, że właśnie czegoś takiego się oczekuje i szuka. Jego wprawne oko ślizgało się do momentu, w którym niemal zrobił pół obrót. Wtedy to znalazł. Mityczny zawijas, przypominający paszczę smoka.
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc zirytowany głos Hermiony, której specjalistyczne wyliczenia nie przynosiły skutku.
Przejechał jednym z palców po wnętrzu drugiej dłoni, a ta, pod wpływem magii z jego palców, zrobiła delikatne nacięcie na jego skórze. Wystarczyło tylko odrobinę wyciągnąć rękę i przytknąć ją do kafelki. Ta bezszelestnie wsunęła się pod inną ukazując błękitny papuć Merlina, zachowany w nienaruszonym przez czas stanie. Przez sekundę przyglądał się temu swoimi płonącymi, szafirowymi oczyma, a potem wyciągnął rękę i złapał kapeć. Trzymał go w mocnym uścisku, choć nie powstało żadne wgniecenie na materiale. Trzymał, a ochronne, czarno-magiczne zaklęcia pękały jedno po drugim.
Kiedy pozbawił przedmiot całego zła, odsunął delikatnie rękę by zamknąć ją w pięść, a ułamek sekundy później, wyrzucić z niego diamentowy pyłek.
Mroczny znak piekł.
Mocą przyciągnął kamienną płytę na swoje miejsce, a potem przytknął rękę do kamienia i usunął rzeźbienie, a zamiast tego wyżłobił się napis HERMIONA GRANGER, który wypełnił się szafirowymi kamieniami.
Odwrócił się i przez kolejną minutę przyglądał się jak dziewczyna wścieka się, aż - tak, jak się spodziewał - stwierdza, że to nie to miejsce i trzeba szukać dalej. Miał ochotę wywrócić oczami.
Wyszli ze starego zamczyska, niczym od Vlada Tepesa i już widział, że zamierza się teleportować kiedy znów się potknęła. Nie zdążyła jednak się nawet zachwiać, kiedy ją złapał. Przygwoździł swoim ciężarem do ziemi, by stała stabilnie i natychmiast ją puścił.
Kontakt z nią parzył.
- Przestań to robić! Nic by mi się nie stało! Nie potrzebuję cholernej niańki! - wydarła się.
Była taka zła, bo było to wierutne kłamstwo i oboje o tym wiedzieli.
Nie odpowiedział jej.

*

Siedziałem wygodnie rozparty na ławce w Hyde Parku i z odległości jakichś 300 metrów uważnie śledziłem każdy ruch Hermiony Granger. Zerknąłem delikatnie w bok, by spojrzeć na nią jeszcze raz, ale tym razem na billboard, na którym reklamowała najnowszą kampanię Chanel. To przypomniało mi dzisiejszy poranek.
Wychodziłem z kwiaciarnii, z bukietem kwiatów dla swojej mamy i kiedy już miałem minąć się w drzwiach z jakimś mężczyzną, ten zwrócił się do mnie:
- Czy nie chciałby pan zostać moim modelem?
- Modelem? - zapytałem zaskoczony, że ktoś w końcu to zaproponował. - Co będę z tego miał?
- Pieniądze, sławę i możliwość pracy z najpopularniejszą modelką tej dekady - Hermioną Granger.
- Hermioną Granger? - powtórzyłem zaintrygowany. Bardzo mi ta sytuacja była na rękę. - W porządku. Kiedy i gdzie?

*

W środku nocy, kiedy mógł tylko leżeć bezczynnie w swoim apartamencie, usilnie próbował sobie wmówić, że ignorowanie jego osoby przez Hermionę jest właściwe. Że tak musi być. Ale on nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go ignoruje. I nie ważne jak wiele się nauczył, nie ważne jak wiele nabrał pokory - jego nigdy nie ignorowano. Nawet ona.
Aż do teraz. Wiedział, że mogłaby przestać go ignorować gdyby tylko ją do tego sprowokował. Ale nie mógł. Bo to nie sprawi, że staną się przyjaciółmi. Co więcej - nie wolno mu sięgać po tą przyjaźń. Bo od tego tak niedaleko do... Nie wolno mu jej tak kochać. Nie wolno.

*

Wiedziałem, że ma już wychodzić, dlatego przebrałem się i wziąłem ręcznik z łazienki. Naprawdę miałem ochotę popływać, ale mogłem też połączyć przyjemne z pożytecznym. Schodząc po schodach widziałem jak przenosi na mnie wzrok. Widziałem, jak jej źrenice się rozszerzają i słyszałem, że jej serce wali szybko i mocno. A w oczach rozterka:
Zrób to. - Nie, nie powinnam; Zrób to. - Nie!; Zrób! - Przecież wiesz, że chcesz...
Znałem tą rozterkę. Tak dobrze... Za dobrze.
I niemal uśmiechnąłem się szelmowsko.
- Przepraszam, sądziłem, że pani już wyszła - powiedziałem ujmująco. 
Udałoby się jej ukryć wrażenie jakie na niej wywierałem kiedy tak robiłem, gdyby nie to, że słyszałem jak jej serce zmienia rytm.
- Tak... - Usilnie chciała przybrać na twarz swoją kamienną maskę. Maskę, którą w ostatnim czasie poznałem lepiej, niż Hermionę Granger przez sześć lat szkoły. - Właśnie wychodzę. - Nie chcesz tego, pomyślałem. I chcesz tego jak niczego innego. - Do widzenia. 
Wychodząc była spięta. 
I wiedziałem, że głęboko, głęboko w środku również zagubiona. 
Znałem to.
- Draco, zrobiłeś to specjalnie - powiedziała mama z delikatną nutą przygany. Ale była też rozbawiona. Bo widziała to, co ja.
- Przecież wiesz dlaczego - odpowiedziałem z szelmowskim uśmiechem.
- Wiem. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Ale... porozmawiajmy o tym.
- Skoro chcesz - powiedziałem i wzruszając ramionami poszedłem do salonu.
Usiedliśmy na przeciwko siebie, ale blisko.
- Wiem, że już o tym rozmawialiśmy. Wtedy, kiedy zaproponowałeś ją do poszukiwań... swojej siostry. Ale... Ale żaden z powodów jakie wymieniłeś, nie mówiły dlaczego tobie samemu na tym zależy. A zależało.
- Szpieguję ją - zacząłem zupełnie tak, jak podczas tamtej rozmowy. Jednak teraz nie dobierałem ostrożnie słów. Teraz, starałem się to nazwać. - Widziałem tak wiele zmian w ludziach. I rozumiałem je. Ale ona... Zmieniła się tak bardzo, że nawet ja - ja który nigdy nie pałałem do niej sympatią - zauważyłem tą zmianę. Jakby ktoś ulepił ją na nowo. Chcę wiedzieć dlaczego. I dowiem się - powiedziałem twardo.
- Od jak dawna? - zapytała niejasno.
- Myślę, że w nas zawsze to było... Nie powiem ci, że byłem dla niej miły, bo nie byłem. Ale.. Myślę, że tak naprawdę zawsze była mi za to wdzięczna. Bo byłem tylko Malfoyem. I tylko ja mogłem ją nauczyć radzić sobie z tą obelgą. Gdyby usłyszała to od wypłosza Weasleya...
- Draco!
- Przepraszam, mamo - mruknąłem. - W każdym razie gdyby usłyszała to od niego, bolałoby dużo bardziej. I... Lubiłem się z nią ścierać. Wiem, że ona też. Wiemy, co każdy z nas chciał sobie wtedy udowodnić. A więc tak - zawsze nas do siebie ciągnęło.
- Więc dlaczego zabierasz się do tego w taki sposób? 
- Co? Ty... Popierasz to?
- My popieramy to. Draco, jesteś naszym jednym synem. Jak mogłeś kiedykolwiek sądzić, że wyklęlibyśmy cię za to, że jesteś zakochany w mugolaczce? 
- Kiedyś to była szlama - powiedziałem zimno.
- Kiedyś odeszło. I żadnemu z nas nie pomoże wracanie do przeszłości. Możemy ją naprawiać, ale nie wolno nam się na nią skazywać.
Milczałem zaskoczony.
- Więc Draco, dlaczego zabierasz się do tego w taki sposób?
- Bo w niej nie ma nic, co zachwyciłoby się czerwonymi różami, serenadami pod oknem, prezentami zawiniętym w drogi papier czy czułymi słówkami. Wiem jak ją uwieść. I wiem, że tylko tyle mogę. Bo zniszczono w niej całą miłość jaką miała. 
Widziałem, że ją zasmucam. Ale chciała szczerości. 
- To jakby... W pewnej mugolskiej książce jest takie wyrażenie: "Ja się nie kocham. Ja się pieprzę. Ostro." To doskonale opisuje jej podejście do związków.
- Aż tak... 
Pokiwałem głową. Tak, tak waśnie ją zniszczono.
- Wiesz kto to?
- Domyślam się, że wypłosz Weasley. - Tym razem nie skomentowała mojej "obelgi".
- Dlaczego zgodziłeś się na tą sesję?
- Dla zabawy. Lubię patrzeć jak irytuje ją to, jak na nią działam. Nie wiem tylko czy w furii mnie nie zabije...
Narcyza uniosła jedną brew.
- Draco...
Spojrzałem jej w oczy.
- Naprawię ją - przyrzekłem.
- A kto naprawi ciebie? - zapytała mnie z ogromnym smutkiem w oczach.
- Jestem niezniszczalny - powiedziałem i powoli zacząłem wychodzić z salonu.
- Draco! - zawołała jeszcze. - Wiem, że ci się uda.

*

- Malfoy! Czy ty, do jasnej anielki, straciłeś głos? Skończ milczeć! - wybuchła ponad tydzień po tym ,jak zaczęli razem pracować.
Obserwował ją, słuchał uważnie, chodził krok w krok, ale milczał. Wciąż milczał!
Jak cholerny cień.
Patrzyła na niego czekając aż coś powie, ale on tylko wpatrywał się w nią. Świdrował ją tymi szafirowymi oczami. I nic...
I nic!
Gdyby się odezwał mógłby powiedzieć zbyt wiele.
- Malfoy!
Ale byli tam tylko oni. A on nic nie powiedział.

*

Przemyśl to dobrze, Malfoy. Odwrotu nie będzie. - W roztargnieniu roztrzepałem włosy, a potem się skrzywiłem. - Durny, Potterowski tik.
Nacisnąłem na klamkę, wszedłem do pomieszczenia, a moim oczom od razu ukazała się niegrzeczna gryfonica.
- Malfoy?! - niemal krzyknęła, ale była sparaliżowana przez tysiące sprzecznych emocji i wszystko to widać było w jej oczach.
Fotograf też to zauważył, bo już podchodził z aparatem.
- Granger, jak miło cię widzieć - powiedziałem z ironią. Pamiętasz ten ton, prawda?
Zamarła na sekundę. Oczywiście, że pamiętasz. 
I tutaj cię mam.
- Co ty tu robisz? Wynoś się stąd, natychmiast - krzyknęła, dokładnie tak wściekła jak spodziewałem się, że będzie.
Z miną rozjuszonego hipogryfa - Może jednak nie wszystko stracone. To bardzo przypomina Harry'ego i jego urażoną dumę. - podchodziła do mnie marząc, by mieć w ręku różdżkę i pozbyć się mnie raz na zawsze. Miałem ochotę zacmokać znacząco, by przypomnieć jej, że to marzenie nic nie zmieni, nawet gdyby się spełniło, ale ona nie miała o tym pojęcia, więc tylko z rozbawieniem w oczach przyglądałem się jej.
Uniosłem brew w górę i, z aroganckim uśmiechem, zadałem jej nieme pytanie "No, co mi zrobisz, Granger?". Widziałem, że chce dać mi w twarz. I jako poważny mężczyzna nie uchyliłbym się przed tym, ale ona nie miała pojęcia, że mogłaby sobie zrobić w ten sposób sporą krzywdę. Owinąłem dłoń wokół jej nadgarstka, wcześniej niż sama mogła to dostrzec, powstrzymując ją przed zrobieniem sobie krzywdy. Musiałem bardzo uważać, gdyż wolno mi było użyć tylko najmniejszej ilości siły, a jej ciało już teraz działało na mnie w jakiś elektryzujący sposób.
A Thomas zaczął fotografować nasz impas.
Żaden z nas nie mógł posnąć się dalej.
Teraz nie.
A może nawet nigdy.
Spojrzała na fotografa oburzona, ale on wyraźnie ignorował jej złość i fotografował wszystkie zmiany pojawiające się na jej twarzy.
- Nie wiem, co ty do niego masz, ale cudownie razem wyglądacie. Nawet jak chcesz go zabić - dodał.
Naprawdę? Ciekawe czy zawsze tak było...
- To będą fenomenalne zdjęcia, o wiele lepsze niż sobie wyobrażałem.
- Co ja do niego mam? Co? Ja go nienawidzę!
Krzyczysz - jakie to do ciebie niepodobne. Przecież ty już nie prosisz, nie krzyczysz, nie płaczesz...
- Naprawdę, Granger? - Chciałabyś. Za bardzo cię pociągam, żebyś mnie nienawidziła. Choć przyznaję - z tego powodu możesz mnie nienawidzić.
Zirytowana szybko przeniosła wzrok na mnie i zamarła ze spojrzeniem utkwionym w moich szafirowych oczach. Wiem, co tam zobaczyłaś. I wiem, że w to nie wierzysz.
Może to lepiej. Magia też zostawiła na nich swoje piętno. Wiedziałem, że nikt nigdy nie obdarował jej takim spojrzeniem. Ale to ona zobaczyła to we mnie po raz pierwszy. Patrzyłem tak, odkąd po raz pierwszy zjawiłem się w jej biurze. 
Mógłbym cię teraz pocałować. 
Mógłbym pocałować cię tak, jak wtedy we Włoszech. Mógłbym ci pokazać, że mi zależy i że ja też tego chcę, ale znów byś nie uwierzyła. Mógłbym sprawić, że od samego pocałunku rozpadniesz się na miliony kawałeczków. Mógłbym.
Ale tego nie zrobię, bo najpierw masz sobie przypomnieć jak to jest być zakochaną. Wszystko po kolei. 
Chyba, że stracę nad sobą kontrolę.
Widziałem w jej oczach, jak wertuje swoje wspomnienia, widziałem, jak walczy ze sobą bo chce więcej. I widziałem, jak przypomina sobie puentę tamtego pocałunku - gra.
Oparła dłoń na moim torsie i zagryzła wargę. Chciała mi pokazać, że ona też potrafi grać. Chciała mi pokazać, że zawsze była lepsza. Ale ja już nie jestem o dwa kroki za tobą. I już nigdy nie będę... A ty nie możesz mi nic udowodnić.
Jednak... Gdyby chciała mnie uwieść, udałoby jej się. Jej dotyk był na to najlepszym dowodem. Ale gdy jej dłoń wędrowała do guzików mojej koszuli, nie chciała mnie uwieść. Chciała tak dobrze odegrać swoją rolę, bym to ja ją uwodził.
Hermiono, ja już zawszę będę przed tobą. I to nie tylko o krok.
Poprowadziłem ją w kierunku tła i niedbale rzuciłem na łóżko, jednak z dużo większą siłą. Normalni ludzie nie potrafią rzucać innymi, używając samego nadgarstka. Zakopała się w śnieżnej pościeli, a ja wspiąłem się na łóżko. Odnalazłem jej szyję, zagubioną pośrodku fałd białej pierzyny, i niemal jej nie dotykając, przesunąłem po niej ustami. Wiedziałam, że w tamtej chwili rozbłysły wszystkie parasole, ale ja skupiałem się na tym, jak jej ciało napina się od mojego dotyku. Jak zamyka oczy i odchyla głowę chcąc więcej. Musnąłem nosem jej brodę, a potem pocałowałem w kark, delikatnie drapiąc ją przy tym zębami. Była zupełnie nieświadoma jej zdradzieckiego ciała - nie miała pojęcia, że zwija się w słodkiej torturze i wydaje cichy, strapiony jęk pod dotykiem moich zębów.
Objąłem ją ramionami i pociągnąłem w górę tak, by siedziała na swoich nogach. Spojrzałem jej w oczy. Była zagubiona, bo dokładnie wiedziała czego chciała. A ja jej to dam. I, Weasley, wiem, że to zobaczysz. Oderwałem ręce od szlafroka w kolorze moich oczu i dotknąłem nimi jej policzków. Miała takie wielkie, czekoladowe oczy... Spoglądałem w nie szukając tam wszystkiego tego, czego nigdy by mi nie powiedziała. Szukałem tam wszystkiego tego, co sądziła, że po drodze zgubiła. Pochyliłem się i pocałowałem ją delikatnie. Raz... Drugi... Trzeci... Nie mogła oponować, ale choć oddawała każdy, z delikatnością porównywalną do pieszczoty, nie zrobiła nic więcej.
Bo to tylko sesja. Bo to nic nie znaczy. Oboje o tym wiedzieliśmy.
Sunąc po niej palcami, złapałem za szlafrok i zsunąłem go z jej ramion, jak mantrę powtarzając sobie, że nie wolno użyć mi magii, by pozbyć się stąd tych wszystkich ludzi. Widziałem jak drży, widziałem jak patrzy na mnie, kiedy moje palce rysowały finezyjne wzory na jej osłoniętych plecach i jak zaskoczona uświadamia sobie, że jest oparta czołem o moje czoło. Słyszałem jak jej serce przyśpiesza swój rytym, jak ten delikatny, nieśmiały, wręcz ostrożny stukot, nabiera tępa, a razem z tym w jej oczach pojawia się jakby żal. Zaraz potem jej ręce spoczęły na mojej szyi, a usta zatopiła w moich, całując namiętnie i powoli.
To było w nas obu - nie wolno.
Jej palce muskające moją nagą szyję... Jej ręce rozpinające guziki mojej błękitnej koszuli, jeden po drugim... Jej dłonie zsuwające ją z moich ramion... Jej palce sunące po moich nagich plecach... Jej ramiona przyciskające mnie jeszcze bliżej siebie...
Nie wolno.
Jej dłonie rozpinające pasek... Jej dłonie pozbawiające mnie spodni, butów... To wszystko było takie powolne... Nie było w tym żadnej żądzy. Każdy z nas idealnie nad sobą panował. Ale gdybyśmy byli sami...
Nie wolno.

*

Kolejna posiadłość jakiegoś śmierciożercy była tylko odrobinę czyściejsza od poprzednich. Dla Dracona to było wręcz śmieszne, że jeszcze nie odwiedziła pustego już Malfoy Manor. To było kolejne miejsce, w którym zaklęcia wykrywające ujawniły uroki, dzięki czemu Hermiona mogła się ich pozbyć, ale było inaczej. Tutaj mimo to było inaczej. 
Draco to czuł.
Irytowało go tylko jedno. Harry przeczesał Wielką Brytanię i Irlandię cal po calu, by znaleźć takie miejsca, sprawdzić je, a potem zlikwidować. A Francuzi albo się tego bali, albo po prostu zupełnie im się nie chciało. 
A Draco wciąż to czuł. Jakby coś czyhało za rogiem, gotowe by zabić, gdy tylko zza niego wyjdziesz.
Hermiona kierowała się do jednej z następnych komnat. Oczy Dracona świdrowały drzwi, mając w sobie wręcz niezdrowy blask. A Mroczny Znak piekł. 
- Nie wchodź tam! - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
Była tak zaskoczona tym, że powiedział cokolwiek, że aż posłusznie odsunęła się od drzwi. To był właściwie pierwszy raz, bo on ciągle milczał. 
- Dlaczego nie? 
- Nie wchodź. - Jego oczy płonęły szafirowym blaskiem. I chciała się od niego odsunąć, ale instynkt chciał by podeszła bliżej, dlatego nie ruszyła się z miejsca. A on nie chciał, by widziała przykuty do łóżka szkielet dziewczyny, która kilka lat temu była gwałcona tak długo, aż śmierciożerca nie opadł z sił. Wchodzenie tam było robotą dla jej durnego szefa, który do niczego się nie nadawał. 
Odeszła szybko przechodząc przez hol. I wtedy zrozumiał, że trzymał się od niej w tej chwili o wiele za daleko. To był duży dom i te dwadzieścia metrów to naprawdę było bardzo dużo. Zwłaszcza, że chodziło o nią. 
Usłyszał, że jej obcas wydał inny dźwięk uderzając o posadzkę i nim zdążyła usłyszeć jego zduszone "Nie!", była przyszpilona do ściany. Drżąc ze strachu od tej porażającej szybkości, wpatrywała się w Dracona, który trzymał ręce po obu stronach jej głowy i cały rozstawiony był tak, by ochraniać ją własnym ciałem. I właśnie to robił. 
A Mroczny Znak palił.
Nie wiedziała dlaczego z uporem maniaka on wpatruje się w ziemię, dopóki nie zobaczyła za nim butelkowozielonej energii, która przypominała błyskawicę. Coś jak zaklęcie, ale jakby większe i jaśniejsze. Chciała się ruszyć, by zobaczyć dokładniej, ale wydawała się być spetryfikowana przez jakieś zaklęcie. Zaklęcie, którego nie znała. 
- Nie ruszaj się! - syknął, przenosząc na nią wzrok. 
Jego oczy miały tak intensywny odcień szafiru, że niemal zachłysnęła się powietrzem. A oprócz tego szkliły się jak w wysokiej gorączce. Nagle napiął się cały, a urok za nim zniknął. Wtedy poczuła, że znów może się ruszać. 
Wtedy coś się zmieniło. Stał tam z nią przygwożdżoną do ściany, ich nosy niemal się stykały, a on patrzył w jej oczy. A jej serce biło szybko i mocno, i to już nie był strach. To było coś, o czym nie wiedziała, że w sobie ma. I oboje chcieli się ruszyć by to przerwać, ale żadne z nich nie miało w sobie aż tyle motywacji. 
A on powinien ją mieć. 
On musiał ją mieć. 
Przypadkiem dotknęła ramieniem jego odsłoniętego lewego przedramienia - własnie tego, które tak bardzo ją brzydziło; tego, na którym widniał Mroczny Znak. Odskoczyła od niego natychmiast mocno uderzając o ścianę. Sparzył ją. Spojrzała na Malfoya, ale on znów wpatrywał się w podłogę. Poruszyła się ciekawa tego zjawiska. Świece, które wcześniej pozapalała, dawały wystarczająco dużo światła, by zauważyć, że tatuaż nie jest ani odrobinę ciemniejszy. Jest dokładnie tak samo wyblakły jak u innych śmierciożerców po zniszczeniu Voldemorta. 
Nim zdążył zareagować dotknęła go, a potem krzyknęła głośno. Ledwie stojąc na nogach płakała z ogromnego bólu. Jej prawa dłoń była spalona po same kości. Zostałam kaleką - pomyślała, a nogi się pod nią ugięły. I kiedy niemal straciła przytomność, poczuła zimny dotyk na swojej dłoni. Powinna była krzyknąć z bólu i gwałtownego zimna, ale nic takiego nie zrobiła. Z dłoni Malfoya wydobywało się białe światło, a na jej dłoń spływało zimno i choć było delikatne, to idealnie chłodziło. Wtedy zobaczyła jak kości przybierają zdrowy kolor, mięśnie odrastają, w żyłach zaczyna krążyć krew, aż w końcu rana całkowicie się zamyka. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w spiętego chłopaka, który wciąż trzymał jej dłoń w swoich. A potem cały się napinając wziął głęboki wdech i chłód leczący jej dłoń ustał. 
Po jego policzku spłynęła zła.
Hermiona miała wrażenie, że cały jej świat się rozsypał. Ten podły, nieczuły, arogancki, cholernie milczący, inteligenty, pyszałkowaty, arystokratyczny dupek, właśnie pozwolił sobie przy niej na płacz. Ale nie chciał współczucia czy pomocy, po prostu nie zdołał go ukryć. I miała wrażenie, że z jakiegoś powodu teraz nie współczuje mu po raz pierwszy w życiu. I nie rozumiała tego. Ale, z jakiegoś powodu, mimo tego wszystkiego co jego mroczna skaza jej zrobiła, nie bała się jej. I chciała dotknąć jeszcze raz, ale bała się, że to dziwne zaklęcie, do którego nie użył różki, mogłoby ponownie nie zadziałać. 
- Dlaczego on... taki jest? On...parzy... 
Nie Hermiono, on pali - pomyślał. 
- A to miejsce nie jest nawet delikatnie czerwone. To... Ty nigdy tak... Tak nie powinno być - poprawiła się, choć sama nie wiedziała dlaczego. 
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał z nieodgadnionym dla niej błyskiem w oczach. Co pamiętasz, Hermiono? Co pamiętasz? - myślał wpatrując się w nią intensywnie. 
- Masz rację, nie mogę - odpowiedziała zasmucona, choć sama nie wiedziała z jakiego powodu tak jest. 
- Chodźmy stąd. Nic tu nie ma - powiedział gwałtownie i szorstko, i łapiąc ją za ramię teleportował ich. 
To była druga łza tego dnia, ale o tym już nie wiedziała. 


*


Domyśliłem się, że to coś o dziwnych kształtach, poupychanych meblach gdzie się da i kolorowych, głównie rudych dodatkach, to salon Weasleyów. Hermiona stała po środku jakiegoś przypadkowo uformowanego przez mieszkańców Nory koła. Łasic był purpurowy na twarzy, a Ruda przytulała się do Pottera jakby bolała ją głowa. 
Zawsze uważałem, że ten debil powinien być z Lovegood, to kretyn wybrał Wesleyównę. 
- Jak się bawiłaś w Hogwarcie, co?! - kpił rudzielec. - To był świetny rok! - zaszczebiotał markując jej głos. - Dobrze ci było dawać dupy innemu? Dobrze?! - krzyczał, ale nie zbliżył się do niej nawet o krok. 
Wtedy zobaczyłem, że Hermiona zrozumiała skąd to zbiegowisko. I nigdy, nigdy jeszcze nie widziałem jej tak zranionej. A "crucio" Bellatrix i jej krzyk pod nim było moim największym piętnem. Jakby ktoś ją zdeptał, skopał, zgwałcił, przeklął, zniesławił, a potem zgwałcił jeszcze raz. 
- Zmieniłaś się. - powiedział zimno. - Prosiłem, żebyś nie wyjeżdżała. Mówiłem ci, że tak będzie lepiej. Ale nie, ty musiałaś! Bo ciebie nie obchodzi, nawet jak kogoś kochasz, czy on zostanie sam czy nie! Wolałaś się bawić w najlepsze! Nie obchodziło cię co wszyscy przechodzimy, nie! Balowałaś w Hogwarcie z jakimiś szmaciarzami! 
Widziałem jak coraz bardziej kurczy się w sobie. Nikt jeszcze tak nie zmieszał jej z błotem. Co więcej, w porównaniu z moimi szlamami, to było kłamstwo. 
- Jesteś zwykłą dziwką - wysyczał. 
Widziałem jak patrzy na wszystkie twarze, jak w każdej poza jedną widzi to, co u Rona - nienawiść i odrazę. 
Oczy Harry'ego były puste. 
A ona nie zaprzeczyła. 
- Wynoś się stąd. 

- Potter! - ryknąłem wpadając do jego gabinetu, prawie przy tym wyrywając drzwi z zawiasów . - Co to, do jasnej cholery, miało być?! 
- Ale o czym ty mówisz? – zapytał kompletnie zdezorientowany i wyciszył pomieszczenie. 
- Zostawiłeś ją! 
- Powiedziała ci? - szepnął. Jego oczy stały się bardziej szmaragdowe, a potem zagościł w nich smutek, żal, bezczynność i poczucie winy. 
- Pokazała. 
Harry opadł na krzesło i schował twarz w dłoniach. 
- Wiesz, że nie chciałem – powiedział. 
- Wiem. Ale i tak to zrobiłeś. Tyle razy mi powtarzałeś, jaka to przyjaźń jest ważna i jak bardzo trzeba ją pielęgnować, a ty ją, tak po prostu, zostawiłeś samej sobie! 
- Ale potem coś zrozumiałem i powierzyłem jej życie w ręce swojego najlepszego przyjaciela. Twoje.
Wpatrywałem się w niego długo, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. 
- Okłamałeś mnie. Byłeś tam. Widziałeś wszystko i słyszałeś wszystko, co on powiedział.
Potter odwrócił wzrok.
- Wiesz, że mógłbym zabić go gołymi rękami. I wiesz, że nie zdążyłbyś nawet zareagować. 
- Nie jest wart ginąć z takiej ręki jak twoja - powiedział smutnym głosem. Nie pozwalał mi ruszyć Weasleya, ale jednocześnie wiedział, że gdybym chciał mu coś zrobić, to by mnie nie powstrzymał. W pewien sposób on zawsze będzie jego przyjacielem. - Nigdy niczego nie będę żałować tak, jak tego. 



Wszedł do swojego apartamentu przerażony tym, co mogło się stać. Oparł się o drzwi, a wtedy zauważył, że jego matka siedzi na krześle. Widząc jego minę podeszła do niego. 
- Draco... 
Ruszył się z miejsca, a potem wpadł jej w ramiona i rozpłakał się. Upadli na podłogę, a on wtulił się w nią jeszcze mocniej i ciągle szlochał. Narcyza tuliła go do siebie chcąc ochronić go przed całym złem świata, ale tutaj pomóc mu nie mogła. Bo miłość nie była złem. 
- Draco, co się stało? - szepnęła trzymając go mocno, by przestał drżeć. 
- Ona... Było tak blisko, by zginęła. Mamo... tak blisko! - Narcyza wiedziała, jak on cierpiał. Wiedziała to bardzo dobrze. - A potem... Ja prawie... Ona jest moją siostrą... Nie wolno mi... 
Draco płakał z bezsilności, strachu, rozpaczy... Zupełnie jakby znów miał naprawić szafkę zniknięć. Zupełnie jakby znów nie miał wyboru. Zupełnie jakby znów był słaby. A teraz wszystko co musiał zrobić, to trzymać się od niej z daleka. Ale nie potrafił. I nawet tego nie chciał.
- Draco, będzie dobrze - szeptała Narcyza tuląc do siebie swojego dorosłego syna, jakby znów był małym dzieckiem. - Nie płacz, Draco. Wszytko będzie dobrze, wszystko się ułoży. Obiecuję ci Draco - powiedziała całując go w czubek głowy. - Obiecuję.

Pamiętaj!
ten post wspiera akcję:

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam scene poszukiwania mitycznego kielicha, ktory okazuje sie byc kapciem. To zdecydowanie mnie ubawilo, ale chyba jeszcze bardziej lubie scene, w ktorej opisalas ich sesje. A tak swoja droga facet ma niesamowita samokontrole, naprawde pelen podziw dla niego. Ale nie na tym chcialabym sie skupic bo zdecydowanie tutaj najbardziej uwielbiam wspomnienie miony w salonie Weasleya i moment, w ktorym Draco przygwozdzil ja do sciany. Sa po prostu absolutnie fantastyczne i genialne, ale wie tez, ze nie o nie chodzilo. Powiedzialam ci juz, ze to jest jeden z lepszych rozdzialow jakie napisalas tutaj ostatnio. Ciekawa jestem konca tej historii - naprawde. Zastanawiam sie jak wybrniesz z odpowiedzia na wszystkie pytania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto jestem teraz zrozpaczona poryczałam się jaj głupia a teraz snuje się po domu i mam tylko czarne myśli na razie nie jestem w stanie tego skomentować -_-

    OdpowiedzUsuń
  3. O Matko! Nadal nie mogę przeżyć tego, że ona jest jego siostrą. Po prostu mnie tak samo boli moje serce jak serce Draco!
    Ale do rozdziału: doskonale opisane emocje (co sprawia, że jeszcze bardziej boli mnie to, że są rodzeństwem). Podziwiam też samokontrolę Draco, która nieco została nadszarpnięta i, gdyby nie Hermiona to nie wiadomo co by się stało. Kolejną sprawą jest to, że on nadal ją kocha, a ona o tym nie wie. I nie może się dowiedzieć. To najgorsza rzecz jaką on musi przeżywać. Kochać, mimo że nie może tego robić.
    Mam tyle pytań i dalej się zastanawiam nad zakończeniem, o czym ostatnio mówiłam.
    Pozdrawiam, życzę weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Poem

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i komentuje. I mój komentarz jest więcej niż pozytywny!!! Genialne!! Rozdział z jego perspektywy i nagle wszystko ma sens!! A te jego rozterki.. Mam nadzieję że na końcu będą razem... Tak mi przykro jak czytam o tym jego bólu rozpaczy i nic nie da się poradzić!! Znaczy ją nie mogę nic wymyślić.. I ta ostatnia scena gdy on wpada w ramiona matki.. Nie słodkie i pedalskie.. Właśnie oddaje całą jego męskość i siłę.. Niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej w tym rozdziale podoba mi się scena z rozmową Narcyzy i Draco.
    "Wiem jak ją uwieść. I wiem, że tylko tyle mogę. Bo zniszczono w niej całą miłość jaką miała." Nie mam pojęcia, co ty masz w głowie, że tworzysz takie piękne rzeczy :) Podoba mi się, że starasz się oddać te wszystkie emocje, towarzyszące bohaterom tak, aby były one dla nas jak najbardziej widoczne. Wspomnienie ich wspólnej sesji wyszło ci genialnie, a Hermiona "zdeptana" przez Weasley'a w Norze - cudowne :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatni akapit był niesamowity. Ja podpisuje się pod każdym komentarzem powyżej. Nic dodać nic ująć jeden z najlepszych rozdziałów.
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny nastrój, niesamowite emocje. Mi też pociekły łzy. Mam ogromną nadzieję, że tak naprawdę nie są rodzeństwem, że to była wielka pomyłka. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Jak zawsze życzę weny, którą z pewnością masz:)

    -AGS

    OdpowiedzUsuń
  8. Nadal nie potrafię pogodzić się z tym, że Draco to jej brat. Gdzieś w głębi siebie dalej mam nadzieję, że jakoś to odkręcisz :D Świetny rozdział, który niesamowicie budzi emocje. Płakałam jak go czytałam - i jeszcze ta piosenka Emeli. Rozdział pokazuje również jak bardzo jesteś mądra i oczytana :D Urzekł mnie cytat z 50 twarzy Greya(książka, którą mnie urzekła i którą obecnie czytam w tajemnicy przed mamą, bo: "to nie jest książka dla ciebie, jesteś za mała!").
    Rozdział świetny, ale to już pisałam i nie napiszę więcej, bo nie potrafię :< Za wiele emocji we mnie wywołał :)
    Pozdrawiam, Sectumsempra

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze mówiąc to się pogubiłam w tym opowiadaniu. Trochę za szybko to wszystko się dzieje.

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic