czwartek, 23 sierpnia 2012

Moja wizja dalszego życia Draco M. - Cz. VI

"W poszukiwaniu samego siebie."

Rozdział VI - Piękno 
   Otworzył oczy i przeciągnął swoje – podobno – piękne ciało. Zaraz. Jakie „podobno”? Przecież jestem snobem, egoistą i zapatrzonym w siebie arystokratą – pomyślał. -  A no tak, przecież odkryłem, że nie chcę taki być. A pewna przepiękna istotka chyba chce mi w tym pomóc. Ach, jeszcze jedno. Chyba mnie nie chce.
   Poszedł do łazienki, zimny prysznic nieco otrzeźwił jego umysł. Lód…  Arystokraci mają go aż za wiele. Są chłodni i powściągliwi. Nie ukazują publicznie czuć, są twardzi i nie ugięci. Nie wolno im pochylić głowy przed kimś „nie godnym”, nie ważne kim on dla ciebie jest. A mimo to Draco wiedział, że to tylko pozory. Że, jego rodzice wcale tacy nie są. Że kiedy są sami potrafią je sobie okazywać. To tylko maski, które muszą przywdziewać, bo zostali tego nauczeni. A Draco uczy się tego samego. Ale nie chce być tak samo lodowaty jak jego ojciec. Chce uśmiechać się ciepło do każdego. Nie, teraz już tego pragnie i potrzebuje. Dlaczego? Bo najdziwniejsza, najbardziej niezwykła osoba jaką mógł spotkać, tak uśmiecha się do niego. I wprawia go to w taką euforię, że już prawie się od tego uzależnił.
   Stanął przed lustrem, przepasany jedynie puszystym, zielonym ręcznikiem z herbem Slytherin’u. Była sobota i zastanawiał się w co się ubrać. Spojrzał na czarny garnitur, a potem na rzeczy, które dostał od Alice. Wtedy przed oczyma stanęła mu jej piękna twarz, która złości się, że nie ubrał tego co od niej dostał. A była to złość godna mordercy. Tak, to go dostatecznie zmotywowało. Zaczął grzebać w torbie. Dostał właściwie to samo co miał na sobie już wczoraj, tylko w innych kolorach.
Ubrał się. Spojrzał w lustro. A co z włosami? – pomyślał unosząc jedną brew do góry. Usłyszał stukanie w szybę. Feniks przyniósł widomość. Od Alice. Pisała by roztrzepał swoje włosy. I, że ma iść na śniadanie. Ona po niego przyjdzie. Znów będzie niewidzialna.
   Idąc korytarzem do Wielkiej Sali, był głównym tematem plotek i westchnień. Każda dziewczyna w szkole taksowała go wzrokiem, zatrzymując się na włosach i umięśnionym brzuchy, gdyż koszulka, którą miał na sobie dzisiaj była mocno upięta na jego fantastycznym brzuchu. W Wielkiej Sali cała damska część szkoły usiadła naprzeciwko niego, tak by móc go podziwiać. Nawet Hermiona Granger i Ginny Weasley nie mogły oderwać od niego wzroku, co bardzo im się nie podobało, a jeszcze bardziej Harremu i Ronowi.
   Draco był pod wrażeniem, ale trudno mu się było do tego przyznać nawet przed samym sobą. Postanowił to jednak ignorować i skupić się na Alice. Za chwilę miała się zjawić, więc musiał się najeść. Postawił na tosty z miodem.
 - Robisz wrażenie. – Usłyszał szept tuż przy uchu i zadrżał.
   Dopił sok i wstał od stołu kierując się w stronę wyjścia.
 - Jak tylko przekroczysz próg, wszystkie westchną.
 - Co? Zapytał nie rozumiejąc, a potem zniknął za drzwiami. Zaraz potem usłyszał głośne achhhh.
 - Nie rozumiem – pożalił się. – Ja tylko zmieniłem fryzurę i strój. I dzięki temu nawet Gryfonki zwracają na mnie uwagę?
 - Nie przyszło ci do głowy, że wcześniej też tak było?
 - Ale wcześniej moja rodzina miała jakąś pozycję w czarodziejskim społeczeństwie!
 - To miało znaczenie  tylko dla Ślizgonów. I ty dobrze o tym wiesz. A co do Miony…
 - Miony?
 - No. To zdrobnienie jej imienia.
 - Wiem o tym – żachnął się.
 - Co do Miony, - kontynuowała - to właśnie sobie uświadamia, że twój strój musi oznaczać, że zaakceptowałeś mugoli oraz, prawdopodobnie,  że przestaniesz jej ubliżać.
 - A ty co, wróżka?
 - A ty nie? – Odpyskowała.
   Popchnęła go w kierunku gabinetu dyrektorki i szepnęła mu hasło do ucha.
 - Miłość, honor i odwaga. – powtórzył. – Gryfoni… - Wywrócił oczami. I Niemal zobaczył jak ona podnosi jedną brew do góry. Zaraz, to przecież mój gest, pomyślał blondyn.
 -  Po co tak właściwie tu przyszliśmy? – Zapytał kiedy gargulec ich przepuścił, a Alice zdjęła Pelerynę Niewidkę.
 - Chciałam, żebyś mi towarzyszył na zakupach w Londynie.
 - Znowu?! – Jęknął i przekroczył próg gabinetu.
 - Tym razem na Pokątnej.
 - Na pokątnej, a co ty tam chcesz kupić? Mątwę dla Feniksa? Olbrzym może ci ją przynieść.
 - Pół olbrzym, Panie Malfoy. Dowiesz się jak już was tam eskortuję. – powiedziała zimnym tonem.
 - Ciociu błagam! – Jęknęła Alice. – Rozmawiałyśmy o tym, zgodziłaś się, więc proszę, bądź milsza. Choćby ze względu na mnie.
- Więc po co tu jesteśmy? – Zapytał kiedy wyszli z Dziurawego Kotła.
 - Chcę kupić różdżkę u Olivander’a. I tak, dobrze słyszałeś, RÓŻDŻKĘ.
 - To będziesz chodzić na zajęcia? – Nie podobało mu się to. Zbyt wielu chłopców (jeśli nie każdy) by się nią interesowało. Ona była jego.
 - Miałam nadzieję, że ty mnie czegoś nauczysz.
 - Mam być twoim nauczycielem? Nie no, w porządku. – Powiedział z udawaną obojętnością.
 - Ej! Więcej entuzjazmu!
   Uśmiechnął się szeroko, szczerze. – Tak może być? – Zapytał?
 - Tak ma być zawsze! Uwielbiam jak się uśmiechasz.  – Powiedziała i z  uśmiechem na ustach, tanecznym krokiem pobiegła do drzwi sklepu.
 - Która ręka ma moc? – Zapytał wytwórca różdżek.
 - Którą ręką piszesz? – szepnął Draco.
 - W takim razie obie maja moc.
 - Obie? – Zapytali  mężczyźni w sklepie.
 - Potrafię pisać prawą i lewą ręką, i z tego korzystam.
 - Dobrze więc. Proszę machnąć… którąś ręką.
   Machnęła. I nagle -  znikąd -  na ladzie pojawiło się białe, podłużne opakowanie różdżki. Olivander  patrzał na to zjawisko oniemiały. Draco za to wolał przyglądać się Alice, która z pietyzmem otwierała skrzynkę. A różdżka, która z pewnością  przeznaczona była tylko dla niej, wyglądała naprawdę dziwnie. Była biała, niemal przeźroczysta, idealnie prosta, rozszerzająca się ku uchwytowi. Najdziwniejsze w niej było to, z czego była zrobiona. Odbijała światło niczym lód, ale mimo to ewidentnie była z drewna. Wyglądała na kruchą i delikatną, a w rzeczywistości była nie do złamania.
   Draco spojrzał dziewczynie w oczy. Pokazywały, że wie z czego różdżka jest zrobiona. Pokazywały też, że jej własna wiedza ja dziwi  i przeraża.
- Skąd ma pan tę różdżkę? – Zapytał blondyn, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ja… Ja nie mam pojęcia. Ja jej nie zrobiłem, ona pojawiła się znikąd! – powiedział histerycznie Olivander.
 - Dobrze więc. – Powiedział, nie spodziewał się żeby Olivander wiedział o tym przedmiocie cokolwiek. Tą wiedzę miała tylko Alice. – Weźmiemy ją.
   Po tych słowach, dziewczyna obudziła się z letargu w jakim była przyglądając się różdżce. Schowała ją do pudełka i nie pytając nawet o cenę, rzuciła sakiewkę pełną złotych Galeonów na ladę.
   Wyszli.

   Draco chwycił dziewczynę za rękę pociągnął w kierunku sklepu z szatami. Czas na błyskotki będzie później, poza tym ona nie może być byle jaka. No i mama mu najlepiej doradzi. Jego prezent musi pasować do jej niezwykłej natury. Wiedział co chce kupić, chciał tylko wybrać idealny model. Musiał mieć kolor jej oczu. Dokładnie taki sam. Znalazł. Był na samej górze regału. Poprosił o niego i wsadził go jej na głowę.
 - Chcesz mi kupić tiarę?
 - Różdżkę już masz, teraz musisz jeszcze wyglądać jak czarownica. Podoba ci się? – Zapytał.
 - Jest idealny.
 - Weźmiemy go. – Powiedział sprzedawczyni i zapłacił należną sumę.
 - Ale jakoś siebie w tym nie widzę.
 - Bo to zaczarowany prezent. – Puścił jej perskie oczko i machnął różdżka, dotykając jej koniuszkiem kapelusza. Ten zamienił się w prześliczny wianek z polnych kwiatów. – To mój prezent. – Powiedział obracając ją w kierunku lustra. – on nigdy nie zwiędnie, a jak będziesz chciała, żeby znowu był kapeluszem, wystarczy, że dotkniesz go końcem różdżki. I na odwrót.
 - Jest piękny! – Powiedziała z szerokim uśmiechem, obracając się przed lustrem. Jej błękitna, jedwabna sukienka płynęła za nią.
   Jest taka naturalna, jak mój prezent - pomyślał Malfoy.
 - Dziękuję! – powiedziała i pocałowała go w policzek.
   Draco był tak zaabsorbowany tym, co przed chwilą zrobiła, że kompletnie nie zwrócił uwagi na jej wyraz twarzy. Oprzytomniał dopiero kiedy poczuł szarpnięcie za rękę.
   Poszli na lody.
  
  Dochodziła północ. Siedzieli, wśród kolorowych poduszek, na wieży astronomicznej, zajadając się owocami. Draco, przyglądając się jej uśmiechniętej twarzy, nie mógł zrozumieć dlaczego czuje się w jej towarzystwie jak dzieciak. Czasem nawet przyłapywał się na tym, że chce ją o to zapytać, zawsze wtedy rugał siebie, za swoją głupotę.
 - Chyba wiem od jakiego zaklęcia zaczniemy. – Powiedział, a ona jak na zawołanie wyciągnęła swoją różdżkę
 Wybór był dość dziwny, teraz tak mało pożyteczny. „Accio” pewnie byłoby lepsze. Jednak ona tak bardzo kojarzyła mu się z dobrem. Chyba nawet stała się dla niego uosobieniem dobra. Chciał pokazać jej zaklęcie, które wiązało się z dobrem. Z obroną przed złem, bez krzywdzenia innych.
 - Zamknij oczy. – Szepnął jej wprost do ucha, upajając się przy tym jej cudownym zapachem. – I przywołaj wspomnienia, najszczęśliwsze jakie pamiętasz. – Zatrać się w nim. Niech cię całkiem wypełni, niech sprawi, że poczujesz się lekka i wolna. – Szeptał jej nadal, niemal dotykając ją  ustami, a ona pochłonięta swoimi wspomnieniami uśmiechała się coraz szerzej. – A teraz powiedz zaklęcie. „Expecto Patronum”.
   Jakaś cząstka jego woli znalazła w sobie odrobinę siły i kazała odsunąć się od dziewczyny. Ta dalej zatracona we wspomnieniach, jak w letargu podniosła różdżkę i wyszeptała zaklęcie. A potem? Oślepiający blask i odrzucająca w tył siła. Siła, która emanowała takim szczęściem, że wręcz radość przytłaczała serce, nie pozwalając mu normalnie pracować. A sam Patronus? Na pewno nie był „sam”. Zamiast jednej istoty, po niebie pędziło stado jednorożców. Nie były srebrne jak każdy Patronus, były bielusieńkie. Były…
   Nieskazitelne.
   Jednorożce, nieskalane złem istoty, których stracenie grozi największym przekleństwem. Były piękne i dobre. Silne i odważne. Mądre i majestatyczne. Ufne, ale rozsądne. I kochają tak jak tylko Adonai potrafi.
   Pasowało do niej. Dla Draco, pasowało to do niej aż za bardzo. Była piękna. Absolutnie, niezaprzeczalnie piękna. Pociągała go w każdy możliwy sposób. Pociągały go jej oczy, jej niesforne, odstające we wszystkich kierunkach włosy, jej niebiański zapach. Jej ciało. Jej dobro, jej radość, jej naturalność, jej opanowanie, jej cierpliwość i jej bark. Jej skromność i pokora. Jej odwaga, jej rozsądek, jej hojność i jej ufność. To jak patrzy na życie. Pociągał go jej uśmiech - ten sam, który towarzyszy jej niemal na każdym kroku.
   I gdy tak światło znikało, a chłopak myślał o tym wszystkim, doszedł do najważniejszego – ona jest jego. I czas o nią zawalczyć. Czas zrobić to, czego tak bardzo pragnął.
   Zbliżył się do niej. Miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Trochę jakby była w innym świecie. Patrzył w jej oczy, coś się w nich zmieniło. Zamarły w oczekiwaniu, na to, co będzie dalej. Draco przybliżał się do niej coraz bardziej i bardziej. Tak bardzo chciał poczuć smak jej ust, na swoich. Tak bardzo pragnął by oddała mu pocałunek. Tak bardzo chciał by naprawdę była jego.
   Już prawie, prawie dotknął jej winnych ust, kiedy usłyszał skrzek. Odsunął się. Zaraz potem na ramieniu Alice usiadł szkarłatny ptak – jej Feniks.
   Chłopak odsunął się zawiedziony. Nie wiedział, że dla dziewczyny, to był ratunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic