czwartek, 23 sierpnia 2012

Moja wizja dalszego życia Draco M. - Cz. VII

"W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE"

Rozdział VII – Płomienie
 
   Draco leżał na swoim ogromnym łóżku i wpatrywał się w zielony baldachim nad sobą. W końcu nie wytrzymał i rzucił poduszką prosto w ścianę.
 - Co ten ptak sobie wyobraża? Żeby przerywać mi, w takim momencie?! Po jaką cholerę on tam w ogóle przyleciał?
   Był zły na cały świat, bo do niczego między nimi nie doszło. Do niczego. W głowie ciągle miał jej cudowny zapach i wspomnienie tego, że gdy się od niej odsunął, to szepnęła coś ptaku, a potem powiedziała, że musi już iść.
   Jęknął i rzucił kolejną poduszką. Od siły uderzenia niemal się rozpadła.
   Usłyszał stukanie. Jeśli to Faweks, to przysięgam, że wyrwę mu te piękne, złote pióra, pomyślał i odwrócił się w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Była tam sowa jego matki. Otworzył kopertę. Narcyza Malfoy odpisała na list, który wysłał przed obiadem.

Draco,
To co napisałeś, było dosyć… dziwne. Pisałeś o pięknej dziewczynie, z którą chodzisz do szkoły. Pisałeś, że zmazała z Ciebie przekleństwo. Z niezrozumiałych dla siebie powodów, rozumiem to bardzo dosłownie.


[RETROSPEKCJA]
 - Przyszedłem tylko na chwilę, pani profesor. Profesorze Dumbledore, profesorze Snape – skinął głową portretom byłych dyrektorów. - Chciałbym o coś zapytać. – Odsłonił swoje lewe przedramię.
   Brodaty czarodziej uśmiechnął się szeroko, jakby cieszył się, że jego teoria okazała się prawdą. Snape natomiast zachłysnął się powietrzem.
 - To nie możliwe!
 - Więc jak? – zapytał blondyn.
 - Och Severusie, mówiłem ci przecież, że ona jest niezwykła, inna niż każdy z nas. Zresztą, rozmawiasz z nią często, więc co cię dziwi? – Zwrócił się do Draco: – Mogę ci tylko powiedzieć, że „biała magia” to określenie, którego potocznie używa się mówiąc o dobrej magii. Jednak, tak naprawdę jest „czarna magia”, „magia zwyczajna” - czyli nasza i „magia biała”, o której krążą tylko legendy. Jesteś pierwszą osobą jaką spotkałem, która dostąpiła tego zaszczytu. Być może jedyną.
[KONIEC]

I pisałeś, że gdybym ją poznała, na pewno bym ją polubiła. Cały ten list był do Ciebie niepodobny. Nie będę Ci tłumaczyć, skąd wiem dlaczego on był taki nietypowy (jak na Ciebie), ale powiem, że bardzo się cieszę.
W kopercie masz pierścionek. Wiem, że prosiłeś o coś oryginalnego, ale on ma kolor twoich oczu. Identyczny kolor. Wiem, że jej się spodoba.
Kocham Cię,

N.

   Chłopak przeczytał tę krótką wiadomość chyba z 10 razy, ale i tak niewiele z niej zrozumiał. Otworzył satynowe pudełeczko i zobaczył pierścionek. Rzeczywiście, w kolorze jego oczu. I tylko głupiec nie powiedziałby, że jest piękny.
   Gdy wsadził pierścionek z powrotem do satynowego pudełka i zamknął je coś sobie przypomniał.
   Potter.
   Szedł po kamiennych schodkach ciągnących się wzdłuż błoni, bo jakiś pierwszoroczniak z Gryffindor’u powiedział mu, że Harry Potter i dwójka jego najbliższych przyjaciół idą na herbatkę, do tego - jak powiedziała Mc’Gonagall - pół-olbrzyma, Hagrida.
 - Potter! – zawołał, gdy ci byli jakieś trzy metry od drzwi gajowego. Cała trójka natychmiast obróciła się w jego kierunku. Na krzyk zareagowali też wszyscy uczniowie, którzy siedzieli w pobliżu. – Potter – powiedział już ciszej, kiedy do nich dobiegł. – Ja… Harry Potterze, ja chciałem ci podziękować. Uratowałeś mi życie. A ciebie... – zwrócił się do Hermiony – ciebie chciałbym przeprosić. Przeprosić za wszystkie urazy jakimi cię raczyłem w przeszłości. I przeprosić, za to, co przytrafiło ci się w moim domu. Przepraszam ciebie, ale was też.
   Spojrzał na nich i zaniemówił. Na ich twarzach nie było żadnej wrogości, żadnego dystansu. Nic nie świadczyło o tym, żeby sądzili, że to jakiś żart. A przede wszystkim, wyglądali jakby się go spodziewali. Tylko z twarzy Ronalda Weasleya można było wyczytać, że trudno mu uwierzyć, że rzeczywiście to zrobił. Że przyszedł i kaja się przed nimi.
 - Jestem Harry. Harry Potter – powiedział chłopiec z błyskawicą na czole, wyciągając rękę ku blondynowi, jakby znów byli jedenastoletnimi chłopcami, bez niemiłej przeszłości.
 - Draco Malfoy. – Uśmiechnął się. I powtórzył gest z Weasleyem. Na koniec została Granger. Stwierdził, że się postawi i zrobił coś, o co nigdy by siebie nie podejrzewał. Ujął jej dłoń i pocałował ją, delikatnie, niczym prawdziwy gentlemen. Niemal słyszał jak wszystkim dziewczynom na błoniach opadają szczęki. Brunetka za to uśmiechnęła się uroczo, była nieco zawstydzona.
   Mimo wszystkiego co zrobił, oni nadal – w każdym razie na pewno Harry i jego przyjaciółka – nie byli ani trochę zdziwieni. Jak gdyby ktoś im powiedział, że do nich przyjdzie…
 - Alice... –szepnął, kiedy prawda spadła na niego niczym grom z jasnego nieba. Jednak to samo, dokładnie w tym samym momencie powiedział Ron. Draco spojrzał się na rudego chłopaka, który patrzył maślanym wzrokiem, niemal śliniąc się przy tym, na kogoś nad nim. Odwrócił się.
   Po schodkach, w ich kierunku, szła piękna dziewczyna, o kruczoczarnych włosach, bladej, idealnie gładkiej, nieskazitelnej cerze, pełnych, czerwonych niczym wino ustach i ciemnych jak noc, ogromnych oczach. Była tak niesamowicie piękna, że willa przy niej była nikim. Prawdopodobnie z zazdrości o jej urodę, odebrałaby jej życie.
   Alice wyglądała jak panna młoda. Ubrana była w długą, białą suknię z trenem, którą prosto skrojono. Odcinała się pod biustem, a materiału wręcz płynął za nią na wietrze. Miała cieniutkie ramiączka, wysadzane diamencikami, które pokrywały też szycie dekoltu. Na rękach trzy cieniutkie iskrzące się w słońcu, diamentowe bransoletki, a na odstających we wszystkich kierunkach włosach, wianuszek od Draco. W rękach trzymała swoją niezwykłą różdżkę.
   Wyglądała jak Anioł.
   Zatrzymała się. Mimo, że stanęła schodek wyżej niż Draco i tak była od niego niższa. Otwarła usta żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Przyglądała mu się szukając odpowiednich słów.
   Nie znalazła ich.
   Nigdy ich nie znajdzie.
   Spojrzała na trójkę ludzi stojących za blondynem. Jej oczy zaszkliły się od łez. Dzięki nim się nie pogubisz, pomyślała. Ogarnęła spojrzeniem przestrzeń wokół nich, a potem powiedziała Malfoy'owi:
 - Chcę byś to przechował. – Podała mu różdżkę. A potem, z ogromną ostrożnością zdjęła wianek z głowy i podała mu go.
   Zaczęła się cofać o parę stopni.
   W tej właśnie chwili wszyscy spojrzeli w górę. Zza jednej z wież zamku wyleciał Faweks. Harry Potter nie mógł uwierzyć w to co widzi. To ten sam ptak, który uratował mu życie, ten sam, który odleciał po śmierci Dumbledore’a. Wszyscy poza Alice patrzyli na niego jak zahipnotyzowani. Nie mogli zrozumieć tego dziwnego przedstawienia.
   Ale Draco… Draco był przerażony.
   Kiedy Alice przystanęła, ptak w tej samej chwili zawisnął w powietrzu nad nią. Dziewczyna podniosła ręce w górę, a w chwili kiedy jej dłonie dłonie dotknęły szkarłatno-złotych piór, zniknęła w płomieniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic