niedziela, 18 sierpnia 2013

Część XXVIII

Ten post wspiera akcję:

Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. I odkryłam, że Draco, którego sobie stworzyłam, nigdy nie był mi tak bliski, jak teraz.
Ten rozdział chciałbym zadedykować dwóm, ważnym osobom w moim życiu - choć niczego to nie zmieni.

Chcę też bardzo podziękować, za to, że mój debiut w tematyce Dramione osiągnął ponad 1000 wyświetleń. To wspaniałe! 
Dziękuję.



28.
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. Więc jeśli ktoś zapyta cię dlaczego kogoś kochasz, a ty udzielisz mu takiej odpowiedzi i on nie zrozumie, to znaczy, że nigdy naprawdę nie kochał.

"Gdy puszczamy wolno coś na czym bardzo nam zależy, liczymy, że nasze poświęcenie zostanie wynagrodzone. Nie tylko przeznaczenie zsyła nam prezenty, czasami to ktoś z naszych bliskich. Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść." 
Autor nieznany

Leżał na łóżku wpatrując się w sufit, a czas mijał w zastraszająco wolnym tempie. Mógłby stąd wyjść i zrobić cokolwiek zechciał, ale czego by nie zrobił, to nie powstrzyma go przed myśleniem o niej. O nim. O nich.
Zgiął jedną nogę w kolanie, co tylko uwydatniło perfekcyjnie wyrzeźbiony kaloryfer na jego odsłoniętej klatce piersiowej. Zakrył na chwilę twarz dłońmi mając nadzieję, że dzięki temu choć na chwilę świat zniknie, a potem z głębokim westchnięciem przeczesał włosy palcami.
- Masz - powiedział Harry, który właśnie pojawił się w jego apartamencie i teraz podstawiał mu butelkę Ognistej Whisky pod nos. - Może ci się przydać.
Wziął ją nawet na niego nie patrząc i pociągnął zdrowy łyk. Harry tym czasem, ze swoją butelką, wygodnie położył się obok niego.
- Ile muszę wypić tego cholerstwa żeby się upić i zapomnieć?
- Dużo...
- Ile?
- Musiałbyś spróbować się w tym utopić.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że to niemożliwe - powiedział z nutą rozpaczy, a potem napił się jeszcze raz i upuścił na ziemię pustą butelkę. - Dawaj następną.
- Chcesz mnie puścić z torbami?
- Dawaj następną, Potter - powiedział, wyciągając rękę po flaszkę.
- Kiedy przestałeś spać?
- Po miesiącu straciłem rachubę.
- Ale teraz jest łatwiej niż wtedy... - Choć nie zabrzmiało to jak pytanie, było nim.
Spojrzał na Pottera i wpatrywał się w niego długo.
- Trudniej. Wtedy nie potrafiłem zamknąć oczu ze strachu, teraz... Teraz nie potrafię przestać myśleć. Nawiedzają mnie wspomnienia nawet ze szkoły. Ale boję się, Potter. Cholernie się boję.
Harry się spiął. Draco już nie bał się niczego. Niczego!
- Boję się, że to co mi się przyśni... Że będę chciał zostać w tym na zawsze.
A będę mógł - choć nie wypowiedział tych słów na głos, oboje wiedzieli, że tam ich miejsce.
- Kochasz ją...
Harry dopiero w tej chwili uświadomił sobie jak te słowa skierowane do niego są inne, niż te w kierunku Rona. Nawet sam ton jakim to wypowiedział. Co stało się z jego najlepszym, rudym przyjacielem?
- Powiedziałbym ci, że kocham ją zbyt mocno, ale to byłoby kłamstwo.

- Pamiętasz nasz pierwszy trening?
- Robisz się sentymentalny.
- Trudno.
- Pamiętam, Potter. Pewnie, że pamiętam. Patrz.
Harry utkwił wzrok w suficie, który choć jeszcze chwilę wcześniej był śnieżnobiały, teraz przypominał ekran w kinie. Na ścianie pojawiały się kolorowe i ruchome obrazy. A oprócz tego w ich głowach huczały głosy. Te wypowiedziane naprawdę, myśli tamtej chwili i wszystkie inne dźwięki, jakimi matka natura obdarzała ich w tamtym momencie. Wyglądały jak film, ale były wspomnieniami.
- Jak to zrobiłeś?
- Połączyłem nasze wspomnienia, a to dało naprawdę dobre spojrzenie z boku.
Przyglądali się młodszym wersją siebie. Ich ciała nie zmieniły się ani trochę - poza wyrazistością koloru oczu i większymi mięśniami. Draco opierał się o stary buk z założonymi na piersi rękoma i z kpiarskim uśmiechem przyglądał się Harry'emu, który próbował przywołać patyk leżący dwa metry od niego. Bez różdżki.
Harry przypomniał sobie pierwszą lekcję latania. Wtedy było dużo łatwiej, wystawił rękę, powiedział "do mnie!" i dzięki wrodzonemu talentowi jego pięść natychmiast zacisnęła się na trzonku miotły. Patyk natomiast nawet nie drgnął.
Wtedy w jego głowie zabrzmiały rozważania Malfoya, na dokładnie taki temat, jaki przed chwilą kontemplował. Że też pamiętał tamtą lekcję tak dobrze - pomyślał zirytowany.
- Drań - mruknął.
- Teraz będzie mój ulubiony fragment.
- Ten, w którym zawisasz na tym drzewie, a twoje gacie opadają na ziemię? - zapytał złośliwie.
Dracon spojrzał na niego i uniósł jedną brew z kpiarskim uśmiechem.
- Chciałbyś. 
A potem widzieli jak patyk, który Harry swoją siłą woli usilnie próbował dostać w swoje ręce podskoczył, a następnie odleciał metr dalej. Dracon z sufitu wybuchł śmiechem i zgiął się w pół. Ten z łóżka wydał z siebie dźwięk pomiędzy rozbawieniem, a prychnięciem. A Harry wiedział dlaczego. 
- Z czego rżysz, Malfoy?
- Z ciebie. Nie potrafisz nawet przywołać patyka. Zawsze byłeś beznadziejny w zaklęciach, ale to już przegięcie.
Rozjuszony, rzucił na niego niewerbalne zaklęcie rozbrajające. Po czym zobaczył jak ono odbija się od tarczy Malfoya.
- Z różdżką każdy głupi potrafi, Malfoy - wycedził.
Draco uniósł jedną brew i uśmiechnął się chytrze.
- Potter, kretynie, idź i zobacz jaki patyk do ćwiczeń ci przyniosłem.
Zdezorientowany zamrugał dwukrotnie, a potem przeszedł kilka kroków i zobaczył, że na trawie leży różdżka Ślizgona, jakieś dziesięć metrów od swojego właściciela.
- Weź pokaż coś lepszego - powiedział zirytowany Harry.
Obrazy na suficie zawirowały, a potem pokazały obraz, od którego szatynowi zjeżyły się włosy na głowie.
- Skąd masz to tak dokładne?
- Od reszty osób, które tam były. Bardzo dokładnie wyselekcjonowane. Na przykład z Jego punktu widzenia będzie tylko fragment przed zobaczeniem gwiazd.
Ciemne, duże pomieszczenie było ciasne od przebywających tam postaci w pelerynach, którzy oświetlali sobie otoczenie bladym światłem płynącym z różdżek.
- Cholera, Potter! Mówiłem "pół cala kroku"!
A potem akcja potoczyła się już błyskawicznie.
Krzyki, uroki, szamotanina.  Potter był w potrzasku i tylko Malfoy o tym wiedział. A jego wybór był prosty. Potter to była jedyna osoba, która dawała mu immunitet. Bez niego jego spokojne życie stałoby się znacznie trudniejsze. A bez Mrocznego Znaku Harry się stamtąd nie wydostanie.
- Wałkowaliśmy to tyle razy, Potter. Godzinami przesiadywaliśmy nad planami tego pomieszczenia. Dokładnie ci powiedziałem, jak masz chodzić, i że masz nawet nie myśleć, by zrobić coś po swojemu. Więc po jaką cholerę zrobiłeś pełen krok?! 
Czas nie umniejszył jego złości. Wciąż był tak samo zły o ten brak subordynacji jak wtedy. Brak posłuszeństwa był dla niego najgorszą możliwą rzeczą. Ostatnie lata nauczyły go tego jeszcze bardziej, bo jego brak mógł przypłacić życiem. Potter wtedy naraził ich wszystkich.
- Żeby teraz móc patrzeć jak rozwalasz Ronowi szczękę - powiedział spokojnie, ale kąciki jego ust zadrgały w uśmiechu.
Draco wywinął się z zapaśniczego uścisku najmłodszego syna Artura Weasleya, który choć trzymał go mocno był równie przerażony co inni. Wykręcił się z jego ramion, a potem uderzył go z pięści w szczękę. Mocno. Ta chrupnęła, a on zwijał się na podłodze z bólu.
- Niezły cios - pochwalił przyjaciela Harry.
- Dzięki. Hermiona mnie nauczyła.
Harry uśmiechnął się na wspomnienie z trzeciej klasy, kiedy Harmiona nieomal złamała nos trzynastoletniemu wówczas Debilowi Malfoyowi.
A potem zobaczył jak wyrywa Ronowi różdżkę i torując sobie nią drogę biegnie do niego. Harry nigdy nie widział tej historii, nigdy nie zaglądał do czyjegoś umysłu, kiedy już potrafił to zrobić, by ją poznać. Ale teraz, teraz zrozumiał ten szacunek jakim wszyscy aurorzy zaczęli darzyć go po tym wydarzeniu. Tam wcale nie chodziło o to, że on go uratował, bo każdy z nich wmawiał sobie, że jest w stanie pomóc Złotemu Chłopcu. Chodziło o to, jak sprawnie pozbywa się przeszkód z drogi. Biegł szybko i wymachiwał różdżką, odsuwając ludzi na boki, rozbrajając uroki czy blokując pułapki. Zdawał skupiać się tylko na biegu, by mógł zdążyć na czas. Był tak szybki i zwinny jak żaden z nich. Ale jego ruchy pokazywały jak ważne było to pól cala, którego on wtedy nie zrobił. Bo on nie tylko biegł, on też skakał, robił gwiazdy i piruety, omijając w ten sposób różnorakie pułapki i wymyślne, bolesne uroki.
- Gdybyś mi to wcześniej pokazał, to szybciej bym się zgodził żebyś ze mną ćwiczył...
- Właśnie nie, odmówiłbyś z zazdrości.
Cholerny gad, znowu ma rację  - pomyślał.
A kiedy potem oglądał jak on wpada do pomieszczenia, w którym był - i używał zaklęć, prosto ze śmierciożerczych szeregów, by go wybronić, - nie tylko stanął jak osłupiały zamiast dalej się bronić, to jeszcze kazał mu uciekać i grozić mu okropną karą za niesłuchanie jego rozkazów. Do chwili, w której Draco rozciął sobie dłoń, a potem pomazał nią Mroczny Znak i wystawił lewe przedramię wprost w jeden z nadlatujących uroków. Zaklęcie odbiło się, a potem wszystko ustało.
- Potter, jesteś idiotą - powiedzieli Malfoyowie jednocześnie - ten leżący na hotelowym łóżku i ten ze wspomnienia.
Harry przemilczał usłyszenie tej uwagi raz jeszcze, bo coś ważniejszego zaprzątało jego głowę.
- Malfoy?
- Mhm - mruknął, dając mu tym samym znać, że słucha, ale dalej wpatrywał się w przesuwające się po suficie wspomnienia.
- Nigdy ci nie podziękowałem za tamto - szepnął i pociągnął spory łyk z prawie już opróżnionej flaszki.
- Nigdy - powiedział wypranym z emocji głosem, prosto w przestrzeń. 
- Dlatego...
- Nigdy nie chciałem za to twojej wdzięczności - bezpardonowo wszedł mu w słowo.
- Dziękuję.
Draco spojrzał na przyjaciela.
- Chciałem, żebyś żył.
Napili się whisky i w tym samym momencie odrzucili puste butelki, by w ich rękach natychmiast pojawiły się nowe.
- On wtedy... On nie zamierzał się ruszyć. Twój najlepszy przyjaciel nie chciał ci pomóc.
- Powinienem powiedzieć, że to dobrze, że chciał ratować swoją skórę, ale jakoś nie chce mi to przejść przez gardło. Z drugiej strony, gdyby nie ty, zginąłby tak czy siak. I to nie jest mój najlepszy przyjaciel. - Harry zamilkł na chwilę szukając właściwych słów i jednocześnie zbierając się na odwagę. - Malfoy... Ja... eeee... Ja... no wiesz... Ja... eeee...
- Co Potter?
Doskonale wiedział, co chce powiedzieć, ale uwielbiał patrzeć jak się jąka.
- Ja chciałem... Ten, tego... Ja... eeee.... podziękować ci chciałem.
- Potter... Za dużo whiskey, jesteś sentymentalny.
- Zamknij się, Malfoy. - Nagle całe jego skrępowanie zastąpiło zirytowanie, bo ten idiota musi mu przerywać kiedy ten stara się powiedzieć coś naprawdę ważnego. - Chciałem ci podziękować za... eee... Hermionę.
- Potter...
- Za to, że jej broniłeś, chroniłeś - co właściwie wciąż robisz. Za to, że znalazłeś jej rodziców, że wróciłeś im pamięć i wyjaśniłeś tą beznadziejną sytuację. I dziękuję za to, że... eee...
- Potter, poważnie nie...
- Dziękuję, że ją kochasz.
- Co? - Draco aż usiadł. Tych słów nie oczekiwał. Ale tylko dlatego, że wcale ich nie chciał. I oboje wiedzieli dlaczego.
- Bo on nigdy jej nie kochał...

- Masz jeszcze coś?
- Mam...
Obrazy na suficie znów zawirowały, a sekundę później Harry usłyszał w swojej głowie przeraźliwy krzyk i widział jak Dracon upada na kolana płacząc z bólu.
To był czas, w którym ich ciała bardzo się zmieniły - stały się odporne, silne, szybkie i niezmienne. Poza oczami. W tych wspomnieniach były dokładnie tak wyraziste jak są teraz. Wręcz płomienne w swoich morskich kolorach. Malfoy od kilkunastu dni skarżył się, że jego mroczny znak pali, jakby Czarny Pan znów był wśród nich. Ale tamtego dnia nie testowali swoich umiejętności. Tamtego dnia sprawdzali czym one są.
Oboje potrafili rozpoznać czarną magię. Ten sposób w jaki działa na ciało, jak pobudza całe zło, które choćby było głęboko, głęboko w twoim wnętrzu, wydostaje się na zewnątrz i chce tam pozostać. Widzieli jak zmienia się cyrkulacja powietrza dzięki niej i jak inni na nią reagują. I byli więcej niż pewni, że to nie było to. Bo to co czuli z każdym kolejnym treningiem coraz mocnej, było dokładnym przeciwieństwem strachu, bólu, samotności, rozpaczy czy zniewolenia. I gdyby tamtym uczuciom można było przypisać kolor byłyby czarne. Czarne i gęste - jak smoła. A oni czuli się delikatni, szczęśliwi, lekcy jak piórko. Mieli wrażenie, że unoszą się na puszystym obłoku. I nie potrafili pozbyć się wrażenia, że przez ich ciało przepływa biała siła. To jak ciepło, miłość i bezpieczeństwo jakie roztaczał wokół siebie patronus, tylko większa, choć nie przytłaczająca, i towarzysząca im cały czas.
Zaskakiwało ich tylko, że nie odkrywali swoich umiejętności przypadkowo. Wrażenie było takie, jakby od zawsze wiedzieli, że je posiadają. Jakby z tyłu głowy każdego z nich były dodatkowe zmysły, których istnienie zawsze w sobie podejrzewali, a jednak nigdy nie upewnili się, czy one na pewno tam są.
Tamtego dnia siedzieli nad jeziorem na terenie nowej posiadłości należącej do Malfoyów i wyczyniali różne cuda z krajobrazem, sprawdzając jak wiele potrafią. Byli tak pochłonięci wyrzucaniem wszystkiego w powietrze, w każdym znaczeniu jakie te słowa mogą mieć, że ich nad wyraz już czułe na dźwięki uszy, nie zarejestrowały biegnącego ku swojemu panu Smoka. A Harry samą siłą woli wyciągnął z pod ziemi korzenie wielkiego dębu i sprawił, że poleciały wprost na Malfoya i choć ten bez problemu odparł atak, to rośliny uderzyły w psa. Tamten skowyt Draco zapamiętał do końca życia.
Rzucił się w stronę swojego pupila, leżącego w kałuży krwi i uchodzącego z tego świata sekunda po sekundzie. Zawył zrozpaczony, to był jego najlepszy, najwierniejszy przyjaciel. Jego towarzysz. Jego oczko w głowie. Podświadomie wyciągnął ręce nad jego ciałem, choć nie klęknął przy nim. Marzył tylko o tym by jakimś cudem potrafił go uleczyć. By ta myśl, że potrafi to zrobić była prawdziwa. Jego dłonie rozświetliły się białym blaskiem, które wyraźnie uspokoiło jego psa. Jednak nim zdążył zauważyć, że jego dłonie leczą, z wrzaskiem upadł na kolona i jego dłonie straciły swoje leczące właściwości. Smok natychmiast zaczął skowyczeć. Zacisnął zęby i płacząc z bólu ponownie użył swoich dłoni.
- Draco, co ci jest?
- Mroczny Znak - wysapał.
- Co?
- Ta magia się z nim kłóci. Używanie jej sprawia, że on pali - wystękał.
- Jak bardzo? - zapytał?
- Normalny człowiek zginąłby z bólu - odpowiedział ciężko, ale użył więcej magicznej mocy, bo zauważył, że ciało Smoka naprawdę się leczy. Jednak oprócz tego ponownie krzyknął z bólu. I krzyczał tak długo, aż jego Golden Retriever nie był zdrów - dopóki jego oczy nie wyrażały cierpienia, a zmartwienie bólem swojego pana.
- Dlaczego zachowałeś to wspomnienie? Nienawidzisz się za to!
- Żeby nigdy nie zapomnieć jak bardzo muszę być ostrożny - powiedział i jednym tchem obalił kolejną flaszkę bursztynowego płynu.
Harry wiedział, że on ma rację. Oni nie tylko byli maszynami do zabijania. Oni byli też niemoralnie wytrzymali. Jedna butelka Ognistej Whiskey wypita za jednym zamachem powinna sprawić, że wylądują w szpitalu na płukaniu żołądka, tym czasem oni po całej cysternie nie będą nawet pijani. Więc dlaczego pili? Bo jak już jakiś czas temu stwierdzili, że po prostu lubią ten smak. Choć podobno tak mówi każdy alkoholik.


*

Harry po raz kolejny zastanawiał się, co się stało z jego przyjacielem. Tym rudym, wiecznie głodnym, zabawnym chłopcem, który uwielbiał grać w szachy i Qudditch'a. Nic z niego nie zostało. Jego kompleks niższości wygrał tą wojnę. I pieniądze. Harry zawsze zastanawiał się też, czy gdyby on nie był Wielkim Harry Potterem, czy Ron jednak nie stałby się takim jak teraz. Ale jego słowa uświadomiły mu, że nie.
- To przez takich jak ta dziwka, moja rodzina zawsze była tą gorszą! To przez takich jak ona straciłem brata! To przez takich jak ona tak wielu zginęło! Gdyby nie było mugoli, gdyby nie było szlam świat byłby lepszy!
Na ułamek sekundy świat się zatrzymał. A potem w pokoju zrobiło się przeraźliwie zimno. Ale to nie były czary. To był chłód ich serc.
Nim Weasley zdążył zauważyć ich reakcję, Draco rozczapierzył palce przed swoją twarzą, a potem zacisnął ją w pięść. Ron krzyknął, upadł na kolona i tarzając się po podłodze dalej krzyczał w torturach jakich nie ma nawet w zaklęciach niewybaczalnych.
Oczy Harry'ego od lat nie były tak puste. Stracił przyjaciela. Stracił kogoś, kto był dla niego jak brat. Ale gdyby naprawdę nim był, akceptowałby jego bliskich i uczyłby się ich kochać tak, jak Harry. Ale on ich nienawidził.
- Nie zabij go - przykazał, jednak w tych słowach nie było cienia litości. - Bo zostanę rozwodnikiem.
- To najlepszy powód, dla którego powinienem to zrobić - odpowiedział Draco, głosem tak zimnym, że od samego tego rudzielec zaczął krzyczeć jeszcze głośniej.
Harry wyszedł nie odwracając się za siebie.
Tym razem palący ból w przedramieniu Dracona nie miał żadnego znaczenia.


*

Hermiona obudziła się roztargniona swoim snem, od którego nie potrafiła uciec. Śniła o malowniczej kawiarni, która zdawała się być utrzymana w surowym, ceglastym stylu, ale jednocześnie tonęła w kwiatach, dając ciepłą atmosferę. I choć tej nocy budziła się wielokrotnie, to sen zawsze wracał, ujawniając coraz więcej szczegółów. A ona gorąco zapragnęła tam wrócić. I teraz miała nadzieję, że to miejsce naprawdę istnieje, gdyż w ostatnim ze snów widziała zniszczoną przez czas tabliczkę z nazwą ulicy. Wiedziała, że to Prowansja, a od ludzi siedzących niedaleko niej słyszała jak wymawiają nazwę miasteczka. I naprawdę miała  nadzieję, że odnajdzie to miejsce, bo było jednym z najurokliwszych jakie kiedykolwiek widziała.
Ale było coś jeszcze. I tak naprawdę to właśnie to nie dawało jej spokoju. W swoim śnie siedziała w ogródku kawiarenki, gdzie towarzyszył jej Ron. Tylko cały, cały czas - nawet teraz - wydawało jej się, że coś jest nie tak. Że to nie on powinien z nią tam siedzieć. Że to nie z nim powinna była śmiać się i rozmawiać. A nawet, że coś w jej miłości do niego jest złe. A oprócz tego, była zła na siebie, że podobała jej się tak nieważna rzecz w nim jak to, w co był ubrany. Bo naprawdę wyglądał inaczej niż zwykle. Bardziej... mugolsko? Młodzieżowo, ale wszystko leżało na nim jakby właśnie wyszedł z pod igły. Wszystko co na sobie miał, podkreślało jego figurę i muskulaturę jego ciała. I wyglądał jak grzeszne marzenie...
A wtedy pomyślała o Malfoyu i o tym, że to właśnie on zawsze tak wygląda. Zła tokiem swoich myśli wyskoczyła z łóżka i zamknęła się w łazience. 
Nie pomyślała, że Ron nie ma takiej muskulatury.

Dracon usilnie starał się uciec od nieproszonych wspomnień i zazdrości. Nawiedzały go obrazy z tych wszystkich wyjść z Hermioną, za którą oglądał się każdy facet. Nie oszukujmy się, był Malfoyem - jedynakiem. Nigdy niczym nie musiał się dzielić i zawsze dostawał czego chciał. A Hermiony też chciał. Nie dotknąłby jej, gdyby sama tego nie chciała, ale pożądał jej od tego dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczył ją w krótkich włosach. Miał ochotę połamać ręce każdemu samcowi, który na nią spojrzał, ale ci, którzy w przeciwieństwie do niego mogli ją mieć, w jego oczach byli już martwi. Nie przypadkowo w takich sytuacjach zawsze działy się jakieś dziwne rzeczy, jak na przykład atakujące owady, wystające korzenie, przesuwające się krzesła czy inne temu podobne wypadki. Sam Draco natomiast zawsze wtedy miał ochotę coś zniszczyć, co najczęściej robił.
Z frustracji zaczął ciągnąć za swoje platynowe włosy jakby chciał je wszystkie powyrywać. Wtedy usłyszał, że Hermiona wychodzi ze swojego pokoju. I kiedy zerwał się by, oczywiście, ją śledzić, zdziwił się bardzo, bo weszła do jednego z ciemnych zaułków, chcąc się teleportować. Jednak ponieważ była dla niego teraz większą zagadką niż przed wypadkiem, musiał wniknąć w jej umysł, by zobaczyć do jakiego miejsca chce się przenieść. I kiedy je zobaczył, był pewien, że jego serce zabiło mocnej.
Teleportował się natychmiast, w taki sposób, by znaleźć się tam przed nią. Wszedł do środka i zajął miejsce, tak, by jeśli wejdzie do środka, nie zauważyła go. Hermiona weszła do kawiarni, akurat w chwili kiedy do Malfoya podeszła kelnerka. Dziewczyna była wręcz przytłoczona urodą tego miejsca. Zamrugała kilkukrotnie trzymając rękę na futrynie drzwi, a potem z szerokim uśmiechem weszła do środka. Marzyła, by móc dzielić swój zachwyt z Ronem, zastanawiała się nawet czy nie zgodziłby się zorganizować tutaj ich wesela. Co więcej, była przekonana, że się zgodzi.
Przechodząc przez główne pomieszczenie, w kierunku ogródka, nagle zerknęła na jednego z mężczyzn, który ściszonym głosem składał zamówienie. Była przekonana, że to francuz, gdyż jego usta poruszały się bardzo szybko. Odkryła też, że mężczyzna, na którego zerknęła, choć mogła zobaczyć go tylko z tyłu, jest bardzo podobny do Malfoya.
Cholerny, detektywistyczny instynkt - pomyślał zirytowany Draco, kiedy usłyszał w swojej głowie myśli Hermiony.
Zwariowałaś, wszędzie go widzisz. Nie zachowuj się idiotycznie - fuknęła sama na siebie i wybrała sobie stolik z najlepszym widokiem na lawendowe pole.
Właśnie Granger. Skup się na widoku - pomyślał.
Kiedy odkrył z jakiego powodu Hermiona pamięta to miejsce, aż jęknął. I to w dodatku z twarzą Wieprzleja zamiast jego! Koszmarna niedorzeczność - pomyślał i potarł twarz rękoma.
Draco nie mógł uwierzyć jak bardzo zachwyca ją to miejsce. Czy raczej nie chciał przyjąć do siebie, że kiedy była tutaj z nim on tak bardzo ją rozpraszał, że nie potrafiła się na niczym skupić, poza smakiem kawy. No i... Nie chciał się przyznać przed samym sobą, że wtedy wiedział, że tak było i po prostu go to bawiło. Teraz chciał, żeby to z nim się dzieliła swoim zachwytem, a nie z Ronaldem. Siostra czy nie - chciał ją znać. I chciał być jej bliskim.
Ucieknij ode mnie, a będę cię gonił. I znajdę cię. W tej chwili poprzysiągł sobie, że już nigdy nie odejdzie od tej zasady. Choćby nie wiadomo co miało być. Nigdy.
Pierwsza kwestia jest o tyle ważna, że on przez cały czas ze sobą walczył. Bo mógł zacząć z nią rozmawiać i spróbować się zaprzyjaźnić. Ale skoro ona nie wiedziała, że jest jej bratem, to mogła się w nim zakochać. Z kolei on nie mógł po prostu powiedzieć jej prawdy, bo dreszcz przebiegał mu po plecach na samą myśl, co mogłoby się wtedy stać z jej zdrowiem. Z drugiej strony, kochał ją jak kobietę. I mówienie dlaczego jest zbyteczne - kochał i już. Jeśli jednak miałby szukać powodu, dla którego nie potrafił wyplenić z siebie tego druzgocącego, w tej sytuacji, uczucia, to dlatego, że ona była do niego podobna. Nawet teraz, kiedy była delikatną marzycielką, zawziętą na niego i całą duszą kochającą innego.
Skąd to wiedział? Bo gdyby nigdy taka nie była, nigdy nie stała by się kobietą, w której się zakochał. A on nie kochał w niej poszczególnych elementów jej istnienia - kochał ją całą.
- Ron, - Usłyszał jak szepnęła sama do siebie, chwilę po tym jak dostał rachunek za swoje zamówienie; Ona nie zdawała się chcieć stamtąd wychodzić. - dlaczego nie potrafię pozbyć się wrażenia, że nie ma cię zawsze kiedy powinieneś być?
Ten smutny szept przesądził sprawę. Mogła być jego siostrą. Mogła kochać się w Ronie, mogła nawet kochać go całe swoje życie. I mogła Draco teraz nienawidzić, ale pewnego dnia pozna prawdę. I jak by jej nie odebrała - chce nauczyć się być jej bratem. Zbyt mocno tamtego dnia, na lawendowym polu, zapragnął mieć siostrę, by teraz trzymać się od niej z daleka. Zwłaszcza, kiedy cierpi. Wstał ze swojego stolika i nie bacząc na nic, po prostu przysiadł się do niej. Usiadł na przeciwko, a wtedy ona opluła go wodą, którą właśnie piła. Draco miał ochotę wybuchnąć śmiechem i płakać jednocześnie. To było tak podobne do niego...
- Co ty tu robisz? Śledziłeś mnie?!
- Nie - skłamał gładko i aż nadto przekonywająco, a ponieważ wiedział, że mu nie uwierzy, pokazał jej rachunek za swoje zamówienie. - Byłem tu kiedy przyszłaś.
Oczy Hermiony się rozszerzyły, kiedy uświadomiła sobie, że osoba, którą brała za Malfoya, naprawdę nim była.
- Skąd znasz to miejsce?
- Francuskie korzenie - odpowiedział natychmiast.
- I to ma tłumaczyć dlaczego znalazłeś się w tym miejscu? - zapytała podejrzliwie.
- To ma tłumaczyć dlaczego znam to miejsce.
Hermiona nie chciała wnikać dlaczego on tu jest. I dlaczego na siebie wpadli. Z nieznanego sobie powodu bała się odpowiedzi jakie mogłaby dostać na swoje pytania.
Byli tam jeszcze godzinę, którą spędzili w całkowitym milczeniu. Draco wydawał się zupełnie nie zwracać na nią uwagi, choć tak naprawdę uważnie śledził każdą jej myśl. Hermiona natomiast nie uważała, by on jej przeszkadzał, a raczej, że sama sobie przeszkadzała. Ciągle przyłapywała się na tym, że chce coś do niego powiedzieć. Zapytać o jakąś bzdurę i po prostu rozmawiać, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie - a w ich sytuacji wcale taką nie była. I kiedy już otwierała usta, by coś powiedzieć, opamiętywała się, gryzła w język i nic nie mówiła, zamiast tego zaczynała wiercić się na swoim miejscu. Było jednak coś, od czego nie potrafiła się powstrzymać - wpatrywanie się w jego Mroczny Znak. On ją przyciągał - jej wzrok i dotyk. Nie wiedziała dlaczego tak jest, a przede wszystkim nie chciała się tak czuć, ale ta myśl, że cała jego tożsamość zamyka się w tym niebezpiecznym tatuażu wręcz ją obezwładniała.


*

Podejść bliżej, nieco bardziej
Kiedy robię krok bliżej, uciekasz ile sił w nogach
Ja która cię kocham, nawet teraz jestem przy tobie
Ta kobieta płacze

Ona jest bardzo nieśmiała
Więc nauczyła się jak się śmiać
Jest wiele rzeczy, o których nie może powiedzieć najbliższej przyjaciółce
Jej serce jest pełne łez

Więc powiedziała
Że cie kocha, ponieważ jesteś taki sam
Kolejny głupiec, kolejny głupiec
Nie możesz mnie przytulić zanim odejdziesz?

Wyszedłem z kuchni i dobiłem do drobnego, kobiecego ciała. W jednej chwili wszystkie moje myśli skupiły się na tej dziewczynie, a mózg zaczął pracować na zwiększonych obrotach. Podświadomie czułem, że szklanka z sokiem pomarańczowym wyślizguje mi się z dłoni, ale nie wykonałem żadnego ruchu, by ją złapać. A powinienem był przede wszystkim cofnąć się i zniknąć stamtąd, jak najszybciej! Zamiast tego byłem jak wmurowany w ziemię i nie wiedziałem gdzie podziać oczy. I kiedy wykorzystując już kosmiczne pokłady silnej woli skupiłem wzrok, na jej drobnej, idealnie owalnej twarzy, zadałem jej najważniejsze pytanie.
- Gdzie masz szlafrok? - zawarczałem. 
Powiedzieć, że byłem wściekły to eufemizm. Czułem się jak ogromny wulkan, który zaraz wybuchnie i zniszczy wszystko na swojej drodze. Widziałem w jej oczach, że jest zaszokowana moim spięciem, ale i przerażona wrogością w moich oczach. Bo jak do cholery mam nie być spięty, kiedy ona wystawia całą moją dyscyplinę na próbę. Na coś, na co absolutnie nie byłem przygotowany! Cofnęła się o krok, bo wyraźnie się mnie bała - tej furii, tej nienawiści w moich oczach. 
Ale w tym wszystkim chodziło o mnie.
Dobiła do ściany. 
- Nie wiedziałam, że już przyszedłeś - szepnęła spanikowana, ale głos i tak jej drżał.
- Przecież kazałaś mi przyjść! - warczałem, powstrzymując krzyk, który dałby choć minimalny upust mojej złości.
- Nie sądziłam, że będziesz tak szybko. - Spróbowała się bronić, ale słysząc własne słowa zrozumiała jak bardzo są niedorzeczne.
Zamknąłem oczy i zrobiłem głęboki wdech próbując uspokoić swoją złość i rozochocone ciało. Ale mimo to nie potrafiłem się cofnąć.
Potrzebuję więcej cierpliwości do tej kobiety - powiedziałem w przestrzeń, szukając w sobie sił, i jak się okazało zrobiłem to na głos.
- Ty potrzebujesz cierpliwości?! Ty? - wydarła się.
Otworzyłem oczy. Domyślałem się, że tak zareaguje. I gdybym był cicho, to może teraz by tak nie wariowała. A to bardzo, bardzo rozpraszało...
- To ty jesteś nieszanującym ludzkiej prywatności Ślizgonem, dupku!
Ostatnie słowo wstrząsnęło ziemią... 
Przegrałeś, Malfoy.
Zrobiłem krok w jej stronę i oparłem ręce o ścianę po obu stronach jej głowy. Miałem wrażenie, że właśnie palę wszystko za sobą.
Moja bliskość rozproszyła ją na sekundę. Mogłem analizować dlaczego, ale to już bez znaczenia.
- Nie prowokuj mnie - wycedziłem patrząc głęboko w jej ciemne oczy.
- Ja cię prowokuję, ja? A niby czym? - krzyknęła, wymachując rękami.
Przegrałeś, Malfoy.
Pocałowałem ją gwałtownie, dając upust pragnieniu, które kotłowało się we mnie od miesięcy. A ona natychmiast się uspokoiła.

Podejdź bliżej, nieco bliżej

Przyciągnęła mnie do siebie, oplatając ręce wokół mojego karku i oddawała każdy pocałunek, z zaangażowaniem jakiego nigdy się nie spodziewałem. A ja zrozumiałem, że w żaden sposób nie będę próbował tego przerwać. Chwyciłem ją za uda, oplotłem sobie jej nogi wokół bioder i przyszpiliłem do ściany. Wplotła palce w moje włosy i ciągnęła delikatnie ich kosmyki, a ja zacząłem całować jej szyję tłumiąc jęk. Kiedy całowałem ją pod linią żuchwy jęknęła przeciągle, jednak chwilę później spięła się na sekundę. Wiedziałem, że to wtedy dotarło do niej co się dzieje, jednak oboje równie dobrze wiedzieliśmy, że nie przerwiemy tego, co zaczęliśmy.
Wyplotła swoje palce z moich włosów i zacisnęła je na mojej błękitniej koszuli. Pociągnęła ją w górę, a ja uwolniłem się z niej, w tym samym czasie, w której jej ręcznik zsunął się z biustu. Oplotłem ją ramionami i zaniosłem do sypialni, której drzwi zamknąłem kopniakiem. Oderwałem jej usta od swojego obojczyka i rzuciłem nią na łóżko. 
- A teraz, Granger, zrobimy to po mojemu - powiedziałem stojąc nad jej łóżkiem i spoglądając na nią z góry. Była tylko okryta ręcznikiem, w pasie.
Może i przegrałem, ale wciąż można się zabrać do tego we właściwej kolejności. 
Wspiąłem się na łóżko i zawisnąłem nad nią. Źrenice miała rozszerzone, oddech urywany, a jej serce waliło jak oszalałe.
- Ja się nie kocham, ja się pieprzę - zacytowałem jej styl życia.
Momentalnie straciła dech. Wiedziałem, że właśnie teraz czuje się naprawdę naga. Obnażona.
- Ze mną będziesz się kochać - szepnąłem, a potem zacząłem ją całować.
Poddała się temu i chwytając moją twarz w swoje dłonie chciała przyciągnąć mnie bliżej.

Podejdź bliżej, nieco bliżej

DOŚĆ!

Obudziłem się i poczułem na sobie jej wzrok, jednak nie dałem poznać po sobie, że już nie śpię. Wiedziałem doskonale o czym myśli i czego się boi, i nie dlatego, że mogłem wejrzeć do jej głowy, a dlatego, że to co się wydarzyło pokazało mi jak bardzo byłem ślepy. 
To, że podobam jej się fizycznie wiedziałem od miesięcy. Ale to, że jest we mnie zakochana...
- Twoje serce bije nierówno. - Zauważyłem to i postanowiłem dać jej odkryć, że nie śpię, jednak wciąż miałem zamknięte oczy. - Teraz dwa razy szybciej. - Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią.
Bała się i doskonale wiedziałem dlaczego. Dla niej byłem człowiekiem o sercu z kamienia, który nigdy nie pokocha osoby z jej pochodzeniem, bo i rzeczywiście, teraz to było jedyne co mogłoby stać na przeszkodzie. Ale tak nie było. 
- Boisz się? - udałem pytanie.
- Czego? - Była tak spanikowana, że nie wiedziała czy uciekać, czy od razu zapaść się pod ziemię czy jednak zostać i zachować twarz.  
- Tego, że wróci stary Malfoy - wykpi cię, a potem zostawi.
To było to, właśnie tego się bała. Że ktoś ją wykorzysta i zostawi. Bo już raz tego doświadczyła i wiedziała jak bardzo ją to zniszczyło. To to sprawiło, że mężczyźni stali się dla niej jak zabawki, które wyrzucała kiedy jej się znudziły; jak zabawki, którymi tylko ona mogła się bawić i które bez jej zgody nie mogły się nawet ruszyć. A teraz się zakochała i chciała kogoś przy sobie mieć nie z czysto fizycznej potrzeby, ale dla odczuwania bliskości tej osoby.
Naprawdę mi się udało. Naprawdę ją naprawiłem. Naprawdę się we mnie zakochała. 
Ale też jak mało mnie znała. Miała nadzieję, że nie będę gorszy niż On, ale nie potrafiła w to uwierzyć. I własnie dlatego najpierw miała chodzić na randki, a potem się ze mną kochać. A ona była pierwsza kobietą, która zrobiła na mnie wrażenie. Pierwszą, którą chciałem znać. Pierwszą, z którą chciałbym dzielić życie.
Pierwszą, którą kocham...

Chcę być kochana, mój drogi
Każdego dnia w moim sercu, w moim sercu
Krzyczę
Ta kobieta jest obok ciebie nawet dziś

Czy wiesz, że tą kobietą jestem ja?
Nie mów, że wiesz i mi to robisz
Ale nie możesz wiedzieć mój drogi, ponieważ jesteś głupcem


*

Tamta sytuacja z poparzeniem nie dawała Hermionie żyć. I sama ciekawość była tu naprawdę najmniej ważna, bo od tamtego czasu zaczęła poświęcać Malfoyowi wręcz obsesyjną uwagę. I wnioski do jakich dochodziła z każdym dniem coraz bardziej ją rozstrajały. 
Nawet w nocy nie potrafiła się odprężyć, gdyż nawiedzały ją sny o miejscach, w których nigdy nie była, ale kiedy odwiedzała je popołudniami, okazywało się, że wyglądały identycznie jak w jej śnie. Każdy detal. Nie to jednak nie dawało jej spokoju - w każdym z tych miejsc, w swoim śnie, była z Ronem. Ale i śniąc, i po obudzeniu zawsze miała wrażenie, że jest z nią niewłaściwa osoba. Kolejną myślą natomiast był Malfoy. Pojawiał się w jej głowie od tak - jakby miał z tym cokolwiek wspólnego.
Więc kiedy o nim nie myślała, to znów o nim myślała. Tylko... fizycznie. I zaczęła dostrzegać fakty, które do tej pory jej umykały. 
Nigdy się nie odzywał, jeśli sytuacja absolutnie tego nie wymagała i można powiedzieć, że to wiedziała od samego początku. Ale wcześniej nie dostrzegała, że wyraz jego twarzy kiedy milczy jest tak stały. Jakby chciał mówić, ale wciąż się powstrzymywał. I to nie przed obrzucaniem ją wyzwiskami, bo nigdy, nigdy nie spojrzał na nią krzywo, a naprawdę nie sądziła, że byłoby tak tylko dlatego, że Harry kazał mu być miłym. 
Zawsze łapał ją gdy się potykała lub coś co upuściła. Nigdy się nie spóźnił i nigdy nie wydawał się być zirytowany jej nieporadnością. Co więcej, odkryła, że albo chwytał ją, stawiał do pionu i natychmiast puszczał, albo trzymał ją zbyt długo - jakby wcale puszczać jej nie chciał. Zawsze w takich chwilach czuła jak bardzo jest spięty, bo choć wiedziała, że jest taki cały czas - nawet nie próbował grać, że jest inaczej - to wtedy stawał się aż sztywny. A mimo to, za każdym razem kiedy jej dotykał czuła jak prąd przeszywa jej ciało. I choć nie miało prawa tak być, to nie tylko tak było zawsze odkąd pozwoliła to sobie dostrzec, to jeszcze podobało jej się to. I przerażało ją to. 
Peszył ją wzrok Draco. Miała wrażenie, że on nie tylko spędził całe życie obserwując ludzi, ale że patrząc na nią widzi w niej rzeczy, których nawet ona w sobie nie dostrzega. Jakby znał ją najlepiej na świecie. W niezrozumiały dla niej sposób przewidywał każdy jej ruch, ale uważała też, że ta postawa, w której zdaje się jej nigdy nie słuchać, nie bierze się z ignorancji, a z tego, że on wie co chce powiedzieć. I, że wie to od dawna.
On stawał się dla niej coraz bardziej intrygujący. Nic, zupełnie nic o nim nie wiedziała, ale z jakiegoś powodu miała wrażenie, że gdyby zapytała - o cokolwiek - to powiedziałby jej wszystko. Ale bała się zapytać. 
Sny to było jedno. Jego zachowanie to było drugie. Razem, to dawało trzecie.
Nie potrafiła uciec od jego fizyczności. Przyłapywała się na tym, że myśli o tiku z włosami, jaki zapożyczył od Harry'ego, co jak zauważyła straszliwie go irytowało; na tym, jak delikatnie, a jednocześnie pewnie trzyma ją kiedy upada; na tym, że patrzy na jego usta i myśli, że wie jakby się czuła gdyby ją całowały; na tym, że śledzi sposób w jaki się porusza - delikatnie i z gracją; na tym, że trudno jej oderwać wzrok od jego torsu, kiedy zmoknie mu koszulka; na tym, że myśli o tym jak hipnotyzujący jest szafirowy kolor jego oczu; na tym, że chciałby częściej słyszeć jego męski głos. I na tym, że każdego dnia na nowo odtwarza w myślach jak ochronił ją własnym ciałem przed urokiem, który powinien był ją zabić.
Hermiony nic bardziej nie przerażało, niż myśl, że gdyby go poznała, to okazałoby się, że się w nim zakocha.


*

Promienie zachodzącego słońca wpadały do apartamentu, a Hermiona kołysała się w fotelu. Od jakiegoś czasu stawała się coraz bardziej niespokojna. Przez cały cholerny czas nie opuszczało jej uczucie, że coś jej umyka.
W roztargnieniu zaczęła bawić się swoim pierścionkiem zaręczynowym, a on zaabsorbował ją do tego stopnia, że ściągnęła go z serdecznego palca, czego nigdy do tej pory nie zrobiła, i zaczęła obracać go w paluszkach. Wtedy coś rzuciło jej się w oczy. Po wewnętrznej stronie był grawer. Przybliżyła pierścionek bliżej oczu, by odczytać napis.
Noli irritare Draco - nie drażnij Smoka.
Dlaczego taki grawer? - zastanawiała się intensywnie. I dlaczego napisał "smok" z dużej litery?
Z jakiej strony tego nie rozpatrywała, z każdej nie widziała w tym sensu. On nie znosił gadów. I to było takie ślizgońskie, co więcej, mogło kojarzyć się z Malfoyem. A potem coś kliknęło w jej mózgu i aż uderzyła się w czoło. Ron uwielbia smoki! Prawie tak samo jak jego brat Charlie. Uśmiechnęła się myśląc o tym przesłaniu.
Kocham cię Ron - pomyślała.
Ale tamto uczucie nie zniknęło.


*

Przemierzył za nią każdy cholerny kawałek Francji w poszukiwaniu relikwii, którą już dawno znalazł, ale ona nie posłuchałaby go nawet gdyby podetknął jej mapę pod nos. Teraz nadszedł czas, by ją tam zaprowadzić.



~ * ~

Muszę gorąco podziękować mojemu Koteckowi SweetChoco, która uzależniła mnie, i mówię to z sercem na dłoni, od Ogródka. To druga drama jaką oglądałam i druga do jakiej zapałam nieśmiertelną miłością. Polecam każdemu, kto lubi końskie zaloty i głównego bohatera - buca.
Dodam też, że piosenka z podkładu muzycznego, jest jednym z motywów przewodnich serialu.
Kotecku - gomap-symnida !


Nowa notka jeszcze w tym tygodniu!


Pamiętaj!
ten post wspiera akcję:

9 komentarzy:

  1. To chyba jeden z dłużysz rozdziałów jakie napisałaś, prawda? A może tak mi się tylko wydaje?
    Nie wiem...w każdym bądź razie rozdział jest przecudowny. Ta sytuacja bądź rozmowa między Harrym ,a Draco była taka żywa, realistyczna. Tak samo jak wspomnienia Hermiony - to jest to co lubię odczuwać podczas czytania czegokolwiek...
    No i gratuluję Ci tych 1000 wejść Szopciu :D
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie musze ci mowic jak bardzo sie ciesze, ze to ogladalas. Nie musze mowic jak sie ciesze, ze ci sie podobalo. Wiem, ze wiesz...a ja wiem dlaczego to zrobilas i jedyne slowo, w ktorym moge wyrazic wszystko to, co chce to - dziekuje.
    I od tamtego weekendu stale slucham tej piosenki, a nie robilam tego bardzo dlugo...bo jej slowa za bardzo rania. Ale teraz, teraz to juz nie ma znaczenia.
    Dziekuje ci moj szopie <3
    Ze jestes i stale grozisz mi smiercia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam i skomentuje. Nie będzie to najbardziej ambitny komentarz gdyż jestem padnięta... Bardzo mi się podoba jak zawsze zresztą. Cieszę się ze mionie się przypomina!! Tak bym chciała wiedzieć co się stanie jak sobie przypomni albo pewnie nie i najpierw się w nim zakocha a on będzie musiał ją odrzucać albo nie wiem. Plotę bez sensu. Jak mówiłam jestem zmęczona i do tego piszę na komórce. Chciałam tylko zaznaczyć ze bardzo motywuje mnie ten obrazek z tą całą akcja czytam-komentuje. Myślałam że inni podzielają moje.. motywację?! Ale nie widzę za dużo komentarzy... Może ludzie to pomijają? W każdym razie pewnie bym nie skomentowała gdyby nie to. Pewnie chciałabym zrobić to jutro ale bym zapomniała i ostatecznie... wiadomo. Coś mi się jednak udało z siebie wydusić
    Pozdrawiam
    ~arurka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Gratuluję 1000 wejść i życzę przynajmniej 2000 kiedyśtam :D

      Usuń
  4. Dobra stwierdziłam, że ze względu na tą akcję przydałoby się coś skomentować. Rozdział jest świetny. :) Najbardziej podobają mi się relacje między Harrym a Draco. Dzięki tym wspomnieniom doskonale widać jak to wszystko się działo. Byłam tak samo zaskoczona jak Draco kiedy Potter wyjąkał ostatnie podziękowania. Czegoś takiego się nie spodziewałam.
    Kiedy czytałam sny Hermony i jej przemyślenia, zaciskałam zęby by nie krzyknąć jak można być takim głupim. Boże, Ron i Hermiona to jest okropne. I to jest najmądrzejsza czarownica?
    Ten wypadek uszkodził coś jeszcze poza pamięcią? Szkoda mi Draco. To wszystko co się dzieje a on musi na to wszystko patrzeć.
    Po części przerażają mnie jego moce. Musi je ciągle kontrolować i uważać by sam się nie zabić.
    Czekam na cd ;)
    Pozdrawiam, weny życzę i zapraszam na moje blogi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jednak postanowiłaś pozostawić komentarz! Dziękuję:*

      Pozwolę sobie jednak na małe sprostowanie. To, że Draco I Harry ciągle kontrolują swoją siłę to fakt. Ten pierwszy robi to nawet bardziej. Natomiast uważać na siebie nie musi. Ani na Harry'ego. Oni są niezniszczalni. Jeśli umrą, to ze starości, ale sami będą musieli chcieć się zestarzeć.
      Pozwolę sobie zacytować tutaj fragment:
      "- Ile muszę wypić tego cholerstwa żeby się upić i zapomnieć?
      - Dużo...
      - Ile?
      - Musiałbyś spróbować się w tym utopić.
      - Mogłeś od razu powiedzieć, że to niemożliwe."
      Nie chodziło tutaj o to, że on nie chciałby się utopić, - bo na 99% rozważyłby taką możliwość - a o to, że to niemożliwe. Jego ciało funkcjonowałoby zupełnie normalnie, pod wodą czy w innej substancji.

      I nie, nic poza pamięcią - ale to i tak wiele zmienia.

      Gorąco pozdrawiam!
      Lizzy

      Usuń
  5. Uwielbiam tego bloga, naprawdę.:D
    Historia jest zachwycająca. a postać Draco..mrr.

    życzę weny.
    pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. świetnie piszesz! jestem ciekawe kiedy Hermiona w końcu sobie wszystko przypomni :) i czy będzie z Draco (tak wiem rodzeństwo) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O Matko! To jeden z najlepszych Twoich rozdziałów. Wzruszający, unikatowy, cudowny.... Muzyka idealnie komponująca się z tekstem. Jesteś moim mistrzem!

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic