wtorek, 7 sierpnia 2012

Część XII

12. Narcyza Malfoy wyszła już kilkadziesiąt sekund temu, ale Hermiona nadal wpatrywała się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała. Przetwarzała to zdanie chyba po raz setny. „Mam nadzieję, że sesja się udała.” Te słowa cały czas huczały w jej głowie i burzyły jej wewnętrzny, myślowy spokój – jaki by on nie był, ale jednak.
Odwróciła głowę w kierunku Draco. Wydawała się nie zdawać sobie sprawy, jak bardzo gęste zrobiło się powietrze w pomieszczeniu, a gdy tylko spojrzała na arystokratę,tylko wzrosło. Megi nie chciała słyszeć wojny jaka miała zaraz wybuchnąć, dlatego czym prędzej czmychnęła na zaplecze. A Draco?
Draco stał sobie kompletnie nie wzruszony całą sytuacją, co więcej, na jego twarzy gościł kpiarski uśmieszek, z domieszką jakiejś przebiegłości. Przyglądał się Hermionie i czekał. Na jej twarzy malowało się mnóstwo emocji, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ale była jedna, która się nie zmieniała – szok. Dziewczyna była w szoku. Oczywiście wiedziała, że Malfoy, to Malfoy, a panienki to jego ulubiona zabawka. Ale żeby chwalić się tym swojej mamie, i to zważywszy jakie ma wspomnienia w podobnej kwestii.
Otworzyła usta żeby się odezwać, ale nie zrobiła tego. Tak samo jak nie uderzyła go w twarz, choć miała na to wielką ochotę. Bo i co by to dało? Co by powiedziała? No bo czy jej druga praca była jakimś sekretem? Nie była. Co więcej, przecież Narcyza zaczęła interesować się mugolskim światem i jeśli już nie trafiła w jakimś magazynie na jej zdjęcie, to prędzej czy później to zrobi. Ale...
Deportowała ich. Nie dała mu żadnego znaku, nie czekała aż się przygotuje, po prostu przeniosła ich w nicość, by w końcu wylądować w jednym z zaułków. Hermiona poszła przodem nie zaszczycając chłopaka nawet wyniosłym spojrzeniem i zaprowadziła go do gmachu The Times. Zirytowało ją to, jak swobodnie Malfoy czuł się wśród tak wielu mugoli, nie był ani trochę zniesmaczony ich obecnością. Co więcej, od czasu do czasu puszczał perskie oczko kobietom, które się za nim oglądały (a miał z czego wybierać, bo obracała się za nim każda). Hermiona stanęła przy biurku asystentki, na jednym z najwyższych pięter budynku. Dziewczyna przy komputerze wlepiła swe wielkie ślepia w Malfoy'a i na kilometr widać było o czym teraz myśli.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytała słodko, mrugając przy tym zalotnie rzęsami i opierając się na biurku tak, żeby jej biała bluzka jak najbardziej opięła się w biuście.
Gryfonka niemal się odwróciła i z bezsilności uderzyła czołem w ścianę.
- Jestem umówiona z panią Sylvią, proszę mnie zapowiedzieć, natychmiast – powiedziała ostro do dziewczyny. Być może były z jednego rocznika, gdyż wyglądały równie młodo.
Jej głos był zimniejszy niż lód. Od całej je sylwetki wiało chłodem, była zupełnie inna niż wtedy, gdy szli tutaj. Hermiona wiedziała do kogo idzie i wiedziała jak ma się zachować, ale Dracona to intrygowało.
- Widzę, że idziemy do szefowej – powiedział, zerkając na dziewczynę przy burku, gdy ta to zauważyła od razu zaczęła wysyłać w jego kierunku znaczące sygnały. Malfoy kompletnie ją zignorował, ale Hermiona już tego nie zauważyła.
- Nie. Idziemy do asystentki szefowej.
- Do asystentki? - zapytał, unosząc jednocześnie jedną brew do góry. - Jednak jeszcze wiele muszę nauczyć się o hierarchii społecznej wśród mugoli. - Asystentka, która ma własną asystentkę, u nas by to nie przeszło, pomyślał.
- Wiem o czym myślisz.
- Wiesz? - wszedł jej w słowo „stary Malfoy” z tym szatańskim błyskiem w oku.
- Ona po prostu wyobraża sobie, że już jest tu panią, bo i pewnie niedługo by nią została, gdyby nie...
- Zapraszam – powiedziała asystentka, otwierając przed nimi drzwi.
- Gdyby nie co? - zapytał.
- Gdyby nie nasza wizyta – powiedziała i weszła do przestronnego gabinetu Sylvii.
Kompletnie nie przejmując się obowiązującymi manierami, bez powitania usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę.
- Zgodziłam się na pani wizytę, zaznaczam tu, że nie raczyła mi nawet pani powiedzieć kim jest, tylko napomknęła, że to spotkanie może być bardzo ważne dla mojej dalszej kariery. - W jej głosie słychać było śladowe ilości bułgarskiego akcentu. - Ale to, że teraz pani tu jest nie oznacza, że nie będzie pani mogła zaraz stąd wylecieć.
- Jeśli ktoś stąd wyleci to najprędzej będzie to pani – odpowiedziała jej głosem, który zmroziłby i jądro Ziemi.
A Malfoy stał tam i słuchał zaintrygowany, bo ta wycieczka zaczynała nabierać jeszcze ciekawszego wymiaru niż sobie to zaplanował.
- Pani chyba ze mnie kpi – powiedziała głosem, który nagle stał się bardziej piskliwy. Była zdenerwowana.
- Może być i tak, ale na pewno nie kłamię. - Na jej usta wpłynął złośliwy uśmieszek, tak inny od tego z czasów szkoły. Wtedy nawet Malfoy'a takim nie obdarzała. - Jestem prywatnym detektywem, – zaczęła, a Draco (który nadal stał w "wygodnym" miejscu pod ścianą) skrzyżował ręce na piersi i słuchał z coraz większym zainteresowaniem, - i choć formalnie szukam jego siostry – wskazała ręką – to znajduję też inne rzeczy, które na pewno wykorzystam. No bo czy pani chciałaby mieć oszusta w rodzinie?
- Do czego pani zmierza? - zapytał kobieta pozornie opanowanym tonem.
- Do tego, że jest pani oszustką, a stanowisko, na którym się pani znajduje ma pani tylko dlatego, że zauroczyła pani swoją szefową.
Słowo „zauroczyła” Hermiona wypowiedziała z taką emfazą, że Slivia od razu wiedziała, że to nie przypadek – że to gra słów.
- Powiesz nam jak osiągnęłaś swój cel i zrezygnujesz ze swojego urzędu - zarządzała zimno, konsekwentnie.
Kobieta prychnęła lekceważąco. Ta idiotka ze swoim pachołkiem, dla którego rzekomo pracuje nic mi nie zrobi, pomyślała. 
Hermiona wyciągnęła małą fiolkę i trzymając naczynie przed sobą pokazała jej etykietkę. Wyraz jej twarzy natychmiast się zmienił.
- Veritaserum? - zapytała z przerażeniem w oczach.
To całkowicie zmieniało postać rzeczy, ale cały czas mogła się bronić. I zrobi to. Nagle jej spojrzenie padło na twarz Malfoy'a. Jego wzrok wyraźnie mówił, że współczuje jej, iż nie wie kim on jest. Wtedy się odezwał.
- A jeśli będzie się pani opierać to... - zaczął Malfoy z szatańskim błyskiem w oku – Imperius. - Wymówił formułę zaklęcia i rzucił je na Hermionę.
Gryfonka nonszalancko przyłożyła sobie koniec różdżki do gardła, eksponując przy tym swoje długie palce. To był jedno z zachowań ciotki Belli. 
Gdy tylko pomyślał, że styl szaleńca pasuje do Hermiony Granger jaką ostatnio poznał, obłęd natychmiast pojawił się w jej oczach. Wyglądała przerażająco. Fenomenalnie. 
Sylvia zbladła.
- Albo powie pani po dobroci, albo panią zmuszę - powiedział z niebezpiecznym błyskiem w oku, a jego niewolnica natychmiast wymierzyła w nią różdżkę. Co więcej, w sekundę później była już rozbrojona.
Opadła z rezygnacją na swój fotel i ukryła twarz w dłoniach.
- Powiem, wszystko powiem.
Draco usiadł na krześle, a Hermiona poszła za jego przykładem. Zdjął zaklęcie.
- Pan nawet jej nie przerpo... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
Czy ludzie muszą być tacy przewidywalni, pomyślał, a potem odpowiedział, dokładnie w tym momencie, w którym Granger zaczęła kontaktować i przeniosła wzrok na niego. Jej spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji. 
- Pani naprawdę sądzi, że rzuciłem na nią urok z zaskoczenia? - zapytał  ironicznie, ale po jego ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek. - Naprawdę pani sądziła, że podniósłbym na nią rękę? - zapytał wskazując ręką. - Nigdy jej nie skrzywdzę.
- Ale dlaczego... - znów nie zdążyła zapytać.
- Od zadawania pytań jest pani Granger - zakończył i wygodnie rozsiadł się na krześle oddając jednocześnie głos Hermionie.

*

- Hej, Grenger! No odpuść! - wołał za nią. - Pani Hermiono, proszę się zatrzymać! – zawołał bez cienia kpiny.
- Jak śmiałeś? - wydarła się, w tamtej chwili na niego patrzyła, ale zaraz tego pożałowała, dlatego odwróciła się i z zadartym nosem poszła dalej.
- Przecież nic ci nie zrobiłem – powiedział uśmiechając się lekko.
- Dobrze ci radzę, Malfoy, zejdź mi z oczu i nie prowokuj mnie!
- To ty mnie prowokujesz.
Hermiona przystanęła natychmiast i odwróciła się, powoli, ale z furią wymalowaną na twarzy.
- Ja?
- Oczywiście, gdybyś ubierała się inaczej może nie zwracałbym na ciebie żadnej uwagi, ale jak tyle odsłaniasz... Nie dziw się, wszyscy faceci się za tobą oglądają, to dosyć nieprofesjonalne.
Hermiona nie zwróciła uwagi na komplement, bo skupiła całą swoją uwagę na przytyku, który został wypowiedziany zaraz po nim.
- Nigdy – więcej – nie – rzucaj - we – mnie – żadnym – zaklęciem! – wycedziła podchodząc do niego na taką odległość, że niemal dotykała jego ciała. – Zrozumiałaś, Tleniona Fretko?
- Nawet o to nie proś – wyszeptał. Owinął ją jego zapach, ale zamiast ją to uspokoić tylko rozjuszyło. Zrobiła zamach i... poczuła, że coś ciągnie ją w okolicach pępka.
Teleportował ich. Była wściekła za ten numer i miała ochotę zemścić się na nim za tamto zaklęcie, ale potem dotarło do niej gdzie są.
Stała na środku ogromnego pola, które tonęło w fiolecie, mocno kontrastując tym z bezchmurnym, błękitnym niebem. Malfoy odsunął się od niej tak, by mogła obrócić się i ze wszystkich stron podziwiać miejsce, w którym jest. Kwiaty były gdzie tylko sięgnąć okiem, poza jednym miejscem – kamiennym domkiem w oddali, do którego prowadziła wąska droga, otoczona jaskrawozieloną trawą. Coś wysokiego majaczyło na jego dachu, jakby dzwonnica. Pierwsza myśl jaka jej przyszła do głowy to Prowansja, ale co oni robiliby we Francji?
Spojrzała na Malfoy'a, ale jego wyrazu twarzy nie dało się odczytać – bezustannie się jej przyglądał.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? – zapytała lodowato.
Uleganie emocjom przy Malfoy'u jest złe. I o ile pokazywanie jak bardzo się go nienawidzi można jeszcze zaakceptować, – to Malfoy, zwykła świnia, jak powiedział kiedyś Ronald Weasley – o tyle zachwycać się czymś, co jej pokazał to zdecydowanie za dużo. On w ogóle coś zbyt wiele rzeczy znał, które jej się podobają.
- Musimy porozmawiać.
- Musimy? – zacytowała go z kpiną. – Nie będę z panem o niczym rozmawiać, panie Malfoy, jest pan Zakłamaną Tchórzofretką.
- Dlatego właśnie chcę byśmy porozmawiali, panno Granger – odpowiedział po dżentelmeńsku.
- Widzisz? Znów to robisz! - wybuchnęła sfrustrowana. - Udajesz, że jesteś miły, a potem mną gardzisz. I ani trochę by mnie to nie dziwiło gdyby nie to, że mieszasz do tego swoją matkę. Ja dla niej pracuję, a ty mówisz jej, że mam sesję zdjęciową, nagą! Jeśli nie chcesz bym znalazła twoją siostrę, to powiedz to twojej matce, a ja znajdę ci innego detektywa! - Hermiona była w szoku, bo czuła się zraniona. Zraniona zachowaniem gnidy Malfoy'a, do cholery! Powinno ją to uspokoić, a zamiast tego nakręcała się jeszcze bardziej. - I do jasnej cholery, dlaczego najpierw zwracasz się do mnie na per Pani, a potem nagle mówisz do mnie po nazwisku? Po co udajesz, że jesteś dżentelmenem w stosunku do mnie jeśli to tylko gra? Po co okłamujesz swoją matkę? Zawsze cię miała za lepszego niż jesteś w rzeczywistości, ale to już przesada!
- Po pierwsze, Granger, to JA powiedziałem mojej matce, by ciebie zatrudniła. Po drugie odpowiadam ci po imieniu kiedy i ty tak się do mnie zwracasz, a to chyba oczywiste, że w sprawach zawodowych zwracam się na „per Pani”, poza pracą na ty, a jeśli poprosisz żebym to zmienił to...
- Ja mam cię o coś prosić? Chyba ze mnie kpisz!
- Daj mi dokończyć. Ale masz rację, to był niewłaściwy dobór słów. Więc, jeśli nie będziesz chciała, bym tak do ciebie mówił, to mi to powiedz. Ale dopiero dziś wieczór.
- Co? - Jeśli on myśli, że będę z nim do wieczora, to jest w poważnym błędzie, pomyślała rozjuszona Hermiona.
- Zabrałem cię tutaj żeby porozmawiać, a nasza rozmowa może trochę potrwać.
- Zatem mów. Chcę to mieć jak najszybciej za sobą.
- Jeszcze chwila.
Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Musisz wysłać patronusa
- Jakiego patronusa? - zapytała zbita z tropu.
- Własnego. Chyba nie sądziłaś, że moje użycie imperiusa przejdzie niezauważenie?
- Przecież jesteś pełnoletni, nie masz na sobie namiaru.
- Ale mam to – powiedział i podciągnął lewy rękaw, ukazując wyblakły Mroczny Znak. 
Hermiona patrzyła na tatuaż. Jej mina nie zdradzała żadnych uczuć.
- Myślisz, że mogę używać zaklęć niewybaczalnych, mając na ręce „to coś”? Nie mogę. Zwłaszcza, że jestem aurorem. Nie mogę – powtórzył, jakby chciał przekazać więcej niż samo to, a potem podjął wcześniej przerwany wątek. - Powiedz, że nic ci nie jest i tyle. Wiesz dlaczego go użyłem i musisz to naprawić.
Hermiona chciała wybuchnąć śmiechem, jednak zdecydowała się na ironiczny i pełen wyższości uśmieszek.
- Nigdy w życiu, zresztą, dlaczego miałby uwierzyć, że nic mi nie jest?
Wyraz twarzy Malfoya zmienił się kiedy na nią patrzył i ona to dostrzegła, ale różnicy tej nie rozumiała. A chodziło o wyraz jej twarzy, gdyby spojrzała w lustro i dokładnie widziała swój grymas i spojrzenie, a nie tylko ich wyobrażoną imitację. Zobaczyłaby Dracona Malfoy'a, o brązowych oczach i w ciele kobiety. To był dokładnie ten sam wyraz twarzy jakim on kiedyś obdarzał każdego poza rodziną i... Czarnym Panem. Arogancki, zgorzkniały, perfidny i cyniczny.
- Bo Potter zaufa ci na słowo, nie ważne czy to podstęp, czy nie.
Ramiona Hermiony jakby się spięły. Ale przekazała srebrzystej kobrze* co trzeba.
Malfoy zaczął iść w górę i przystanął dopiero przy kapliczce. Miała ona wysokie, jasnobrązowe drzwi zakończone półkolem, które były na tyle wysokie, że obejmowały ponad połowę budynku. Po obu ich stronach, były malutkie okna, w tym samym kształcie co drzwi. Kwadratowe szybki w środku, dzieliły je na sześć części. A nad drzwiami był niewielki, okrągły otwór. I tak jak podejrzewała Hermiona, szpic dachu wieńczyła malutka dzwonnica.
Draco patrzył jak Hermiona, ze swoimi szpilkami w ręce, wspina się do niego. Była... zamyślona.
- Przyjechałem tu po raz pierwszy, w dniu, w którym pokonano Czarnego Pana. To jedna z największych słabości mojej matki i jeden z jej największych sekretów. Widzisz, w tym miasteczku na dole - wskazał brodą - jak okiem sięgnąć są sami mugole, a mimo to moja mama jest w tym miejscu zakochana. Poznała je zaraz po ślubie, gdy przypadkiem wraz z Lucjuszem zaleźli się tutaj. Mama pragnęła mugolskiego ślubu... Czy wiesz, że w magicznym świecie nie ma rozwodów? Magia towarzysząca naszym ślubom utrzymuje ludzi przy sobie. - Tego Hermiona rzeczywiście nie wiedziała. - Jakby ci to wyjaśnić? Nawet jeśli to małżeństwo zawarte z przymusu, to nie ma w nim czegoś takiego jak zdrada. To nie zniewala, ale sprawia, że przywiązanie, które się wtedy wytwarza trzyma małżonków przy sobie. Mimo to nadal ma się wolną wolę.
Weszli do starej kapliczki. Była malutka i bardzo, bardzo stara, ale minimalistyczne zdobienia i piękne, świeże kwiaty, które absolutnie nie miały nic wspólnego z wszechogarniającą lawendą, dawały "magiczny" efekt. Chciało się tam siedzieć, bo czuło się bezpieczeństwo i wewnętrzny spokój.
- Moja mama pragnęła deklaracji bez magicznych półśrodków. Tata ją rozumiał, więc nie stanowiło to dla niego problemu i obiecał, że kiedyś do takiego ślubu dojdzie. Ale to były czasy Czarnego Pana, więc bez biegłości w legimencji przysięga nie wchodziła w grę. Powiedziała, że obiecała sobie powrót tutaj w dniu, w którym będzie absolutnie pewna bezpieczeństwa swojej rodziny. Wiem co myślisz.
- Czyżby? - żachnęła się.
- Myślisz o dzienniku Toma Ridley'a. I o tym jak się to ma do rzekomej moralnej przemiany moich rodziców. 
Hermionę straszliwie zirytowało to, jak idealnie trafił w jej przemyślenia.
- Rodzina mojego ojca oraz mojej matki zawsze była uważana... Nie, oni po prostu tacy byli. Byli najwierniejszymi sługami Czarnego Panna, w ogóle zwolennikami całej idei czystości krwi, selekcji społecznej. Wychowując się w pewnych przekonaniach i, chcąc nie chcąc, żyjąc wśród nich, bo wszystko musi zostać w rodzinie, trudno tak zwyczajnie z nimi zerwać - drastycznie zmienić swój punkt widzenia. Co innego, gdy twoje przekonania sprawiają, że żyjesz w ciągłym strachu. Nie masz pojęcia na jakiej uwięzi są wtedy ludzie, którzy mają wszystko. Którzy przywykli do tego, że to oni są najważniejsi, że to przed nimi trzeba się płaszczyć, że to im chce się przypodobać. To zmienia. Czasem lepiej się na coś zgodzić i wycierpieć to jedno upokorzenie, niż nie zrobić tego i płacić za tę decyzję przez resztę życia.
Do tej pory chłopak patrzył gdzieś ponad nią, pogrążony w opowieści i własnych myślach, teraz jednak gwałtownie przeniósł na nią swój szafirowy wzrok. Przyglądał się jej z taką intensywnością, że dziewczyna poczuła się naga. 
- Ty nigdy nie błagałaś nikogo o litość. 
To było stwierdzenie i pytanie zarazem. I nie wypowiedziane głośno wyzwanie, i uznanie jednocześnie - nieme: "Ty nigdy nie zniżyłabyś się do czegoś takiego.".
- A wracając do samej historii z dziennikiem, to, że mój ojciec dostał go od Czarnego Pana nie znaczy, że to on chciał dać go akurat Bogu ducha winnej Ginervie i sprawić, by trafił w ręce prawowitego właściciela.
W tamtym świecie, w tamtych czasach, gdyby moi rodzice nie stawili się na wezwanie staliby się nikim. Lub jeśli to do ciebie nie przemawia zginęliby od razu. Za nieprzystąpienie do Zakonu Feniksa nikt nie karał, za nieprzystąpienie do śmierciożerców zabijano - w największym skrócie.
Gdy Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nie było, moim rodzicom wystarczyły koneksje, pieniądze i strach ludzi przed nimi. To dawało im wszystko i sprawiało, że unikali odpowiedzialności. Gdy On powrócił było jak przed naszym urodzeniem, potem - tylko gorzej.

*

- Wiesz co mogę o sobie powiedzieć?
- Że jesteś tlenionym idiotą? - podpowiedziała.
Zignorował wtrącenie dziewczyny, co bardzo jej nie odpowiadało. Dawniej przecież bitwa by się z tego wywiązała, a teraz nic. Postanowiła więc, że przyjmie za fakt, iż jest on niespełna rozumu.
- „Jestem Draco Malfoy i wiele wycierpiałem przez swojego ojca.” I to nawet nie byłoby kłamstwo, ale nie byłoby też prawdą. Wiesz jak moi rodzice mnie wychowali?
Kolejne retoryczne pytanie, ale na to brunetka odpowiedziała już w myślach – na napuszonego bałwana, pomyślała.
- Nie tak jak chcieli mnie wychować, ale tak jak KAZANO im mnie wychować. Nawet sobie nie wyobrażasz co by się działo, gdyby moi dziadkowie dowiedzieli się, że ich dziedzic, duma, oczko w głowie, jest wychowany jak... - szukał w głowie odpowiedniego słowa i znalazł je dopiero gdy spojrzał na Hermionę. - W ciągu ostatnich paru dni poznałaś moja matkę lepiej niż mieli okazję poznać ją jej rodzice. Wiesz skąd bierze się ta wyniosłość, ta duma. Wiesz, że jest czuła, wrażliwa, lojalna, dobra. Mogłem taki być, ale moim rodzicom udałoby się mi to wpoić dopiero po śmierci dziadków. Ojciec taty nigdy by mu nie wybaczył gdybym był... szlachetny – wypowiedział to słowo z emfazą i pogardą. - Szlachetny to naprawdę trafne określenie.
Dopiero po śmierci dziadków mama mogła mnie nauczyć jak być prawdziwym mężczyzną - kochającym mężem, równym partnerem. Nie zdążyła, bo Czarny Pan wrócił do władzy, a ona zaczęła drżeć o życie. Moje, swoje czy taty. Nie – pokręcił głową - o swoje się nie bała, w końcu gdyby się bała nie skłamałaby mu prosto w twarz, że Potter jest martwy.
Jak na dłoni było widać jak bardzo podziwia i szanuje swoją matkę. Dla postronnego obserwatora jego wyraz twarzy byłby zachwycający, dla Hermiony był po prostu zaskakujący.
- Jestem stuprocentowym Ślizgonem, bo musiałem nim być, dwóch Black'ów-zdrajców w rodzinie wystarczy.
- Skoro, jak twierdzisz, jesteś stuprocentowym Ślizgonem i stuprocentową świnią, jak nie tylko ja twierdzę – wtrąciła – to na jakiej podstawie twierdzisz, że uwierzę w to co mówisz?
- Oj Granger, Granger... Pani Detektyw nie słucha uważnie – wytknął z szelmowskim uśmiechem. - Od jak dawna Czarny Pan nie żyje?
- Od trzech lat.
- A czy w wakacje przed szóstą klasą mieszkałem tylko z matką?
- Tak... - odpowiedziała nie mając zielonego pojęcia do czego chłopak zmierza.
- A więc miałem rok, by poznać moją matkę od strony, od której nigdy wcześniej by mi się to nie udało. Wtedy właśnie zauważyłem, że bardzo często przegląda rodzinne albumy, robiła to w taki sposób jakby za każdym razem kogoś w nich szukała. I dopiero tutaj musiałem się znaleźć, by dowiedzieć się, że szuka w nich dziewczyny, której ty teraz szukasz. Że przegląda te strony z nadzieją, że czas nagle się cofnie, a ona zobaczy jak jej córka rośnie. - Draco westchnął bezradnie. - Wiesz, że jeśli ją znajdziesz dostaniesz wszystko czego zapragniesz? - zapytał.
Zaszokowana mina Hermiony mówiła sama za siebie.
- No, prawie wszystko – poprawił się. - Nie jesteśmy w stanie zwrócić ci z powrotem rodziców.
Zachłysnęła się powietrzem, gdyby teraz piła, jak nic by się utopiła. Jego wzrok natomiast nadal był nieprzenikniony.
- Skąd wiesz? - żądała odpowiedzi, ale pytanie to zadała bardzo słabym głosem. Obcym dla niej samej.
- Naprawdę się nie domyślasz? - Hermiona milczała. - Potter to mój przełożony. Oczywiście, że wiem!
- A twoja... - nie dokończyła, wiedziała, że nie musi.
- Nie mamy przed sobą tajemnic.
- Nie? - zapytała strosząc brwi.
Potwierdził skinieniem.
- Współczuję jej. - Brew Malfoy'a powędrowała w górę. - Ciągłe wysłuchiwanie o twoich kochankach musi być męczące i pewnie jeszcze musi je widywać.
- Zbyt wielu niewiernych mężów kazano ci szpiegować, Granger – prychnął. - Poza tym, to chyba na twój widok ślini się ten cały Kol, a jego mina kiedy się dowiedział, że nie zostaniesz na noc, bo musisz pracować... - pokręcił głową ze smutną miną. - Serio, myślałem, że się rozpłacze – zakpił.
- Skąd ty do cholery to wiesz? - zapytała oburzona, żądając natychmiastowej odpowiedzi.
- Już mówiłem, Potter jest moim przełożonym.
- I to on kazał ci mnie szpiegować? - niemal wykrzyknęła, choć w kapliczce dźwięk niósł się tak dobrze, że można to było wziąć za wrzask.
- Nie, moja matka.
- Co? - zapytała tępo Gryfonka kompletnie zbita z tropu.
- Potter tylko powiedział, cytuję: „Miej ją na oku, tylko dyskretnie!”
- I mówisz mi to choć wiesz, że ci nie wolno – prychnęła.
- Akurat dużo ci dzisiaj mówię.
- Zawsze miałeś niewyparzoną gębę – zauważyła.
- Granger...
- Zamknij się, Malfoy – powiedziała niczym obrażona kotka.
Chłopak zdusił wybuch śmiechu.
- Opowiesz mi co było między wami?
- A niby czemu mam ci cokolwiek mówić?
- Bo codziennie muszę oglądać jego durną gębę.
- Nie mów tak o Harrym! – naskoczyła na niego, ale była smutna i jakby zmyślona.
- Nie mówię o Potterze. Mówię o Weasley'u.
Hermiona spojrzała na niego tymi swoimi ogromnymi, brązowymi oczami. Były pełne emocji. A potem zaczęły gasnąć, tracić wyraz, by na powrót stać się bryłą twardego, nietopniejącego lodu.
- Nie powiem – odpowiedziała i odwróciła głowę.
Wyszła z kapliczki, czy raczej zatrzymała się w drzwiach. Oparła się o framugę.
- Więc... - zaczęła, podziwiając widok przed oknem. - Chcesz mi powiedzieć, że...
- Że ludzi powinno się poznawać od najgorszej strony. I że nie wszytko wokół ciebie zawsze musi być grą pozorów. Że niektórzy ludzie naprawdę są tacy, jak siebie pokazują, może czasem dość późno, ale mimo wszystko.
Nie potrafię w to wierzyć, pomyślała.
Usiadła wśród kwiatów lawendy, podwinęła nogi bod brodę i wpatrywała się w przestrzeń.
- Gdzie my jesteśmy? - nie odwracając się zapytała stojącego za nią Malfoy'a.
Malfoy już otwierał usta gdy nagle im przerwano. Jakiś stary zakonnik wołał do nich. Po francusku. Teraz Hermiona nie miała już wątpliwości gdzie są. Ślizgon podszedł do przybysza i zaczął z nim rozmawiać. Co więcej, wydawał się go znać.
Malfoy zawołał ją i poprosił, by do nich podeszła. Tak też uczyniła.
- Ten zakonnik udzielał ślubu moim rodzicom - wyjaśnił jej, a potem przeszedł na francuski. - To Hermiona - przedstawił ją - moja przyjaciółka.
Ale wybrnął, pomyślała, to jeszcze lepsza wymówka, niż ta, że jestem jego dziewczyną.
- Przyjaciółka... - powtórzył zakonnik jakby niezadowolony.
Uśmiechnęła się promiennie, by staruszek dłużej nie głowił się nad relacjami jakie ich łączą.
- Pięknie tutaj. To Ojciec opiekuje się tą kapliczką?
- Pani mówi po francusku?
- Podobno.
- Tak, nasz zakon jest kilka kilometrów stąd, ale szkoda mi zostawiać to cudo na pastwę losu. Czas i tak już odbił na niej swoje piętno. Pokazywałeś jej już miasteczko?
- Nie, jeszcze nie. Zatrzymaliśmy się w innym miasteczku, ale jutro na pewno tu wrócimy. A jak tam Ojca plecy.
- Bolą, ale cóż poradzić. Powiedz mi lepiej chłopcze, co u twoich rodziców?
- Jak zwykle, tata w książkach, mama spaceruje.
- To świetnie, świetnie! - spojrzał na staroświecki zegarek i westchnął. Trzeba iść na obiad. Może zjecie z nami?
- Bardzo chętnie, jednak nie tym razem.
- To może jutro?
- Jutro na pewno znajdziemy czas - uśmiechnął się, a zakonnik odpowiedział mu tym samym. 
- Zatem do jutra.
- Do jutra, Ojcze - powiedzieli razem.
Już odchodził gdy nagle odwrócił się i zawołał: - Przekaż mamie, że się cieszę. Ona będzie wiedziała o co chodzi.
Draco kiwnął głową na znak, że to zrobi.
Gdy mężczyzna zniknął za horyzontem dziewczyna zapytała: - Czy nie powinieneś za nim iść i wymazać mu pamięci?
- Dlaczego? - zainteresował się.
- Bo obiecałeś mu, że go jutro odwiedzimy, w stosunku do takiego człowieka, to dość perfidne kłamstwo.
- Nie kłamałem i słowa dotrzymam. Miasteczko też jutro zobaczysz.


* Wiem doskonale, że w książkach patronusem Hermiony jest wydra, niech więc będzie to dla Was wskazówka.

16 komentarzy:

  1. Tak, byłam z Marzycielką w Czechach.
    Rozdział mi się podobał, był pełen niesamowitych emcji i przeżyć. Zastanawiam się, o co chodzi z tym patronusem wydry. Powiem Ci szczerze, że jestem zainteresowana tym blogiem.
    Pisz szybko nową notkę !
    [ flames-of-ice.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  2. hej. Niedawno trafiłam na Twojego bloga i bardzo mi się spodobał. Czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach na mejla? patusia237@autograf.pl byłabym niezmiernie wdzięczna ; ) pozdrawiam, Tyśka.

    OdpowiedzUsuń
  3. No pięknie. Znów zarwałam noc. Zrobiłam sobie przerwę w pisaniu kolejnej historii i myślę, że przeczytam chociaż pierwszy rozdział. Tak, tak jak zwykle się okłamuję. Nie skończyłam tylko na 1 rozdziale. Muszę przyznać, że ta historia ma coś w sobie. A czytając rozdział X szczerzyłam się jak głupia do ekranu. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Już czekam na kolejną część.
    A jeżeli przez patronusa Hermiony zamierzasz dać do zrozumienia, że to ona jest jego siostrą to oświadczam iż wtedy chyba się powieszę! Twoi bohaterowie są całkowicie odmienni. A ten Malfoy? Boże genialny jest! Haha a nazwanie go wiernym pieskie rozwaliło mnie na łopatki. Czytając twoje opowiadanie mam głębokie przeczucie, że przy nim moja historia to dno.
    Dobrze, że mogę to czytać. A uśmiech dalej nie schodzi mi z twarzy.
    Dobranoc :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z patronusem nie to chcę przekazać. Przecież gdyby była jego siostrą, to mogłaby mieć takiego jak on, ale... od zawsze. No i kto powiedział, że patronusem Draco nie może być Golden Retriever? ;) Choć prawda jest taka, że mam obsesję na punkcie szopów, więc to zwierze najbardziej mi pasuje.
      Moja historia wcale nie jest lepsza od Twojej, jest po prostu inna.
      Ale mam pytanie. Czy moi bohaterowie są całkowicie odmienni wobec siebie, czy wobec kanonu?
      Strasznie się cieszę, że ci się podobało, przepraszam, jeśli przeze mnie się nie wyspałaś.
      Pozdrawiam:*
      P.S. W pierwszej chwili myślałam, że ty też jesteś z Katowice. Długo się jedzie do mnie do centrum od ciebie?

      Usuń
    2. Odmienni od kanonu, ale to dobrze. To sprawia, że opowiadanie jest ciekawe. Gdy widzę blog gdzie Hermiona jest odważną Gryffonką a Malfoy stale wyzywa ją od szlam mam po prostu dość.
      Bynajmniej nie mam ci za złe później pory, o której się położyłam. Pewnie i tak nie poszłabym wcześniej spać. Historia jest zdecydowanie inna i w jakimkolwiek stopniu niepodobna do żadnej poprzedniej, z którą się kiedykolwiek zetknęłam ( a uwierz, że w pewnym okresie czytałam koło setki blogów Dramione).
      Nie wiem co rozumiesz przez centrum. Nie bardzo znam się na Katowicach (hahaha a od października zaczynam studia w Kato - cała ja). Mogę ci powiedzieć, że ode mnie np. Na Korfantego (mam nadzieję, że wiesz gdzie to) jedzie autobus jakieś 40 parę minut gdyż niestety zmienili mu trasę przez remonty i dołożyli sporo drogi.

      Usuń
  4. Nieważny wygląd, pisz kolejny rozdział! :) Świetne opowiadanie, bardzo mi się podoba oderwanie od kanonu- jest między bohaterami chemia, pozostaje jakiś pierwiastek poznany w siedmioksięgu, a jednak całość jest szalenie świeża. Naprawdę podziwiam fantazję i czekam na dalszy ciąg. Mam nadzieję, że będzie niedługo. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, nareszcie nowy rozdział i w dodatku taki długi :):):):) Aż się nie mogę przestać uśmiechać :) Hmmm.... kobra powiadasz...robi się coraz ciekawiej i tajemniczo. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ciekawe co się wydarzy na tym obiadku hehehe. Szczerze zaczynałam się bać że już nic nie napiszesz, ale na szczęście się pomyliłam i dzięki za to. Czekam z utęsknieniem na nowy rozdział. Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno, daj kolejny rozdział, bo na serio nie wytrzymam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Długaśny ten rozdział. Rozumiem, że chciałaś wynagrodzić nam nieobecność, ale troszkę przesadziłaś. Taką treść da się rozłożyć na dwa, trzy rozdziały. Jak tu weszłam i zobaczyłam tyle tekstu to troche się zniechęciłam, mówiąc szczerze, bo w życiu jeszcze nie widziałam tak długiego postu. Dziś jednak przysiadłam na tym blogiem i jakoś szybko i przyjemnie mi się przeczytało całość. Tylko następnym razem nie częstuj nas takim dużym notkami, ok?
    Muszę przyznać, że piszesz wciągająco, od tekstu promienieje...pozytywna energia, aż chce się czytać. Cieszę się, że wróciłaś ;)
    Rozdział naprawdę mi się podobał. Początkowo wystraszyłam się o intencje Dracona, ale po jego wyjaśnieniach, nadal zachował moją sympatię. Parę rzeczy się rozjaśniło, z czego się cieszę. No i wspaniała sceneria! Pole fioletowych kwiatów, kapiliczka, mmm...
    Draco i Hermiona w tym rozdziale zaczęli przypominać siebie, że tak powiem. Już nie było tak uprzejmie i szlachetnie. Ich wymiany zdań były błyskotliwe i zawierały kpinę. To dobrze, czymże by było Dramione bez choćby jednej złośliwości?
    I zaciekawił mnie pomysł z czarodziejskim małżeństwem. Fajnie się mają bez zdrad i rozwodów. No i zastanawiam się nad tym patronusem. Czy Miona celowo nadała mu inny kształt? Ale czemu?
    Muszę jeszcze wspomnieć o negatywach. Otóż miałm wrażenie, że chwilami akcja spisana była w biegu. Pojawiło się tu kilka błędów ortograficznych, a zwłaszcza interpunkcyjnych(przecinki były postawione w zbyt wielu miejscach, przez co trudniej się czytało). Dziwna też była kompozycja zdań. Bohaterzy coś mówili, a potem zdania od nowej linijki także należały do wypowiedzi, przez co się trochę gubiłam, nie wiedziałam, kto teraz mówi. Ponieważ we wcześniejszych rozdziałach tych błędów było znacznie mniej, dochodzę do wniosku, że musiałaś się po prostu śpieszyć. Następnym razem radzę sprawdzić tekst pod różnymi względami, dodać więcej opisów uczuć i min, a także wprowadzić takie zabiegi, byśmy mogli rozszyfrować adresatów dialogów.
    Mimo wszystko rozdział był super i czekam na kolejny :)

    I takie pytanie. Czytasz nadal mojego bloga? Bo ostatnio się nie odzywasz i jestem ciekawa. Powiedz mi proszę. Ja mimo wszystko będę czytać Twoje opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest taki długi, bo tak długo mnie nie było - jak mówiłaś.
      Tylko na Zakochanym wygodnie mi się pisze tak długo. Tutaj rozdziały mają być krótkie i konkretne.
      Co do błędów, dopiero publikując widziałam jak wiele ich jest i w przyszłym tygodniu, jak już nie będę pracować będę poprawiać ORAZ skomentuję blogi, w tym również Twojego.
      Dziękuję za tak wyczerpujący komentarz.
      Pozdrawiam:*

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź. Tylko proszę, nie pisz znowu zbyt krótkiej notki ;)
      Aha, rozumiem, dobrze. Tak właśnie myślałam, że nie miałaś zbyt wiele czasu, by sprawdzić tekst, inaczej byś to zrobiła.
      Czekam niecierpliwie na nową notkę :*

      Usuń
  8. Mam pytanie: czy będzie ciąg dalszy?
    O Merlinie tak się wczytałam, że teraz nie mogę czekać na kolejny rozdział. Ja muszę już wiedzieć, co będzie dalej. Błagam, nie maltretuj mnie. Kiedy pojawi się coś nowego w dziejach tej historii? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna porcja komentarza: ja wcale nie uważam, że rozdział jest za długi. Jest idealny. Mnie osobiście by wkurzało, gdybym musiała to czytać w kawałkach.

      Usuń
  9. Proste. Herm kocha Dracze, dlatego jej patronus zmienił kształt.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wstępie muszę się skarcić ponieważ nigdy nie komentuję. A to ogromny błąd Jestem fanką twojego opowiadania, doslownie od wczoraj nie mogę się od niego oderwać. Wspaniała fabuła, styl oraz pomysł. Nie pozostaje mi teraz nic innego jak zaglebic sie jeszcze bardziej w swiat tego opracowania.
    -M

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic