środa, 27 czerwca 2012

Część II

Rozdział został zbetowany dzięki uprzejmości Aidi, której bardzo dziękuję.

2. Hermiona zamarła. Nigdy się nie lubili, ale nie życzyła mu źle. No i jak to możliwe, że nic nie napisali w gazetach? Fakt, Prorok - dzięki innej ekipie redakcyjnej – stał się o wiele rzetelniejszą gazetą, ale Malfoy’ów znał każdy.
- Czy… Czy Pan Draco... – nie wiedziała jak go nazywać, w końcu nigdy nie mówili sobie po imieniu.
- Nie - zaprzeczyła gwałtownie Narcyza. – Draco jest tutaj ze mną.
Hermiona odetchnęła głęboko - choć sama nie wiedziała dlaczego - jednocześnie będąc w jeszcze większym szoku, niż poprzednio. Jednym chlustem wypiła wodę ze szklanki stojącej na biurku, a potem gwałtownie opadła na swój fotel zbierając myśli. Malfoy ma rodzeństwo, to niesamowite! - myślała. Gdyby była jakąś pustą i nieczułą plotkarą zapewne od razu wysnułaby z milion teorii, dlaczego pani Malfoy pozbyła się swojego dziecka, zaczynając od tej, że dziecko było charłakiem. Ona jednak wiedziała, że sprawa ma głębsze znaczenie.
- Zapłacę ile pani zażąda, ale proszę mi pomóc. – Narcyza korzyła się przed brunetką, by ta tylko się zgodziła.
- Oczywiście, że zrobię co w mojej mocy - pośpieszyła z odpowiedzią.
Narcyza odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się delikatnie. Hermiona sięgnęła do intercomu i powiedziała:
- Megi, przynieś nam, proszę, dwie kawy. – Zaraz potem zwróciła się z powrotem do Narcyzy. – Może, zanim przyjdzie, porozmawiamy o czymś trochę innym. – Kobieta kiwnęła jej głową na znak, że słucha. – Dlaczego przyszła pani do mnie, a nie do aurorów?
- Aurorzy... Chyba za nami nie przepadają, poza tym, oni nie zajmują się takimi sprawami. Widzi pani, zastanawiam się, czy gdyby nie Draco i Lucjusz zdecydowałabym się do pani przyjść. – W Hermionie coś drgnęło, gdy usłyszała te słowa. Te i te po nich. – W końcu nie ma pani żadnego powodu, by mi pomóc.
Wtedy weszła dziewczyna z kawą. Ze srebrnej tacy zdjęła porcelanowe filiżanki z czarnym, mocnym płynem, cukiernicę i mleczko do kawy. Efektu przepychu i elegancji dopełniały srebrne łyżeczki. Megi uśmiechnęła się i wyszła.
Hermiona wyciągnęła teczkę, kartki i czerwone, samopiszące pióro. Narcyza z niepokojem spojrzała na przedmiot, a potem na wielkie okno za plecami Hermiony, przez które widać było tłumy zmierzających w przeróżnych kierunkach mugoli.
- Spokojnie, zadbałam o to – uspokoiła Hermiona. – A więc, - zaczęła, a notujący przedmiot zawisł nad kartką. Sama Hermiona zaś oparła ręce na biurku, by lepiej przysłuchać się jakże intrygującej sprawie. - Proszę mi opowiedzieć o dziecku, które mam znaleźć. Tylko bardzo proszę, od samego początku - zaznaczyła.
Narcyza wzięła bardzo głęboki oddech i zaczęła:
- Tak naprawdę do teraz nie rozumiem jak to się mogło wydarzyć. To... irracjonalne. Szłam jedną z ulic, było południe i o dziwo, to nie była magiczna część miasta. Był 3 października ’79 roku, a różdżkę miałam w ręce. Jednak kiedy poczułam ten przeszywający ból, po prostu zemdlałam. Teraz wiem, że był to paralizator.
Hermiona wzdrygnęła się w duchu kiedy wyobraziła sobie, jak przez jej ciało przebiega prąd elektryczny.
- Różdżka wypadła mi z ręki. Kiedy przyszłam tam następnej nocy nadal tam leżała... – Narcyza sięgnęła po filiżankę z kawą. Gdy wcześniej mówiła, słodziła swoją kawę i rozcieńczała ją mlekiem, później dokładnie mieszając. A Hermiona wiedziała, że kobieta zbiera się w sobie, by powiedzieć to, co powiedzieć musi. – Mój napastnik nie wykorzystał mego braku świadomości. Wolał mieć pewność, że będę świadoma kiedy mnie gwałcił... Może miał nadzieję, że wezmę czynny udział w jego zabawie? – Narcyza chciała wypowiedzieć to z ironią, ale przez ból w jej głosie i szept jakim opowiadała jedną z najgorszych historii swego życia, nie udało jej się. – Wiem, że mogłam jakoś spróbować się bronić bez różdżki, ale byłam tak bardzo obolała, zmarznięta i przerażona… Nikt, nigdy nie podniósł na mnie ręki...
Przerwała na dłuższą chwilę, a pozorny obserwator mógłby stwierdzić, że delektuje się kawą. Naprawdę jednak ciągle zmagała się z demonami własnej przeszłości. Hermiona, również sącząc swoją kawę, przyglądała się zapisanym papierom. Wiedziała, że nie musi o nic pytać, że jej klientka sama dokończy tę straszną opowieść.
- Ten człowiek musiał być chory psychicznie, bo najpierw przystawił mi nóż do gardła, a potem stwierdził, że mam „zbył ładną buźkę, by mnie zabić” i po prostu zostawił mnie w tej ruderze, do której mnie zaciągnął. A przecież widziałam jego twarz. Mogłam go znaleźć. – Narcyza upiła ostatni łyk swojej kawy. – To był pierwszy raz, kiedy chciałam zabić. – Narcyza przyjrzała się Hermionie. Ta nawet nie drgnęła, słuchała tylko uważnie, by zapamiętać jak najwięcej emocji pojawiających się na twarzy kobiety. – Kiedy… Kiedy już wróciłam do domu, pobijana i potargana, nie miałam siły, by wracać do tej historii, więc wsadziłam swoje wspomnienia do myślodsiewni i pokazałam je Lucjuszowi... Nigdy nie był tak wściekły, chciał dopaść mojego oprawcę i torturować tak długo, aż ten, zmęczony błaganiem o litość, nie wyzionie ducha. Skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że to było kuszące, jednak nie zgodziłam się i prosiłam, by tego nie robił. Wydaje mi się, że mnie posłuchał, jednak nigdy potem już o to nie pytałam, więc nie wiem czy ten człowiek żyje. Kilka godzin wcześniej zaszłam w ciążę z Draco. – To zdziwiło Hermionę, no bo końcu, ile jest takich przypadków? – Kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży byłam przerażona, nie miałam pojęcia czyje jest to dziecko i czy będzie potrafić czarować. Kiedy poszłam do magomedyka okazało się, że są to bliźniaki. – Narcyza nadal nie mogła uwierzyć w to, co mówi. - Starałam się to zaakceptować, nauczyć się żyć z tym, że jedno z moich dzieci będzie owocem największej krzywdy jaką mi wyrządzono. I… i prawie, prawie mi się to udało. A mimo to i tak wiedziałam, że Draco będzie tym lepszym dzieckiem... I właśnie, dla tamtego dziecka, przez te ponad 8 miesięcy, nie wymyśliłam nawet imienia. A potem, kiedy je urodziłam okazało się, że ono ani trochę nie jest do mnie podobne. Wahałam się, ale w końcu zgodziłam się je oddać. – Twarz Narcyzy wykrzywił ból. – To była dziewczynka.
Zapadła cisza. Hermiona postanowiła dać Narcyzie chwilę czasu, by ta doszła do siebie, a potem zapytała czy nie zechciałaby trochę wody. Hermiona podała jej napój, a dopiero potem zadała pierwsze, tego dnia, pytanie w sprawie, która tak bardzo ją pochłonęła, choć dopiero się o niej dowiedziała.
- Powiedziała pani, że oddała pani swoje dziecko. Jak?
- Najpierw chciałam zrobić to sama, potem jednak stwierdziłam, że nie jestem w stanie. Chciałam wysłać Lucjusza, w końcu jednak poprosiliśmy skrzata. Mimo wszystko chciałam, by miało jakieś szanse na normalną rodzinę, więc powiedziałam mu, by zostawił dziecko pod drzwiami jakiegoś sierocińca w Londynie. Nie zapytałam go gdzie zostawił moją córkę, a potem nie było już jak, bo skrzat ze starości zmarł - potem mieliśmy Zgredka. Kazałam oddać dziecko 6 czerwca 1980. Dzień po narodzinach.
Hermiona trochę zasmuciła się na myśl o wspomnianym skrzacie. Był taki dobry, taki lojalny… Ale w pracy nie ma czasu na sentymenty.
- Tak więc: kobieta, bez... Malfoyowskich genów..., zostawiona w Londyńskim sierocińcu, lat 20, może być mugolką. 6 czerwca. Czy wszystko się zgadza? - Narcyza przytaknęła. - Czy chce pani brać czynny udział w poszukiwaniach? – Kobieta znów kiwnęła głową. – Czy mogę rozmawiać z pani mężem lub synem?
- Oczywiście.
- Dobrze więc. Jutro postaram się o informacje na temat dzieci. Czy chce się pani wtedy spotkać?
- Tak, jeśli jest taka możliwość, to tak.
- Czy jeśli zaproponuję 5 po południu wykażę się nietaktem?
- Nie, 5 jest dobrą porą. Mam przyjść tutaj?
- Tak. Hymnn… To chyba wszystko. Dziękuję więc, postaram się zrobić co w mojej mocy, by odnaleźć pani córkę.
Narcyza wstała i uśmiechając się delikatnie podała rękę Hermionie. Ta odpowiedziała tym samym, a później odprowadziła ją do drzwi. Gdy je otworzyła jej wzrok napotkał syna jej klientki, właśnie wstawał. Podszedł do matki i objął ją delikatnie, przyglądając się czy wszystko z nią w porządku. Wiedział jakie dla niej to wszystko jest bolesne. Spojrzał na Hermionę. Stwierdziła, że Draco właściwie się nie zmienił. Stał się tylko bardziej męski – wyprzystojniał.
Nie wiedzieli jak się wobec siebie zachować, więc tylko skinęli sobie głowami. Potem Malfoyowie wyszli, a Hermiona wróciła do swojego gabinetu.

4 komentarze:

  1. Jeśli w jakikolwiek sposób sprawisz, że okaże się, że Hermiona jest jej córką to Cię zabiję, metaforycznie rzecz jasna :D
    Więc jednak nie Draco... A już myślałam, że szykuje się jakieś gorące poszukiwanie. No, ale to nic, bo mam nadzieję, że Twój pomysł i tak powali mnie na kolana, kiedy przeczytam co i jak. Nie mogę się już doczekać dalszej części :)
    Dzięki za informację <3
    Pozdrawiam, Poem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam twoje odczucia odnośnie Hermiony, Poem. Oraz chęć domniemanej zemsty na Port ;)
      Zwłaszcza, że przy niemal każdej notce na starym blogu był dopisek, że mamy oczekiwać nieoczekiwanego. Nie brzmiało to dokładnie tak, ale sens był jednakowy.
      A więc, drżyj autorko, bądź - jeżeli mamy rację to - zmień swoje zamiary, co do głównej bohaterki.
      Pozdrawiam (i błagam wyłącz antyspam) ;)

      Usuń
  2. Ciekawie 😊. Ide czytać dalsze części :).
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie https://hermionariddledramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic